Translate

30 października 2015

Rozdział 6 Co się działo w gimbazie

Ze względu na zbliżając się święto wstawiam rozdział wcześniej.

Rozdział 6 Co się działo w gimbazie
Ana i Marcel zostali w hotelu zamiast na wycieczkę, czekali jakiś czas i w końcu przyszła do nich jakaś stara baba i kazała im usiąść na oddzielnych fotelach.
-No dobra zacznijmy od samego początku, jak się poznaliście?
-No to było na początku gimnazjum, chodziliśmy do oddzielnych klasa, ale przeniosłam się, ponieważ miałam lepsze oceny od przeciętnych.
-Tak i przyszłaś do tak zaawansowanej grupy że dziewczynka sobie nie radziła.
-Przymknij się! Przeniosłam się dopiero w drugiej klasie, ale nasze klasy miały łączony w-f, więc często byliśmy w jednej drużynie.
-No to trzeba ci przyznać, gdy dostałem raz od ciebie piłką do nogi w brzuch to myślałem że zaraz umrę.
-No nie przesadzaj.
-Halo nie zapominajcie tu o mnie, to ja zadaje tu pytania.-Wtrąciła się Pani Pedagog.
-No to niech Pani pyta.- Wymówił to tak sarkastycznie że szkarłatnooka zaczęła się śmiać.
-Od kiedy się kłóćcie?
-Odkąd pamiętam.-Powiedzieli razem w zamyśleniu.
-A dokładniej?
-Ja zawsze ją wkurzałem, co tu dużo mówić.
-No rzeczywiście pamiętam jak próbowałeś wcisnąć wszystkim uczniom w szkole, że kocham się w obleśnym nauczycielu od w-f. A na facebooku wstawiałeś jego zdjęcia na naszej grupie klasowej, żeby mnie wyprowadzić z równowagi.
-Tak, to były dobre czasy, co nie Aneciu.
-Tak Marcelusiu, już ci milion raz mówiłam żebyś nie zdrabniał mojego imienia!
-A tak dokładniej, dlaczego się nienawidzicie?
-To jej/jego wina.-Spojrzała na nich jak na idiotów.
-Wytłumaczcie dlaczego.
-Nie widzi tego Pani.-(Znowu).- Nie papuguj!
-Wasz problem jest cholernie dziwny, jesteście po prostu nie normalni.
-I tu trafiła pani w sedno.-Popatrzyła się na nich dziwnym wzrokiem.
-Dlaczego?
-Bo czy on/ona może być normalny/normalna.-Pani chyba się poddała, po chwili patrzenia na nich po prostu wstała i wyszła.
-No to mamy tą idiotkę z głowy.-Rozsiadł się jeszcze wygodniej w fotelu.
-Dlaczego zawsze chcą wysyłać do nas pedagoga?
-Może dlatego że zbytnio nie zachowujemy się jak ludzie?
-Może, a pamiętasz gdy po raz pierwszy skręciłeś sobie kostkę na w-f-ie, graliśmy w piłkę nożną i czekałam z tobą na twojego starego, który się do ciebie nie spieszył.
-Pamiętam, to były taki dobre czasy.
-Albo gdy pomyliłeś łazienki i wszedłeś do damskiej, kiedy wszystkie brały prysznic, byłeś w tedy taki czerwony jak burak.
-Tak widziałem cię w całej okazałości.
-Jakie szczęście, że nie miałeś przy sobie aparatu.- Zaczęła się jak zwykle strasznie głośno śmiać.
-Tak ale za to było gorzej gdy miałaś swoją piętnastkę, byłaś tak najebana, że normalnie nie mogłem na ciebie patrzeć.
-No w tedy to był mój pierwszy raz gdy piłam alko, a dziewczyny zbytnio mnie podpuściły.
-Tak rzygałaś całą noc.
-Jakie szczęście że mam pustkę i nie pamiętam tej sytuacji.
-A szkoda, bo bredziłaś trzy po trzy.
-Co? Co dokładnie mówiłam?
-Gadałaś że się w kimś skrycie podkochujesz.-(O szit dobrze że nie wygadałam się w kim, bo to w nim się przez całą gimbaze podkochiwałam, nawet napisałam kilka fajnych wiersz jeden z nich na pierwsze walentynki brzmiał tak:
Jeden uśmiech, jeden błysk twego oka,
Jeden gest, jedna nuta,
Tak mija cała minuta,
Choć wbija mnie w trwoga,
Wiem że blisko ciebie być mogę.
Choć losy w inną skierował nas stronę.
Debilizm wiem, wiem, a napisałam ich jeszcze kilka, ale żadnego mu nie dałam i postanowiłam zmienić obiekt swoich uczuć, które ukrywam od bardzo dawna…)-Hej co się tak zacięłaś?
-Co, a nic, zastanawiałam się tylko, o kogo mogło mi chodzić.
-Pewnie o osobę na jedną noc.-Westchnął.
-Może, a ty też nie byłeś taki święty.
-Co ja zawsze byłem osobą o wiele od ciebie dojrzalszą.
-Tak pamiętam zakończenie pierwszej klasy, jak nie zauważyłeś jak koledzy odsunęli ci krzesło i padłeś jak placek na ziemie.
-To był tylko jednorazowy przypadek.
-Tak, zawsze z chłopakami tłukłeś się przed w-f, albo właziłeś na nisko usadowiony kosz.
-To było tylko dla popisu.
-Tak mów tak dalej, ty nigdy niemogący dorosnąć dzieciaku.
-Aneciu ty też nie jesteś lepsza.
-Ja ci dam Anecie!!!-I zaczęło się, głupek zaczął uciekać, a ona zanim, w końcu trafiła do skrzydła chłopaków, gdzie bęcwał próbował się zabarykadować, ale prawie wyłamałby drzwi, dlatego złapał za poduszkę i zaczęła się bitwa na poduszki. Na początku wygrywała, ale potem wziął ją z zaskoczenia i po jej wygranej. Wtargnęła przez przypadek do męskiej toalety i zobaczyła prysznic, więc wzięła słuchawkę i czekała aż wejdzie, powoli zbliżał się w jej kierunku, a ona tylko na niego czekała, wszedł do łazienki, wtedy wyszła z ukrycia i zaczęła lecieć woda ze słuchawki, gdy zauważyła że to nie Marcel. Był to jakiś inny obecny mieszkaniec hotelu (szit). Uciekła gdy facet zaczął krzyczeć, ni z gruchy ni z pietruchy coś złapał ją w pasie i pociągnęło w swoją stronę, trafiła do schowka na szczotki, a przede nią stał ten cymbał.
-Ale żeś odstawiła szopkę.-Zaczął się ze niej śmiać.
-Myślałam że to będziesz ty, byłbyś wtedy cały mokry.
-Przewidziałem taki przebieg sytuacji, ale ten koleś mnie uratował- Dostał ode niej po głowi.
-Jest tak jak na naszej ostatniej Zielonej Szkole.
-No w tedy to dopiero się działo.-Uśmiechnął się swoim idealnym, szyderczym uśmiechem.
-Tak, to były czasy.
-No razem z chłopakami wlaliśmy do basenu tonę mydła i zamiast w wodzie kąpaliśmy się w pianie.
-A potem rzucaliśmy się balonami z wodą, miałeś całą mokrą koszule.
-Tak a tobie było widać stanik pod bluzką.
-Hej gdzie ty się patrzyłeś.-Znowu dostał po głowie i zaczął się ze niej śmiać.
-A może jutro odwalimy im wszystkim niezapomnianą zieloną noc.
-Dobra, to idziemy do sklepy po wszystkie materiały.
Poszli do sklepu i kupili chyba tonę różnych rzeczy do dręczenia ludzi. W tym również sprzęt to włamania się do pokoju dla obsługi, trochę świństw które są jadane żeby dodać do jedzenia, a i wymyślili plan, aby móc zniknąć z sali podczas kolacje to był zajście genialny plan.
Dodatek do rozdziału 5!
Ana Matsuo i Źrebak (Aleksander)

24 października 2015

Rozdział 5 Wieczorne spotkanie

Rozdział 5  Wieczorne spotkanie
            Po późnym powrocie Any i Marcela do hotelu, przywitał ich tłum uczniów, którzy ze łzami w oczach cieszyli się z bezpiecznego powrotu dwóch nieodpowiedzialnych osób.
-Ana Matsuo i Marcelu Kagahai co wyście robili tam w górach?-Zaczęła wrzeszczeć Dominika.-Zaczęliśmy już wysyłać ratowników, a w ni z gruch ni z pietruchy się pojawiacie!
-Przepraszam oddzieliliśmy się od grupy, bo musiałam zawiązać głupiego buta, a ten bęcwał na mnie zaczekał i się zgubiliśmy.
-Jak Dobrze że wam nic nie jest.-Uspokoiła się troch.- Ale więcej nie róbcie takiego zamieszania.
-Tak jest ser.- Powiedzieli razem i wszyscy zaczęli się śmiać z nich, a oni razem z nimi.
-No dobra skoro wszyscy są to informuje że jutro połazimy po okolicznym mieście Shimo.-Wtrąciła się wychowawczyni, ta gburowata która kazała im iść na koniec.-A teraz wszyscy do łóżek, chyba że życie wam nie miłe.
Wszyscy porozchodzili się po pokojach i poszli spać jednak pokręconą dręczył fakt że znowu jej życie jest powiązane z Marcelem, którego chyba w głębi serca lubiła jako kolegę, z tymi myślami, które mąciły jej w głowie wyszła na dwór, żeby trochę się przewietrzyć. Noc był ciepła jak na Wrzesień, czyste niebo bez chmur i księżyc w pełni, oraz tona pojedynczo świecących gwiazd i rozlegająca się cisza. 
-Czemu takiego nieba nie ma w Chesu?
-A co chciałabyś je częściej widzieć?-Spytał jakiś nieznajomy gości,trochę ją też przeraził, ale chyba był w wieku szkarłatnookiej. 
-Przepraszam, myślałam że jestem sama, a w ogóle to kim jesteś?
Odpowiedział ciszą na pytanie.
-Halo. Słyszysz mnie?
-Tak słyszę, jestem Źrebak.
-Co? Jak ktoś może się tak nazywać.
-To moje przezwisko na imię mam Aleksander.-Jego imię pasowało do niego, był blondynem o nieziemskich niebieskich oczach, przypominający głębie wieczornego nieba. Jednakże po dłuższym przeglądaniu się nieznajomemu Ana zauważyła że ma dwa kolczyki w uchu i słodki pieprzyk pod prawym okiem.
-Ja jestem Ana.
-Dziwne to twoje imię.
-To skrót od Anety, bo tak nazywała się moja mama i nie chciała żebym nazywała się jak ona, dlatego tak wyszło.
-Wow, skąd  jesteś?
-Ja z Chesu, a ty pewnie stąd?
-Tak pokazać ci miasto.
-Nie wiem czy mogę iści z tobą.
-Jak to szło, do odważnych świat należy.-Mrugnął przelotnie.
-No dobra i tak nie mogę zasnąć, to zabierz mnie w jakieś ciekawe miejsce.
Chwycił Ane za rękę i powoli pociągnął za sobą, był tak delikatny, jak bita śmietana na truskawce i mimo że go dopiero poznała miała wrażenie jakbym znała go wieki.
-Gdzie mnie zabierasz?
-To niespodzianka, więc zamknij oczy.
-No dobra.
Szli przez jakiś czas i  Matsuo usłyszała dochodzącą z niedaleka muzykę, najprawdopodobniej dyskoteki.
-Idziemy na dyskotekę?
-No można tak powiedzieć.
-Spoko tylko ja muszę wrócić do hotelu przed piątą.
-Rozumiem, ale jest dopiero dwudziesta trzecia, więc się nie martw.
Dzięki kontaktom Źrebaka weszli bez żadnego problemu. W środku czekali na niego jego znajomi przy drinkach, usiedli przy nich i zaczęła się gadka o tym kim jest nowo poznana dziewczyna  i w ogóle. Ana poznała Banana blondyna o zabawnym uosobieniu, Kilera dziewczynę o brązowych włosach i jej chłopak Zygfryda, który był chyba albinosem. Nie poznała jednak ich prawdziwych imion, bo posługiwali się tylko ksywkami, a Aleksander wymyślił jej przezwisko Piękna, było to miłe z jego strony, ale nie pasował jej fakt że mimo iż nie jestem pełnoletnia, jest w barze i może pić alkohol.
-Piękna napij się z nami.
-No niech będzie, ale tylko jednego zgoda.
-Polej jej Źrebak.
I tak impreza zaczęła się rozkręcać, nie wypiła chyba więcej niż 3 drinki, a miła być tylko jeden, no ale od czego jest młodość. Źrebak zaprosił ją do tańca i teraz dopiero zaczęła się zabawa. Światła migał ze wszystkich stron, muzyka stawał się coraz ciekawsza, a Ana  zaczęła się wtapiać w jedno ze Źrebakiem, był dobrze zbudowany jak na tak młodego człowiek a jego ciał były tak blisko i tak daleko, w końcu zbliżyli się tak blisko, że ich usta zaczęły się stykać, przygryzł jej dolną wargę żebym się jeszcze bardziej rozluźniła, jego język zaczął badać jej podniebień, a ona zaczęła odwzajemniać jego pocałunek, gdy musieli odetchnąć by się sami sobą nie udusić, wydali cichutki jęk niezadowolenia. Gdy Ana zerknęła w jego oczy widziała żar, który chciał ja pożreć jak lew swoją ofiarę. Doszedł Szkarłatnooką ogłuszający dźwięk, Źrebak dostał w tyłu głowy, chyba ze szklanki po drinku, stała za nim dziewczyna z ogromnym biustem i skąpo ubrana z rozmazanym makijażem, od łez. Zaczęła go nawalać swoją torebką, co ocuciło Ane z tego cudownego uczuci zmieszanego z nadmiarem alkoholu i w mgnieniu oka, ktoś złapał ją za biodra, położył rękę na ustach, żeby nie mogła krzyknąć i wyprowadził pokręconą z klubu. Nie był to jednak ochroniarz, bo on zajmował się aferą, która działa się w środku. W ciemnej uliczce ktoś puścił uścisk, zostawiając pocałunek na policzku i zniknął w cieniu nocy.
-Kto to mógł być, w ogóle to co się stało?-Zadawała sobie sama pytania, nie znając odpowiedzi.
Wróciła do ośrodka, było tak po trzeciej, była cała spocona, więc wymknęła się pod prysznic. Zaczęła zmywać z siebie ten brud, tego miasta Shimo, które widziała chwile wcześniej. Zaczęła myć włosy szamponem, który spływał pod ciśnieniem wody, po całym jej ciele.
Stuk, puk ktoś kroczył w stronę prysznicy, wyłączyła wodę i chciała zgasić światła, kiedy do damskiej łazienki wszedł chłopak i zatkał jej usta, była tylko lekko okryta ręcznikiem, a był to nie kto inny jak Marcel (Ten to ma wyczucie czasu).
-Ciiii, nie krzycz.
-Ok, co ty tu robisz?- Gadali szeptem, a ona przez chwile myślała że to nauczycielka (fiu).
-Mam lepsze pytanie, co ty robiłaś w tamtym klubie?
-W jakim klubie, wstałam rano żeby się umyć, bo dziewczyny okupywały wczoraj wieczorem łazienkę.
-Kłamiesz czuje od ciebie alkohol.
Chyba ją rozgryzł, nie jest zbyt dobra w kłamaniu, a on chyba już wie kiedy ona kłamie.
-Nie wiem o co ci chodzi.
-Nie ważne, umyj się, bo nie chce dłużej patrzeć na ciebie w samym ręczniku.
Wyszedł już nic nie mówiąc, a Ana wróciła pod prysznic, aby zmyć z siebie całą tą piane.
Wróciła do pokoju by wziąć rzeczy na zmianę, wszystkie dziewczyny nadal spały co wyglądało całkiem słodko, kiedy doszedł do niej fakt że Marcel widział ją prawie nago i na dodatek wiedział że jej nie było w hotelu przez całą noc, no po prostu super. Ubrała się w czyste czarne leginsy i nałożyła swoją ulubioną koszulkę z napisem „No Boyfriend No Problem”. Uczesała również swoje kłaki i nałożyła lekki makijaż, którego nie stosowałam od gimbazy by nie wyglądać jak córeczka mamusi. Zeszła więc do pokoju, ale reszta dziewczyn nadal spała, a ponieważ jej się nudziło zaczęłam czytać „50 Twarzy Greya”, która podobno jest teraz bardzo popularna, bo zawiera głębie głównego bohatera i hard korowe sceny erotyczne, a przynajmniej tak słyszała. 
Jakoś po szóstej rano dziewczyny zaczęły się budzić i szykować, co ją jednak zdziwiło nie były zaskoczone tym że już dawno wstała. Po przeczytaniu jednej trzeciej książki musiała iść na śniadanie z klasą i spotkała znowu tego imbecyla.
-Jak tam noc?- Spytał się dociekliwie, jakby chciał pokazać wszystkim pierwszym klasą że jestem dziwką.
-Moja dobrze, a twoja?
-A co cię to?
-A co cię moja noc w takim razie?-Jak zwykle nie umieją się dogadać.
-Nie masz poczucia humoru, buuu.- Pokazał jej język.
-I kto to mówi, pies który skomle zamiast szczekać. Ups przepraszam zwierzęta są od ciebie mądrzejsze.
-Małpa.
-Świnia.
-Orangutan.
-Ej dość mam waszych ciągłych kłótni.- Wtrąciła się Dominika, ale kłótnia trwała dalej.
-Bęcwał.
-Idiotka.
-Głupek.
-Dość zostajecie we dwoje w hotel i nie chce słyszeć od recepcjonisty jak wrócimy że były jakieś kłótnie.
-Jakie kłótnie, jak zostaną sami to rozwalą cały hotel.-Wrzasnął ktoś z klasy C.
-Właśnie jak oni się wczoraj nie pozabijali jak byli sami.-Do krzyknął ktoś z klasy A.
-Dosyć.- Wtrąciła się Pani Profesor.-Jeden z Pedagogów zostanie z tą dwójką i dowie się o co chodzi, bo nie chce  słychać ich krzyków przez kolejne trzy lata.
Wszyscy wyruszyli na wycieczkę do Shimo, a oni musieli zostać razem i czekać na Pedagoga.

17 października 2015

Rozdział 4 Seria niespodziewanych zdarzeń

Rozdział 4 Seria niespodziewanych zdarzeń 
Ana wstała z dziewczynami z samego rana, a chłopcy niestety zaspali na zbiórkę i trzeba było na nich czekać, ale gdy wszyscy byli już obecni wyruszyli w góry Tawach. W pewnej chwili nauczycielka stwierdziła że skoro wszyscy się dobrze wczoraj bawili to dziś wejdziemy na najwyższą górę Ozora i będziemy trzymać się za kare za ręce w swoich parach, a ponieważ Jacek wolał grać niż przebywać z klasą, to Matsuo miał przesrane i musiała chodzić z Marcelem za rękę. Ruszyli więc zdobyć najwyższy dwutysięcznik.
-Wiesz jeśli chodzi o wczorajszą i przedwczorajszą sytuacje.
-Możemy o tym nie gadać, w końcu to ty mi się wpakowałaś do łóżka, a wczorajsza sytuacja była związana tylko i wyłącznie z grą w butelkę.
-Idiota w życiu bym nie wlazła facetowi do łóżka, a w szczególności do twojego.
-Aha.-Zadziornie mrugnął okiem i uśmiechnął się ironicznie.-Niech to co się zdarzyło.-Zrobił dramatyczną przerwę.-Zostanie w moim telefonie.
-Co?? Zrobiłeś mi zdjęcie?-Wyprowadził ją z równowagi- Usuń to zdjęcie, bo normalnie cię zabije.
-Obiecujesz mi to już trzy lata, a jeszcze jakoś żyje.
-Daj mi swój telefon!!!
-Nie ma mowy, no chyba że chodzi ci o mój numer, ale akurat tobie nie zamierzam go podawać.
-Na co mi twój numer? Ty debilu! Wiedz że jeśli wykorzystasz to zdjęcie do złych celów to twoje życie będzie na krawędzi, bo ja również mam pewne twoje zdjęcie.
-Aha, ciekawe jakie?
-To zależy od ciebie czy je wykorzystam.-I tak zakończyła się ich rozmowa, która umilkła na parę godzin wchodzenia na Ozore.
Gdy zatrzymali się na chwile przerwy w jakiejś górskiej chacie, nauczycielka postanowiła że zdejmuje nakaz trzymania się za ręce, ale mają trzymać się w grupach i nie stwarzać problemów. Ta informacja naprawdę ucieszyła Ane.
-Dominika byłaś już kiedyś w górach Tawach?
-Tak nie raz, a czemu pytasz?
-Bo ona jest idiotką!- Stwierdził ciołek.
-Marcelusiu.- Powiedziała przesłodzonym głosem, by zadać ostateczny cios.-Spadaj!!!
-Anetko.-Przez zmienienie jej  imienia doprowadził ją do szału.-Zamknij się!!!
-Hola, hola mamy tu stare małżeństwo.- Skrytykowała Dominika.-Chodziliście ze sobą wcześniej?
-Co!-Wykrzyczeli razem.- Wolałbym/Wolałabym się powieści.-Cały czas mówili jednocześnie.-Nie papuguj!
-Ej dzieciaki co wy za szopkę tu odstawiacie, a zresztą nie ważne  za kare dalej musicie trzymać się za ręce tak jak wcześniej, a wasza dwójka żeby dać dobry przykład innym idą jako pierwsza para.- Wrzasnęła na nich Pani Profesor z innej klasy.
-No nie znowu.- Znowu gadali jak roboty zaprogramowane na mówienie jednoczesne i z podobnym entuzjazmem.
-Niech Pani nie będzie dla nich taka surowa to dopiero pierwszaki.-Wtrąciła swoje trzy grosze Dominika.
-No niech będzie staniecie na końcu, ale nie chce słyszeć na początku waszych awantur.
-Tak prze Pani.-I po dyskusji.
Ruszyli po zjedzeniu drugie śniadanie. Droga nie miał końca, gdy nagle rozwiązał się Anie but i zatrzymała się z Marcela, aby go zawiązać. Trzęsły jej się strasznie ręce, bo chciała szybko zawiązać tego cholernego buta i dołączyć do grupy, ale przez to sznurówki wypadały jej z rąk.
-Serio nie możesz zawiązać tego buta.
-Chyba chce to zrobić za szybko i mi ucieka.
-Daj.-Szybko zawiązał buta jej prawej nogi.
-Dzięki.
Popatrzyła na około i cała klasa jakby rozpłynęła się w powietrzu, a ona została sama z tym czymś, zupełnie sama.
-Pamiętasz jakim szliśmy szlakiem?
-Nie, nie pamiętam.
-Super dlaczego musiałam tu utknąć akurat z tobą.
-Nie martw się ja też nie jestem z tego zadowolony i tak na przyszłość wiąż buty na dwa razy, to ci się nie rozwiążą.
-No dobra, nie ważne. Wykaż się teraz swoją mądrością z geo.-(Marcel naprawdę jest dobry ze wszystkich przedmiotów ścisłych.)
-Aby wrócić do ośrodka możemy albo zawrócić, albo iść dalej , którą wybierasz.
-Sądzę że lepiej jest dogonić klasę.
-Więc idziemy do przodu.
-Dobra ruszajmy.
-Wiesz że nie musimy trzymać się już za ręce.
-Przymknij się i tak już się zgubiliśmy, a to jest najmniejszy nasz problem.
 -A czyli to ci nie przeszkadza.
-W obecnej sytuacji, nie.
Skręcili później w lewą ścieżkę, która prowadziła chyba na sam szczyt góry. Szli w zupełnej ciszy, cały czas czarnym szlakiem, on chyba był tym niebezpiecznym szlakiem o którym mówiła nauczycielka.
-Ej czy Profesorka nie mówiła żeby nie iść tym szlakiem.
-Nie mam pojęcia nie słucham co gadają stare przemądrzałe jędze.
-Aha fajne podejście.
-Przymknij się.
-To ty się przymknij.
-To przecież twoja wina że odłączyliśmy się od grupy.
-W takim razie po co na mnie czekałeś?
-Bo nie chciałem mieć przesrane u nauczycielki po niecałych trzech dniach znajomości.
-Dobra nie ważne. Jesteś pewien że powinniśmy tędy iść?
-Tak dojdziemy do mostu z wodospadem przy którym powinniśmy spotkać resztę grupy.
-No to przyśpieszmy.
Po dłuższej wędrówce dotarli do cudnego mostu z wodospadem. Woda płynęła rześkim szybkim strumieniem, a most zbudowany z drzewa sosnowego wydzielał przepiękny aromat lasu iglastego, a do tego słońce padające prosto na nich i tworzące nad wodą mieniącą się kolorami tęcze. A z lasy dochodziły przepiękne serenady wyśpiewywane przez ptaki.
-Wow, jaki ten most wspaniały.
-No taki urok dzikiej natury, no może oprócz tego mostu.
-Dobra, a wracając do tematy, gdzie jest reszta.
-Dobre pytanie.
-Co przecież powiedziałeś że tutaj łączą się szlaki i że tu ich spotkamy.
-Oni już dawno są w ośrodku.
-Skąd to wiesz.
-Bo poszli drugim szlakiem.  
-Czyli wyprowadziłeś nas w pole. Super.
-Może tak, a może nie przecież to ty wybierałaś drogi.
-No tak ale…
-Nie przejmuj się i tak nas tu nie znajdą, bo nie ma tu zasięgu.
-Czemu mnie wcześniej o tym nie poinformowałeś.
-Pomyśl chwile.
-Chciałeś mnie wkurzyć, tak.
-Trafiony zatopiony.
-To co teraz robimy.
-Czekamy?
-To może zająć wieki.
-Mnie tam się nie spiesz tu jest taki piękny widok.
Przez tego imbecyla zostali na tym moście i oglądali powoli zachodzące słońce za horyzontem, który przybrał słodko pomarańczowo-różowy odcień, a potem przyglądali się gwiazdą wchodzących na ciemne niebo, Ana zrobiła kilka zdjęci swoim Rinku tak na pamiątkę tego niefartownego przypadku.
-Wiesz nawet się cieszę że się oddzieliliśmy.
-Tak a to czemu przecież mnie nie znosisz.-Dostał od niej kuksańca.
-Nigdy nie zrobiłabym zdjęć takiemu zachodzącemu słońcu.
-A myślałem że już ci się w głowie poprzewracał i cieszysz się z mojej obecności.-Już chciał mu przywalić drugi raz, lecz on zatrzymał cios.
-To nie myśl aż tak dużo, bo ci nie wychodzi, a teraz wstawaj musimy wrócić, bo już jest późno i będą się o nas martwić.
Marcel trzymając Ane za rękę, wyprowadził ją z rejonów gór Tawach i zaprowadził do hotelu czterogwiazdkowego. Całą klasa rzuciła się na nich, bo z zamartwienia to niektórzy nawet płakali.

10 października 2015

Rozdział 3 Nadmiar zbiegów okoliczność

Rozdział 3 Nadmiar zbiegów okoliczność
Rano Ane obudził fakt że było jej zimno i otwierając powoli powieki ujrzała Marcela, który widocznie czuł się o wiele lepiej niż wczoraj co ją trochę uspokoiło, bo wiedziała że inaczej by się wymigał od wycieczki. Jednak zwróciła uwagę na dziwne chodzenie Marcela w kółko .
-Już wstałaś, to może wytłumaczysz mi jak do tego doszło?-Mówił zakrywając sobie twarz ręką.
-Oj przymknij się i zacznij się pakować na tą głupią wycieczkę. A tak w ogóle to która jest godzina?- Zazwyczaj Ana po pobudce ma ponury humor.
-Trochę po siódmej.
-No to akurat zdążysz z pakowaniem przed jedenastą. A i w woli ścisłość, debilu nie wyobrażaj sobie zbyt wiele. Nie jestem dziwką!
-Tak, to czemu obudziłem się z tobą w łóżku?
-Było późno sama byłam zmęczona, a po za tym kup sobie koc i nie zapomnij o obietnicy, nara idioto!-Zwlekła się z łóżka- A i żeby było jasne nawet gdybyś był ostatnim facetem na tej cholernej ziemi nie wybrałabym ciebie!-Zniknęła z jego domu trzaskając drzwiami, a w drodze do swojego mieszkania uświadomiła sobie że spędziła całą noc z chłopakiem, którego nienawidzi. Swobodnie weszła do swojego pokoju i dopakowała wszystkie potrzebne rzeczy na wyjazd. W końcu  ruszyła w stronę szkoły, która jest nieopodal, bo właśnie stamtąd mieli ruszyć na integracje.
Przed szkołą spotkała osoby ze swojej klasy i w tym tego bęcwała, gdy patrzyła na niego przypomniała się  jej  sytuacja z wczorajszego dnia, a raczej nocy, no ale cóż musi żyć dalej. 
Przed samym wyjazdem Dominika oznajmiła wszystkim na wycieczce że trzeba chodzić parami, więc Matsuo modliła się żeby nie trawić na Kagahaia. Jakimś cudem jej modlitwa nie przyniosła zbyt dobrego skutku, została przydzielona do Wojtka, tego drugiego cymbała z pary homoseksualistów. Jednak po krótkiej chwili wszystkie klasy protestowały żeby nie mieszać klas, a po nie dość długim negocjacjom Dominika zgodziła się na ustępstwo dla uczniów, a ponieważ w klasie zakręconej jest jedyna nieparzysta liczba osób,  to  Anie przydzielono Virginie jako partnerkę, która była również zastępczynią przewodniczącej, czyli Dominiki.
Cała podróż autokarem trwała dość długo i z tego powodu wszyscy poszli spać, nie licząc brązowowłosej i jej partnerki, która obiecała blondynce że zajmie się całą klasą podczas gdy Dominika pójdzie w kime.
-Virginia mam pytanie, wiesz jak wygląda plan wycieczki?
-Tak słoneczko, a czemu pytasz?- Jej głos był dość podejrzany.
-Z ciekawości, gdyż nie zapoznałam się z harmonogramem. (szkoda że z winy tego idioty nie zdążyłam  się z nim zapoznać)
Nagle Virginia zbliżyła się do niej, jej wzrok przeszywał na wylot, jednak na chwile się odsunęła by chyba sprawdzić czy wszyscy śpią. Znowu się  zbliżyła tym razem jeszcze bliżej i patrzyła na Ane łowieckim wzrokiem. Złapała ją za ręce i przyciągnęła do siebie że odległość po między nimi nie istniała, gdy niespodziewanie wiceprzewodnicząca wyrzuciła z siebie multum słów.
-Nie wiem czy zrozumiesz, ale spodobałaś mi się pierwszego dnia […]-Mówiła w zaskakująco szybkim tępi –Więc kocham cię.- Po tych słowach zamilkła , Ana nie wiedziała co ma robić, ani co o tym myśleć , siedziała z otępioną miną, gdy nieoczekiwanie Virginia zaczęła ją tulić , jej uścisk był dziwny, nienaturalny, nienormalny. A w tym samym czasie zbliżyła się do ust szkarłatnookiej i zaczęła  powoli całować,  cała zesztywniała, a tamta muskał jej usta, za to ona myślała tylko o tym by się nie zrzygać. Gwałtownie coś wyrwało ją z melancholii, poczuła ciepłą rękę, a z przed jej oczu zniknęła tamta dziewczyna. Po policzkach zaczął jej spływać potok łez, zauważyła tylko nad sobą delikatne czarno-brązowe włosy i czułam ciepły, delikatny uścisk, który po tej całej sytuacji uspokoił jej szybko bijące serce i zwolnił oddech, oraz zaprowadził na jawę.
Gdy się ocknęła, była już na miejscu, czyli trochę pospała. Nie wiedziała czy to co się stało w ogóle się zdarzyło, ale Dominika przeniosła Virginie do innej klasy i stwierdziła że sama sobie ze wszystkim poradzi. No a ona no cóż została bez pary z Marcele, ponieważ Jacek jego wcześniejszy partner stwierdził że nie chce mieć z nim  nic wspólnego, a prócz tego cały czas grał na PSP.
Jak już weszli do wielkiego hotelu chyba czterogwiazdkowego, zostali podzieleni na skrzydła, z lewej strony spali chłopcy, a z prawej dziewczyn. Jednak gdy nauczyciele i starsze dziewczyny poszły spać, wszystkie dziewczyny przyszły do skrzydła dla chłopaków i zaczęła się gra w butelkę. Pierwszy był Jacek, który miał za zadanie napisać list miłosny do Dominiki i co było dość nietypowe, naprawdę go napisał i zostawił pod jej pokojem. Potem wypadały inne osoby i były głupie pytania np.: Co jakaś osoba sądzi o tym chłopaku, czy o tej dziewczynie. W końcu wypadło na Wojtka prosił o zadanie i jedna z dziewczyn pamiętał chyba scenę, którą odwaliłam na rozpoczęciu.
-Twoim zadaniem jest prze lizać się z Marcelem przez pięć sekund.
Zapadła grobowa cisza.
-No dobra  skoro to tylko zadanie, ale tylko żeby moja dziewczyna się nie dowiedziała.
Naprawdę zbliżyli się do siebie i zaczęli się całować, a Ana niewiele myśląc wyciągnęła swojego Rinku(najnowszy rodzaj telefonu)  i zrobiła parę interesujących zdjęci.
-Ok, zadanie wykonane, zobaczymy kto będzie następny.
Akurat w grze w butelkę miała dużego furta i ani raz na nią nie wypadło, ale co to by była za zabawa, jeśli by Any do tego nie wciągnęli. Po kolejnym wylosowaniu na Wojtka i jego durnej odpowiedzi, zadanej na jeszcze głupsze pytanie, wylosował Marcela.
-Pytanie czy zadanie.
-Dawaj zadanie i tak chyba nic gorszego się już nie wydarzy.
-Dobra ma ktoś jakąś propozycje? Nie to muszę sam coś wymyślić.-Zajęło mu to chwile.- No dobra przebiegnij się po całym ośrodku i wykrzycz że zabujałeś się w Anie, a później daj jej soczystego buziaka.
Wszyscy zamarli po raz kolejny, bo żaden nie odważył się dać tak absurdalnego zadania.
-  Ehm, czy tobie się przypadkiem we łbie się nie poprzewracało? (Co on ma w głowie)-Spytała z taką ironią, że sam zaczął się śmiać.
-Przepraszam, ale jaśnie pani też z nami gra, a nie mogłem cię wylosować, więc czemu nie.
-Sorry brachu, ale te zadanie jest zbyt rozbudowane, a oprócz tego obiecałem że nie będę jej gnębił.
-Kiedy? I co to ma wspólnego z grą w butelkę.
Na twarzy Marcela pojawił się rumieniec, jakiego u niego nikt się nie spodziewał.
-U czy ja o czymś nie wiem, a może wy jesteście parą?
-Co!!! Nie w życiu nawet gdyby był ostatnim człowiekiem na ziemi!
-Nie wtrącaj się Ana, bo się tylko pogrążasz.
-Szit, szit i jeszcze raz szit.- Taki myśli krążyły jej po głowie.
-Wojtek niech ci będzie to zadanie, ale ci nie daruje.- Stwierdził Marcel ze złością w oczach.
Wybiegł i przebiegł przez cały ośrodek i wykrzyczał całą głupią formułkę. W tym samym monecie chyba obudził opiekunów i dzięki bogu do niczego nie doszło, a wszyscy rozeszli się po pokojach.

3 października 2015

Rozdział 2 Przed integracją

Rozdział 2 Przed integracją
Minęło jeden dzień od początku roku szkolnego, a dzięki  jakże wielkiemu szczęściu półgłówek nie pojawił się jeszcze w szkole, a jutro wyjeżdżają na wyjazd integracyjny. Dla Any znaczyło to przechlapane całe 4 dni w górach Tawach. Chociaż dzisiejszy dzień jest spokojny, to musiała niespodziewanie  wpaść na dyrektorkę.
-Dzień dobry Ano, czy mogłabyś zanieść notatki Marcelowi, podobno znaliście się wcześniej?-Matsuo  patrzyła się przygłupio na babkę grubo po pięćdziesiątce i zamiast odmówić zgodziła się no pomoc, której normalnie by nie udzieliła.
-Tak, zaniosę mu notatki on chyba mieszka tu nie daleko.- Skłamała na całej linii.
-Bardzo ci dziękuje.- Po tych słowach dała Anie notatki i zniknęła w mgnieniu oka.
Szafirowo oka po prostu ma pecha i tyle, a na dodatek nie była ani razu w jego domu i nie wie gdzie on w ogóle mieszka.
Po skończeniu ostatniej lekcji, udało jej się  złapać Wojtka najlepszego przyjaciela Marcela i poprosiła go, aby podał  jej jego adres. Później udała się do mieszkania tego matołka.
Dom ciołka okazał się być ogromną dwupiętrową willą w centrum ogromnego miasta Chesu, na co stać tylko najbogatszych, zadzwoniła więc domofonem przy bramie wejściowej i po krótkiej chwili odezwała się schorowany głos w słuchawce.
-Kto tam?
-Tu Ana, dyrektorka poprosiłam mnie, abym przyniosła ci notatki z dzisiaj, więc mnie wpuść i za chwile mnie nie ma.
-Wchodź Matsuo.
Otworzyła furtkę i powoli kierowała się do drzwi wejściowych, które były oddalone o jakieś pięćdziesiąt metrów od bramy, a ścieżka którą szła ozdobiona była przeróżnymi kwiatami, zaczynając od tulipanów, aż po piękne czerwone róże.  Gdy stanęła przed  wielkimi drzwiami, dopiero zauważyła jak bardzo wielki jest jego dom i nim się spostrzegła w drzwiach  stał już Marcel, który wyglądał jak siedem nieszczęść, miał ogromne wory pod oczami i bladą skórę, przy której jego ciemne włosy strasznie rzucały się w oczy. On jednak mimo choroby stał w tych drzwiach opatulony niebieską pościelą.
-Jesteś sam?- Spytała z ciekawości.
-Tak, moi rodzice pracują do późna i wcześnie rano wychodzą.- Zaczął kaszleć.-A po za tym co cię to?
-Nie ważne nie potrzebnie pytałam. A zmieniając temat wracaj do łóżka, bo jutro jest wyjazd integracyjny.
-Chyba sobie odpuszczę.
-Nie żeby mnie to interesowało, ale musisz pojechać i przestać wymyślać jakieś głupie wymówki jak w gimbazie, a wracając do rozmowy o zdrowiu brałeś jakieś leki?
-Brałem leki, ale to nic nie daje.
-Dawałoby gdybyś leżał i odpoczywał, a nie zajmował się wszystkim innym. Wracaj do łóżka i to już, przygotuje ci coś do jedzenia, a ty przejrzyj notatki.- Czemu ona to robi dla tego imbecyla, chyba sama nie ma pojęcia.
Widać było że gorączka wzięła nad nim górę, bo poszedł od razu, gdy go o to  poprosiła”. Ana weszła do kuchni urządzanej w nowoczesnym stylu, która była naprzeciwko salonu i zaczęła gotować dla niego omlet z szynką, pomidorem i kilkoma innymi dodatkami, gdy omlet był już prawie gotowy, poszła sprawdzić czy Marcel śpi i ku jej zdziwieniu, okazało się że jej przypuszczenia były prawdziwe, bo spała jak suseł. Wróciła więc do kuchni i odłożyła patelnie na bok, by mogła później odgrzać omlet, a sama usiadła na sofie w salonie, w którym był ogromny telewizor i masa różnorodnych książek, które Marcel mógł przeczytać, rozejrzał się i spostrzegła kilka książek, które ciołek czytał w gimbazie miedzy innymi „Hobbita”, „Wiedźmina” i „Zwiadowcę”. Przeglądała te książki i dopiero wtedy zdała sobie sprawę, że to co mówił Marcel w szkole że w sześć lat przeczytał z pięćset książek mogło być prawdą, jednak zamiast rozpamiętywać stare czasy zaczęła odrabiać lekcje, które zadali jej dziś nauczyciele, z większością przedmiotów poradziła sobie szybko, ale nie rozumiała kilku zadani z matmy, które zostawiał na później.
Po jakiś dwóch godzinach odrabiania lekcji, postanowiła zanieść mu omlet do pokoju na drugim piętrze, co spowodowało że musiała go obudzić.
-Kagahai, obudzi się musisz coś zjeść i dalej odpoczywać, a ja muszę już spadać, bo jest trochę późno, a nadal nie spakowała się na integracyjny.
Powoli wstał i zaczął jeść ten omlet w żółwim tempem, jak małe dziecko, które nie umie używać sztućców. No trudno, na to się nie pisała, ale jak mus to mus.
-Daj zrobię to szybciej.- Wzięła od niego talerz i zaczęła go karmić, gdy prawie zjadł całe, podała mu leki.-Weź leki i popij je gorącą herbatą. A ja w tym czasie pozmywam naczynia.
-Czekaj, a gdzie są moje notatki.
-Leżą na stoliku do kawy w salonie, bo tam je położyłeś. A co?
-Podasz mi je.
-Tak zaraz ci je przyniosę.
Poszła najpierw do kuchni umyć naczynia, a później poszła do salonu i zabrała notatki. Szkoda że zmarnowała u niego tyle czasu, bo  już jest po dwudziestej-trzeciej, a i tak w szkole siedziała do szesnastej.
-Proszę bardzo.
-A poprawisz mi poduszkę?
-Tak, proszę.
Powoli zaczyna ją to nudzić i oczy zamykają jej się  ze zmęczenia, mimo że zbytnio nic nie robiła.
-Zostań u mnie na noc.
-CO!? Nie mogę i nie chce.
-Proszę, moi rodzice nie wrócę do domu, a moja siostra jest u swojego głupiego chłopaka. A ja nie chce siedzieć sam w tym wielkim domu.- Mówił błagalnym tonem.
-Dobra, ale pod warunkiem że nie będziesz mnie wkurzał przez cały rok szkolny.
-Zgoda, pokój gościnny jest naprzeciwko mojego.
Poszła do pokoju gościnnego i zadzwoniła do taty że nie wrócę na noc, chociaż go to zbytnio nie interesowało.  Coś ją jednak naszło żebym wróciła do jego pokoju.
-Mój tata się zgodził.
-Na co??-Zapytał tak dziwnym głosem, że nawet trup by się przeraził.
Podeszła do niego wtedy, już prawie zasypiała i powoli odpływała, w świat zapomnienia, a jej ciało odmawiało  powoli posłuszeństwa.
-Zimno mi.
-Zaraz dam ci koc, a gdzie leży?
Chciała przynieść mu tylko koc, ale nie była u siebie, a on nie chciał jej odpowiedzieć, więc nie wiadomo czemu złapał ją za rękę i chyba uznał że jest kocem, bo wtulił się w nią tak mocno że nie mogła się wydostać i tak właśnie zasnęła w jego cholernie mocnym uścisku, a winą tego wszystkiego było „tylko i wyłącznie" jej zmęczenie. A przynajmniej tak się jej wydawało.