Rozdział 16 Wynurzony z ciemności
Ana straciła przytomności na krótką
chwile, otworzyła oczy i poczuła przeszywający ból z tyłu głowy, a jedyne co ją
otaczało to ciemności i mały promyk światłą z dziury, którą przez przypadek
stworzyła.
-Halo
jest tam kto?
-Halo
jest tam kto?-Odezwało się echo.
Powoli próbowała się podnieść, lecz od
razu ścinało ją z nóg i zaczynało się jej kręcić w głowie.
-Co
jest do jasnej cholery!- Wrzeszczała chcą dać ujście swojej frustracji.- Jakim cudem się to pod mną załamało.-Myśli nie dawały jej spokoju, a ból powoli zaczął odpuszczać.- Czemu to ja nie mogę mieć normalnego życia?
-A po co ci takie?-Odezwał się męski głos.
-Kto tam jest?- Nikt nie odpowiedział.- Boże, zaczynam głupieć, przecież jestem tu sama.
-A potrzebujesz kogoś?
-To nie jest śmieszne, albo wyłaź kimkolwiek jesteś, albo zostaw mnie w spokoju.
-A czym jest spokój?- Ana nie wiedziała o co chodzi, dlatego znowu spróbowała wstać i podpierając się o brudną, betonową ścianę ruszyła w stronę skąd słyszała głos, chcąc się przekonać do kogo należy.
-Kim jesteś?
-A ty kim?
-Jestem Ana Matsuo, a ty?
-O my lady.
-Odpowiedz mi na pytanie?
-Słuch cie zwodzi, czy nadal nie pamiętasz?
-Nie rozumiem o co ci chodzi?
-A kto ma to rozumieć?
-Ah i po co ja gadam do siebie?
-Zanim coś powiesz, zastanów się?
-A to dlaczego?
-O my lady, ty nadal nie pamiętasz, a myślałem że Luna ci coś wyjaśniła.
-Wyjaśniła mi tylko że jest to trudny przypadek, a żeby wróciła mi pamięć potrzebny jest rytuał.
-To tylko jedno z wyjść, czyż nie?
-Nie będę rozmawiać z niczym, pokarz się?
-Tak jest my lady.- Z ciemności wyłonił się stwór świecący w ciemności, wyglądał jak człowiek, ale emanował aurą boskości.
-Kim jesteś!
-Wampir, jedyny ocalały z rodu wampirów potrafiący znikać w ciemności.
-Czy wszyscy których spotykam to wampiry?
-W większości tak, bo jesteś jedyną osobą, która zamiast niszczyć daruje życie.
-Nie rozumiem o co chodzi.
-Nie przemęczaj się, dopiero co zemdlałaś, a twoja głowa krwawi.
-Zabierzesz mnie na górę?
-Nie mogę.- Odwrócił wzrok.
-Dlaczego?
-Zajmę się tobą, mam tu pokój i powinienem mieć opatrunki.
Wziął ją w ramiona, jak księżniczkę i
zabrał w mrok, gdzie była w stanie widzieć tylko jego delikatny blask. A gdy już dotarli do jego pokoju szybko zabandażował jej krwawiące miejsce i podał leki przeciwbólowe.
-Powinno się zagoić w jakąś godzinę.
-Wyjaśnisz mi parę rzeczy?
-Ależ oczywiście my lady.
-Proszę nie nazywaj mnie tak. A wracając do temat twoje imię to?
-Angelo.
-Więc Angel jesteś wampirem, który potrafi znikać w ciemności, a jakie są jeszcze rodzaje wampirów?
-Na początku było trzydzieści dwa rody, z czego każdy ród miał jakąś specjalność, jednak wampiry pokłóciły się o władze, dlatego wybucha tysiącletnia wojna, podzielona na dwa fronty po szesnaście rodów.
-Ile rodów pozostało?
-Dwa my lady.
-Mam rozumieć, że Marcel jest głową jednego z nich, tak?
-Dokładnie.
-A jeśli zostały tylko dwa rody, to jakim cudem ty i Luna, jeszcze żyjecie?
-To wszystko dzięki tobie my lady, jesteś jedyną osobą, której udało się ocalić przynajmniej po jednej osobie z każdego rodu.
-Niby jak udało mi się to osiągnąć, skoro wojna trwa tysiąc lat, a ja mam dopiero siedemnaście lat?
-To wiedza, której musisz sama się dowiedzieć, a aktualnie musisz wrócić, bo inaczej oni zaczną coś podejrzewać.- Znowu chwycił ją w ramiona i zabrał ją do schodów, które były obrośnięte mchem i pajęczynami.- Tymi schodami dotrzesz na górę i nie mów nikomu że mnie spotkałaś.-Po tych słowach zniknął w ciemności zostawiając Ane z kolejną informacją o wampirach i pytaniem dlaczego ona jest w to wszystko zamieszana, przecież była człowiekiem.
Ana ruszyła schodami w górę i powoli
stąpając, przytrzymując się barierki szła z już prawie zagojoną raną na głowie.
Gdy dostał się na właściwe piętro, od razu Luna rzuciła się jej na szyje.
-Spotkałaś
Angela, prawda?-Szepnęła jej do ucha.
-Tak.
-Mam
nadzieję że go nie wydasz.-Spojrzała na nią tymi rubinowymi oczami i zabrała
jej opatrunek z głowy.- Marcel! Wojtek! Znalazłam ją, jakimś cudem udało się
jej wejść na górę!- Po tych słowach oboje zlecieli się i z uczuciem ulgi westchnęli.
Po tym wszystkim Marcel zabrał Ane
do domu, zostawiając Wojtka na dłuższą chwile z Luną, z którą rzadko się
widywał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz