Translate

26 grudnia 2015

Rozdział 16 Wynurzony z ciemności

Rozdział 16 Wynurzony z ciemności
            Ana straciła przytomności na krótką chwile, otworzyła oczy i poczuła przeszywający ból z tyłu głowy, a jedyne co ją otaczało to ciemności i mały promyk światłą z dziury, którą przez przypadek stworzyła.
-Halo jest tam kto?
-Halo jest tam kto?-Odezwało się echo.
            Powoli próbowała się podnieść, lecz od razu ścinało ją z nóg i zaczynało się jej kręcić w głowie.
-Co jest do jasnej cholery!- Wrzeszczała chcą dać ujście swojej frustracji.- Jakim cudem się to pod mną załamało.-Myśli nie dawały jej spokoju, a ból powoli zaczął odpuszczać.- Czemu to ja nie mogę mieć normalnego życia? 
-A po co ci takie?-Odezwał się męski głos.
-Kto tam jest?- Nikt nie odpowiedział.- Boże, zaczynam głupieć, przecież jestem tu sama.
-A potrzebujesz kogoś?
-To nie jest śmieszne, albo wyłaź kimkolwiek jesteś, albo zostaw mnie w spokoju.
-A czym jest spokój?- Ana nie wiedziała o co chodzi, dlatego znowu spróbowała wstać i podpierając się o brudną, betonową ścianę ruszyła w stronę skąd słyszała głos, chcąc się przekonać do kogo należy.
-Kim jesteś?
-A ty kim?
-Jestem Ana Matsuo, a ty?
-O my lady.
-Odpowiedz mi na pytanie?
-Słuch cie zwodzi, czy nadal nie pamiętasz?
-Nie rozumiem o co ci chodzi?
-A kto ma to rozumieć?
-Ah i po co ja gadam do siebie?
-Zanim coś powiesz, zastanów się?
-A to dlaczego?
-O my lady, ty nadal nie pamiętasz, a myślałem że Luna ci coś wyjaśniła.
-Wyjaśniła mi tylko że jest to trudny przypadek, a żeby wróciła mi pamięć potrzebny jest rytuał.
-To tylko jedno z wyjść, czyż nie?
-Nie będę rozmawiać z niczym, pokarz się?
-Tak jest my lady.- Z ciemności wyłonił się stwór świecący w ciemności, wyglądał jak człowiek, ale emanował aurą boskości.
-Kim jesteś!
-Wampir, jedyny ocalały z rodu wampirów potrafiący znikać w ciemności.
-Czy wszyscy których spotykam to wampiry?
-W większości tak, bo jesteś jedyną osobą, która zamiast niszczyć daruje życie.
-Nie rozumiem o co chodzi.
-Nie przemęczaj się, dopiero co zemdlałaś, a twoja głowa krwawi.
-Zabierzesz mnie na górę?
-Nie mogę.- Odwrócił wzrok.
-Dlaczego?
-Zajmę się tobą, mam tu pokój i powinienem mieć opatrunki.
            Wziął ją w ramiona, jak księżniczkę i zabrał w mrok, gdzie była w stanie widzieć tylko jego delikatny blask. A gdy już dotarli do jego pokoju szybko zabandażował jej krwawiące miejsce i podał leki przeciwbólowe.
-Powinno się zagoić w jakąś godzinę.
-Wyjaśnisz mi parę rzeczy?
-Ależ oczywiście my lady.
-Proszę nie nazywaj mnie tak. A wracając do temat twoje imię to?
-Angelo.
-Więc Angel jesteś wampirem, który potrafi znikać w ciemności, a jakie są jeszcze rodzaje wampirów?
-Na początku było trzydzieści dwa rody, z czego każdy ród miał jakąś specjalność, jednak wampiry pokłóciły się o władze, dlatego wybucha tysiącletnia wojna, podzielona na dwa fronty po szesnaście rodów.
-Ile rodów pozostało?
-Dwa my lady.
-Mam rozumieć, że Marcel jest głową jednego z nich, tak?
-Dokładnie.
-A jeśli zostały tylko dwa rody, to jakim cudem ty i Luna, jeszcze żyjecie?
-To wszystko dzięki tobie my lady, jesteś jedyną osobą, której udało się ocalić przynajmniej po jednej osobie z każdego rodu.
-Niby jak udało mi się to osiągnąć, skoro wojna trwa tysiąc lat, a ja mam dopiero siedemnaście lat?
-To wiedza, której musisz sama się dowiedzieć, a aktualnie musisz wrócić, bo inaczej oni zaczną coś podejrzewać.- Znowu chwycił ją w ramiona i zabrał ją do schodów, które były obrośnięte mchem i pajęczynami.- Tymi schodami dotrzesz na górę i nie mów nikomu że mnie spotkałaś.-Po tych słowach zniknął w ciemności zostawiając Ane z kolejną informacją o wampirach i pytaniem dlaczego ona jest w to wszystko zamieszana, przecież była człowiekiem.
            Ana ruszyła schodami w górę i powoli stąpając, przytrzymując się barierki szła z już prawie zagojoną raną na głowie. Gdy dostał się na właściwe piętro, od razu Luna rzuciła się jej na szyje.
-Spotkałaś Angela, prawda?-Szepnęła jej do ucha.
-Tak.
-Mam nadzieję że go nie wydasz.-Spojrzała na nią tymi rubinowymi oczami i zabrała jej opatrunek z głowy.- Marcel! Wojtek! Znalazłam ją, jakimś cudem udało się jej wejść na górę!- Po tych słowach oboje zlecieli się i z uczuciem ulgi westchnęli.
            Po tym wszystkim Marcel zabrał Ane do domu, zostawiając Wojtka na dłuższą chwile z Luną, z którą rzadko się widywał.

25 grudnia 2015

Rozdział 15 Szaro-włosa

Rozdział 15 Szaro-włosa
            Jazda metrem zajęła jakieś pół godziny, przejechali z jednego końca Chesu na drugi i właśnie stali przed ogromnym, zniszczony, dwupiętrowym zamkiem. Wyglądał jakby został wyjęty z bajek dla dzieci, tylko zamiast piękna przedstawiał brzydotę.
-Czy twój chłopak nie mógł mieszkać w jakimś normalnym domu?
-Ja mam dziewczynę!- Marcel przytrzymał Wojtka, który chciał się rzucić na Ane za zniewagę, za to ona pokazała mu język.
-Nie wściekaj się na nią, przecież wiesz że ona się z tobą przedrzeźnia.
-Wiem, ale niech nie obraża mojej dziewczyn.
-Spokojnie, nie będę się śmiać,jeśli będzie miała brodę na twarzy.
-Wojtek!
-No dobra.- Wziął dwa głębokie wdechy i się opanował.-Więc, pierwszy raz zapraszam kogoś z poza mną, żeby się z nią spotkał, więc proszę cię Ana ogarnij się.
-Czy ja kiedyś byłam nieogarnięta?
-Ana? Czemu ty rżniesz głupa?
-Ja nie rżnę głupa, tylko nie wiem po co mnie do niej zabieracie?
-Chcesz wiedzieć co się naprawdę stało przed pięcioma laty?-Spytał delikatnie Marcel.
-Chce.
-To ona jest jedyną osobą która może ci w tym pomóc.
-Czyli chłopako-dziewczyna Wojtka może mi pomóc z amnezją, kim ona jest wiedźmą?
-Aha zobaczysz jak ją zobaczysz.- Wojtek miał już dość całej tej gadaniny, zapukał więc kołatką, przy głównym wejściu i drzwi przed nimi otworzyły się same, a Ana nawet nie zauważyła kiedy chwyciłą Marcela za rękę.
-Kogóż tu wiatr przywiał.- Mówił jakiś dziwny głos, z oddali.- Wejdźcie i rozgości się w salonie.- Weszli do głównego pokoju po spróchniałej podłodze, która uginała się pod ich ciężarem. Stanęli tuż przed dywanem i sofą na której mogli usiąść.- Nie siądziecie.
-Kwiatuszku ty mój wyjdź, ona ci nic nie zrobi,a wbrew przeciwnie potrzebuje twojej pomocy.
-Wojtek!- Głos jakby od razu się rozpromienił i postaci szybko zbiegła na dół,rzucając się mu na szyje.- Jak dawno cię nie widziałam.- Dziewczyna była naprawdę piękna, miał bardzo jasną karnacje i szare włosy, a ubrana byłą w biały luźny struj, przez co wyglądała jak duch jakiejś dostojnej damy.
-Też miło mi cię widzieć Luno.- Wyglądali naprawdę jak prawdziwa para, a Anie aż zrobiło się głupio, że uważała tą drobną osóbkę za mężczyznę.
-Uhum!- Chrząknął Marcel.
-Nie sądziłam że przyjdziesz z panem, a tym bardziej z tym czymś.
-Ja jestem tym czymś?
-Ana nie denerwuj się ona nie lubi nikogo oprócz Wojtka.- Szepnął jej Marcel na ucho, żeby Luna nie usłyszała.
-Wiem w jakiej jesteście sprawie, ale nie pomogę naszemu wrogowi.
-Luno.- Spojrzał się na nią błagalnie Wojtek, że Ana zaczęła się zastanawiać czy kiedyś nie widział już tego błagalnego spojrzenia.- Jeśli jej nie pomożesz skończy się to dla nas źle.
-Wiem że tylko dzięki niej darowaliście mi życie, ale jeśli powrócą jej wspomnienia.- Wojtek zakrył jej usta jednym palcem i wyszli oboje do jakiegoś korytarza i zniknęli za rogiem.
-Znowu jesteśmy sami.
-Ha, nie bądź taka pewna, te ściany mają uszy.
-Ta, kim jest ta dziewczyna?
-Jest ostatnim wampirem z jednego ze starodawnych rodu i jest wstanie czytać w myślach, oraz inne podobne bajery.
-Wiesz, nie mam bladego pojęcia o czym ty bredzisz.
-Wiem o tym, dlatego potrzebujesz jej pomocy.- Chciał się do nie przytulić, lecz ona sama się odsunęła.
-Mogę mieć pytanie?
-Jasne.- Popatrzył na nią trochę dziwnym wzrokiem.
-Skoro jesteś wampirem, jakąś szumowiną czy coś, to czemu się mną interesujesz?- Marcel nie spodziewał się usłyszeć od niej takich słów, ale ona zawsze była jedyną osobą, która byłą w stanie go zaskoczyć.- A zresztą po co ja się ciebie o to pytam, pewnie mam po prostu smaczną krew czy coś?- On już sam się pogubił.
-Musze mieć jakiś powód by nie zostać odrzucony?-Uciekał przed nią wzrokiem, bo nie lubił takich sytuacji, a może wbrew przeciwnie.- Nie ważne!
-Jej wy naprawdę, jupijej!- Luna niespodziewanie wbiegła do pokoju i rzuciła się im na szyje.- Nie sądziłam, że bez wspomnień też się w nim zakochasz my lady!
-Luna bo zaraz ich udusisz!
-Wiem, wiem, przepraszam, ale nie mogłam w to uwierzyć, a jednak!
-Ana mówiłem ci, że te ściany mają uszy.
-No wiem, ale nie sądziłam, że mówisz prawdę!
-Pomożesz jej?
-No jasne, chciałam tylko sprawdzić, czy to wszystko co słyszałam to prawda. Jednak najpierw podaj mi swoją dłoń, musze zobaczyć czy jestem w stanie coś zrobić.- Pierwszy raz zauważyła jej oczy wyglądały ja dwa czerwone rubiny, wyróżniające się na białym piasku.
            Chwyciła ją delikatnie za rękę i zapadła dłuższa cisza, gdy Luna badała jej myśli, Ana czuła jakby ktoś próbował jej rozbić głowę toporem, a i tak żadne wspomnienia nie chciały powrócić.
-Ciężki przypadek, ale dziwne jest to że ostatnio też miałaś wymazaną pamięć, a jednak twojej wspomnienia wróciły.
-Co to może znaczyć?- Spytał zmartwiony Marcel.
-Są dwie możliwości, albo przeprowadzili starodawny rytuał z notatek mojego rodu, albo wcześniejsza osobowości Any miała dość tamtego świata i nie chce, aby wspomnienia powróciły.
-Która z tych tez jest bardziej prawdopodobna?
-Według mnie pierwsza teza, o rytuale jest bardziej prawdopodobna ze względu na to, że druga nigdy nie została potwierdzona.
-Jak można odwrócić skutki rytuału?
-Marcelu przestani skoro to nie możliwe to niema co.- Spojrzał na Ane tymi swoimi tygrysimi oczami.- Już się nie odzywam.
-A więc?
-Z tego co mi wiadomo, musieli byście odnaleźć notatki mojego rodu.
-To jest nie możliwe przecież ojciec Any ma wszystkie notatki i informacje związane z światem wampirów.
-Mam pytanie?
-Jakie?
-Czy jeśli ja ocaliłam Lunę, to czy przypadkiem nie schowałam w jakimś specjalnym miejscu tego co znalazłam? – Na twarzach wszystkich pojawiło się zdziwienie i cień przebłysku.- No co, ja bym tak zrobiła na swoim miejscu.
-Wiem gdzie mogą się znajdować te notatki!- Marcel aż podskoczył ze szczęścia.
-Gdzie?
-Wojtek nie bądź taki, do przodu przecież to ich tajne miejsce, nie powiedzą ci gdzie to jest.
-W sumie racja.
-Boże jak mogłem być tak głupi, aby na to nie wpaść wcześniej.
-Przecież zawsze mówię ci że jesteś idiotą?-Ana jak zwykle nie ma wyczucia czasu.
-Ja ci dam idiotę!- Jak to zwykle znaczyli się ganiać po całym domu przedrzeźniając się nawzajem.
            Łup, podłoga zapadła się pod Aną i poleciała aż do piwnicy, tracąc przytomność po uderzeniu głową w beton. 


23 grudnia 2015

Rozdział 14 Luka w pamięci

Trochę przed czasem, ale Wesołych Świąt dla wszystkich moich czytelników! XD
Rozdział 14 Luka w pamięci 
            Ostre słońce, które wpada przez ogromne okno, budzi Ane z głębokiego snu. Powoli ziewa i się przeciąga, jak to zwykle w weekendowy poranek, otwiera oczy i pierwsze co rzuca jej się w oczy to data w Rinku.
-CO! Dzisiaj jest niedziela!
-Ana zamknij się!
-Megan ty naprawdę ciągle ze mną mieszkasz.
-Ojej, przespałaś cały dzień na kacu i jeszcze mnie budzisz. 
-Poczekaj, ale  przecież pamiętam że coś robiłam w sobotę, był tam Marcel, ty i jakaś zgraja ludzi.
-Wiesz masz strasznie bujną wyobraźnie.
            Ana wstała i ruszyła przeszukać mieszkanie i znaleźć coś przypominającego białą sukienkę, którą pamiętała z tego całego zmyślenia. Szukała i szukała i nic nie znalazła.
-Coś jest tutaj nie tak.- Myśli latały jej po głowie szukając logicznego wyjaśnienia tej historii, którą pamiętała z urywkami.- Boże!!!
-Co ty się tak drzesz, obudzisz wszystkich sąsiadów!
-Oj przymknij się! Wychodzę!
-Piżamowej drogi!
-Co?
-Nic, miłej drogi.
            Ruszyła biegiem do domu ciołka, stanęła i zaczęła wydzwaniać w domofon, lecz nikt nie chciał jej otworzyć. Szybko przeskoczyła przez płot lądując w kwiatach i ruszyła w stronę drzwi wejściowych.
-Marcel otwieraj!- Nie otrzymała żadnej odpowiedzi.- Marcel! Do jasnej cholery, otwórz!- W furii kopnęła w drzwi i zrobiła w nich duże wgniecenie.
-Matsuo, czego chcesz od człowieka, w niedzielny poranek?
-Otwórz, chce pogadać.- Uspokoiła się trochę po usłyszenia jego głosu.
-Już idę.- Otworzył jej drzwi, a ona wpadła na niego tuląc się do niego mocno.- Co się stał?- Spytał delikatnie przeczesując jej włosy.- I dlaczego jesteś w piżamie?
-Co się działa wczoraj?- Spytała ze strachem w oczach.
-Wejdź i zacznij od początku.- Wprowadził ją do salonu i usiadł koło niej trzymając jej rękę.- To o co chodzi?
-No, bo...- Zaczęły jej lecieć łzy.- Wczoraj...
-Spokojnie.
-Wczoraj byłam z tobą przez cały dzień, ale prawie nic nie pamiętam.- Spojrzał na nią dziwnym wzrokiem, bo jak mogła zapomnieć co działo się wczoraj, oraz kto za tym stoi.
-To prawda, a co pamiętasz?
-Pamiętam centrum handlowego Gekko, białą suknie, tłum ludzi w czerni i Megan.
-A coś jeszcze.
-To że obudziłam się u ciebie i nic więcej.- Przytulił ją jeszcze mocniej.
-Znowu ci to zrobili.- Szepnął.
-Co powiedziałeś.
-Chcesz zostać u mnie?
-Nie wykluczone!- Spojrzała na niego z przestrachem, przecież on wie że ona go nienawidzi, a przynajmniej oficjalnie.- Chce wiedzieć czy to jest prawda!?
-Poczekaj tu chwile.- Marcel wyszedł na chwile, zostawiając Ane samą w salonie.
-Czy on na pewno mi wierz. Nie no przecież go nienawidzę, więc po co tu przyszłam?- Zastanawiała się na głos.
-A chcesz poznać prawdę?- Marcel akurat stanął w progu.- Czy dalej udawać że mnie nienawidzisz.- Jego mina sposępniała przy ostatnich słowach.
-Chce poznać prawdę.
-Poznajesz?- Pokazał jej białą suknie i balerinki.
-Tak, to ta suknia, którą mi kupiłeś wczoraj.
-Przypomina ci się coś jeszcze?
            Ane na chwile zamurowało i wspomnienia z uderzającą szybkością powróciły do niej. Wstrzymała oddech że zapomniała o oddychaniu.
-Ana, Ana!!!- Krzyczał Marcel widząc, jak Ana suwa się na ziemie i mdleje.
            Wspomnienia z wczorajszego dnia wróciły, lecz Ana pamięta jeszcze chwile, gdy Megan z grupą ludzi i Źrebakiem znika, a jej ojciec Bachus zabiera ją do jakiegoś dziwnego miejsca, po wyrwaniu jej z objęć Marcela, a to co się tam zdarzył… nie jest w stanie wyjaśnić.
-Ana!- Nagle wstrząsnął nią dreszcz i zgięła się w pół uderzając Marcela prosto w czoło.
-Co się stało?
-Już nic.- Przytulił ją mocno, jakby była dla niego jedynym skarbem na tym świecie.
-Czy to prawda że jesteś wampirem?
-A masz jakieś wątpliwości?
-Nie, tylko wampiry kojarzą mi się z pijawkami.
-Już przestani.-Uśmiechnął się i zaczął cicho się śmiać.- Gdy sobie wszystko przypomnisz to będzie dopiero zabawnie.
-Co?
-Nic, chcesz się zobaczyć z Wojtkiem, bo go zaprosiłem dzisiaj, ale skoro ty do mnie wpadłaś i siedzisz u mnie w piżamie to nie wiem.
-Jasne czemu nie pogadać z parą gej!?
-Ej nie wywijaj nosem, bo przecież zakochałaś się w  jednym geju.
-A czy ja coś takiego powiedziałam?
-A więc czemu jesteś tu w piżamie.
-Oj cicho bądź, nienawidzę cię i koniec, kropka.- Po tych słowach Ana poszła się przebrać w białą suknie, która pomogła jej odzyskać wspomnienia.
            W tym samym czasie do Kagahaja przyszedł Wojtek i rozgościł się w głównym pokoju.
-Co ty wyprawiasz!?
-Wojtek, o pół tonu ciszej znowu jej coś zrobili i przyszła do mnie.
-Wiesz dobrze że wasz związek nie może istnieć!
-Nie mam zamiaru cię słuchać.
-Gdybyś wiedział co się działo, gdy usłyszeli że napadli na ciebie sługusi tamtego debila.
-Mam nadzieje że nie polała się krew?
-Oczywiście że polała się krew!
-O czym rozmawiacie?- Ana weszła w najgorszym momencie.
-To nic ważnego.- Próbował zbici ją z tropu.
-Jak mam się zachować, słysząc od chłopaka wampira o krwi?
-Przecież wiesz że nie jesteśmy razem!
-Bla bla bla, i tak jest po mojemu.- Ana zaczęła się wygłupiać jak małe dziecko.- A wiec?
-Pamiętasz co się działo wczoraj po zniknięciu Megan i reszty?-Spytał Wojtek
-No tak i?
-Przez zniewagę Marcela, twój ojciec doprowadził do szału jego sprzymierzeńców.
-A no to wszystko jasne.
-Nie, nic nie jest jasne, Ana ty nadal nie czego nie rozumiesz.- Krzyczał Wojtek jakby stało się coś okropnego.
-A muszę?
-Wojtek to jeszcze nie pora.- Wojtek umilkł i zmienił temat.
-Dobra to powiedzmy że zabieram was do mojej dziewczyny.
-Przecież ty nie masz dziewczyny.- Ana zaczęła się śmiać.
-Jak ją zobaczysz to przestaniesz myśleć o nas jak o gejach.
-Ah, czyli twoja dziewczyna to inny facet, to sorry nie wiedziałam.
-Skończ!- Udało się jej wyprowadzić blondyna z równowagi.
            Zielonooki zabrał pokręconą i Marcela do swojej dziewczyny, która mieszka dość daleko, dlatego skorzystali z metra.

12 grudnia 2015

Rozdział 13 Jaka burza, to huragan

Za tydzień niestety nie będzie rozdziału, ponieważ będę szykować się na święta, ale wstawiam dzisiaj jeden rozdział składający się z dwóch,więc nic nie stracicie.
Rozdział 13 Jak burza, to huragan
-Ej pijaczko wstawaj!!!
-Słucham?- Ana zupełnie rozkojarzona powoli otwiera swoje oczy i jej uwagę przykuwa osobo stojąca przed nią. Natychmiastowo podskakuje i uderza głową w ścianę.- Auć!- Masuje sobie głowę.- Pogięło cię, jak znalazłeś się w moim domu?
- Ha, dobre jeszcze nie wstałaś! W sumie nie dziwie się, jesteś na kacu.
-CO!!!- Ana rozgląda się dokładnie po pomieszczeniu w którym się znajduje i nagle coś ją olśniło.- Jakim cudem z mojego domu, znalazłam się u ciebie!
-Wyjaśnię ci to jak się ubierzesz, bo jesteś w samej koszuli, więc przez ciebie wyjdę na jakiegoś zboczeńca.- Wyszedł z pokoju, który Ana pamięta z czasu jego choroby, kiedy to on wciągnął ją do łóżka, a następnego dnia wyżywał się na niej z tego powodu. Pokręcona szybko ubrała się w ciuchy, które wcześniej przygotował jej Marcel, był to szary luźny dres, w który mogła się zmieścić dwa razy.
             Kiedy Ana już się przebrała,ruszyła do salonu, w którym najprawdopodobniej spotka ciołka i wyciągnie z niego informacje co ona tu robi.
-Widzę, że już się przebrałaś.
-Co ty tu robisz?
-Chyba chciałaś zapytać co ty tu robisz?
-Oj no wiesz o co mi chodzi.
-Nie, nie wiem, oświeć mnie.- Spojrzał na nią sarkastycznie.
-To, jak się tu znalazłam?- Marcel wziął łyk herbaty, którą przed chwilą zrobił.
-Może się przyłączysz, bo  herbata zaraz ostygnie.
-Nie zmieniaj tematu.- Usiadła obok niego na sofie i wzięła szklankę z herbatą.
-Wolisz całą prawdę, czy mam koloryzować.- To zdenerwowało Anę i Marcel otrzymał od niej kuksańca.
-Całą prawdę, jeśli jaśnie pan może!
-A może zachowam cię w niepewności.
-Pierwsza  rzecz gadaj dlaczego tu jestem, druga rzecz jak się tu znalazłam i trzecia czy Megan wie gdzie jestem!!!
-Nie gorączkuj się tak.
-Boże jaki z ciebie gówniarz!
-A jak z ciebie, y urocza dziewczynka.- Uśmiechnął się szyderczo.
-Gadaj!!!
-Już spokojnie, a więc, gdy Megan zapomniała wyciągnąć cie z wanny, co spowodowałoby prawdopodobnie że się przeziębisz.
-Do rzeczy!
-Zadzwoniłaś po mnie, gdy byłaś upita, a ja pojechałem do ciebie i wyciągnąłem cię z wody, oraz opatuliłem cię w ręcznik.
-A dlaczego w takim razie byłam w samej koszuli.- Anie powoli zaczynała się krew w żyłach gotować.
-Bo gdy chciałem abyś przebrała się w piżamę, już u mnie chwyciłaś za moją koszula i wlazłaś mi do łóżka.- Spojrzała na niego krzywym wzrokiem.
-No dobra przypuścimy że mówisz prawdę, ale przecież na Rinku nie mam twojego numeru. A nie mam.- Dopiero teraz przypomniała sobie że poprosiła Alkę o numer do Marcel i w tym momencie na jej twarzy wyskoczył rumieniec.
-Czyżby, ktoś się we mnie wcześniej podkochiwał?- Przysunoł swoją twarz do niej aby spojrzeć jej głębiej w oczy.
-Wcale,nie!- Szybko odwróciła wzrok i próbowała się na niego nie patrzeć.- Ja miałabym się zakochać w czymś takim jak ty! Niedoczekanie twoje!
-Wypij tą herbatę w końcu , bo muszę wstawić zmywarkę.- Łagodnie zmienił temat i ruszył w stronę kuch, zostawiając Ane samą. Powoli przywołała się do porządku, wypija herbatę i ruszyła do paszczy lwa, czyli do kuchni.
-Dzięki już wypiłam.
-To super.-Wziął od niej szklankę i wstawił do zmywarki, z naczyniami z całego tygodnia.
-Jak często używasz tej zmywarki?
-Rzadko, bo zwykle jadam na mieście.
-I gdzie tu zdrowe odżywianie?
-Nie powiedziałem że jadam w Fast-Food-ach.
-Uważaj bo ci uwiężę.
-Nikt ci nie każe tego robić.
-Dzwoniłeś już do Megan że jestem u ciebie?
-Ona wie zostawiłem jej wiadomości i ciebie w domu.
-To dobrze.- Westchnęła.-A tak krótko mówiąc,to czemu rzadko spotykasz rodziców?-Spojrzał za okno poszukując rozsądnej odpowiedzi.
-Ponieważ mają dużo pracy, a no i są w separacji, oraz dlatego że boją się spojrzeć sobie w oczy.
-Teraz już rozumiem dlaczego nie chcesz rozmawiać o rodzicach.
-Nie oto chodzi że nie chce.
-Tylko?
-Nieważne ale skoro już odpowiadamy na pytania bez odpowiedzi, to co robiłaś w podstawówce?- Ana oparła się o parapet, nie chciała odpowiadać.
-E jak wszyscy chodziłam do podstawówki.- Marcel wyczuł że kłamie, dlatego podszedł bliżej niej i przycisnął ją do ściany, cicho szepcząc.- Słyszę,kłamstwo w twojej wypowiedzi?- Nagle zaczęły jej płynąć łzy z oczu.
-Nie każ mi odpowiadać na to pytanie.- Przytulił ją delikatnie, i pocałował we włosy.
-Spokojnie to tylko ja, możesz mi powiedzieć o wszystkim.
-Ale jeśli ci o tym powiem.
-Przecież nic się nie stanie.
-No dobrze.- Z zapłakanymi oczami lekko się od niego odsunęła i spojrzała mu w oczy.- W wieku dwunastu lat,gdy podobno podróżowałam z ojcem, zostawił mnie przed budynkiem firmy konkurencyjnej. Musiał załatwić jakąś pilną sprawę i jakiś kierowca wypadł z trasy, a ja wylądowałam na jego masce i straciłam przytomności. Obudziłam się dopiero w szpitalu po pięciu dniach śpiączki, z amnezją.- Głos jej drżał i miała spuszczony wzrok, ale starała się nie płakać, w końcu wie o tym tylko od ojca, który w ogóle z nią nie rozmawia.- Myślę że właśnie w tym wypadku zginęła moja matka,o której ojciec w ogóle nie mówi.- Marcel przytulił ją z całych sił.
-Już dobrze, ważne że zrzuciłaś ten kamieni z serca.- Stali tak wtuleni przez dłuższą chwile.-Już ci lepiej?
-O wiele.
-W takim razie uśmiechnij się, bo najlepszym lekarstwem na smutek,jest radości.
-Naprawdę nie podtrawisz wyczuć momentu.
-I kto to mówi, osoba która nie chciała nikomu powiedzieć prawdy o swoim dzieciństwie.
-Ja ci pokaże!- Zaczęli się ganiać jak małe dzieci, rozładowując tą ciężą atmosferę.
-Dobra mam dość.
-Ha wiedziałam że wygram!
-Skoro wygrałaś to co chcesz w nagrodę? Bo ja ci pewnie nie wystarczam.
-Pycha ludzka prowadzi do piekła.
-Oj na dobra, więc co chcesz Aneciu?
-Chodzimy do kina.
-Pchy, już to widzę.
-Dobra to na strzelnice, to będę mogła do ciebie postrzelać.
-Raczej na paintball-a, ale jest nas za mało.
-Po prostu gdzieś wyjdźmy.
-Na pewno chcesz wychodzić w moim dresie?
-Nie zmieniaj tematu.
-Dobra chodźmy.
            Ana i Marcel wyruszyli do głównej części miasta, czyli do centrum handlowego Gekko, po którym przeglądali ubrania i Marcel kupił Anie jakieś damskie ciuchy, które okazały się idealnie do niej pasować. Jedną z kupionych rzeczy przez czarnowłosego była biała sukienka do kolan i balerinki w tym samym kolorze, które Ana narzuciła na siebie. 
-Dzięki za te zakupy, oddam ci w szkole co do grosza.
-Nie musisz i tak mimo że jestem facetem miło mi się z tobą robiło zakupy.
-Jasne, łżesz.
-Może odrobinę.- Śmiejąc się z wspólnie spędzonego czasu , Pokręcona wpadła na przechodnia.
-Przepraszam, nie zauważyłam pan.- Mężczyzna powoli się odwrócił i zdjął czarną bejsbolówkę z głowy.
-Źrebak? Co ty tutaj robisz!- Patrzyła się czy aby na pewno to on.- Mężczyzna odwrócił wzrok i krzyknął na cały głos.
-Mam ich MM!!!- Zleciała się duża grupa ludzi, w zaskakującym tempie.
-Co tu się dzieje.- Ana rozglądała się dookoła.
-Spokojnie.- Szepnął jej Marcel i chwycił ją za dłoń. Natomiast wokół nich stała zgraja ludzi ubranych na czarno.- Czego chcecie?
-Niedopuszczalne,aby ktoś twojego pokroju zrozumiał ludzi z trzonu, albo żeby się z nimi zadawał.-Znajomy ale inny głos i osoba wyłaniająca się z tłumu.
-Kim jesteś?
-Już nie pamiętasz naszej rozmowy, po kłótni z profesorką.- Z tłumu wyłoniła się blond dziewczyna, ubrana w czarny obcisły strój, który uwydatniał jej figurę z narzuconą peleryną i w butach na obcasie.
-Megan, co ty tu robisz?- Ana zrobiła szeroki oczy, że w ogóle ją widzi,przecież Marcel jej napisał że jest u niego, a oprócz tego ten dziwny strój i zachowanie.
-Jak śmiałeś, porwałeś naszą przyszłą rodzinę rodu.
-Marcel co tu się dzieje?- Ana zaczęła ściskać mocno jego dłoń.
-Spokojnie Aneciu to jest zwykłe nie porozumienie prawda Megan Matsuo?
-Skąd wież kim jestem ty nędzne ścierwo!
-Nie gorączkuj się,przecież to ty robisz z siebie tą złą, a oprócz tego kto mógłby uwierzyć że masz na nazwisko Toru, Młodsza siostro Any.
-Brawo za spostrzegawczości pluskwo! Brać go!- Ludzie którzy ich otaczali ruszyli w ich kierunku.
-Przestańcie wszyscy, co to ma wszystko znaczyć!!!- Krzyk Any sprawił że ściany zaczęły się trząść, a ludzie którzy ruszyli w ich kierunku odsunęli się na kilka kroków.
-Czy nie wydałam wam rozkazu!
-Oni nie będą cie słuchać, bo to nie ty jesteś królem tej drużyny.- Uśmiechnął się Marcel.
-Ty nędzny, splugawiony wampirze, odsuń się od Any!!!- Megan ruszyła na Marcela, z chęcią zabicia go, lecz drogę zagrodził jej jakiś człowiek, który wyłonił się z czarnej mgły.
-Czyż nie mówiłem ci że to za wcześnie na takie głupie posunięcie! Nie po to przeprowadziliśmy ten rytuał, pięć lat temu!- Postać zagarnęła swoim ogromnym płaszczem Megan i ludzi,którzy otaczali Ane i Marcela.
            Szkarłatnooka upadłą na kolana, coraz mocniej z ciskając dłoń Marcel. Cała drżała ze strachu i lęku, który ją otępił gdy widziała całe to zdarzenie. Kagahai natomiast przykucnął przy niej i starał się ją uspokoić swoją obecnością.

3 grudnia 2015

Rozdział 12 Cisza przed burzą

Ostatnio jestem cały czas zajęta w weekendy :(, ale jak obiecałam rozdział jest wcześniej XD.
Rozdział 12 Cisza przed burzą
Po powrocie Megan, Ana wyszła z sali, po wyjaśnieniu całej sytuacji profesorce, co wyprowadziło ją w nieprzyjemny nastrój, bo udało się obejść bez zawieszenia blondyny  w prawach ucznia.
-Ana chce cię przeprosić  za tą sytuację.- Podeszła powoli i mówiła spokojnym tonem, aby jej nie rozzłości.
-A idź do diabła.-Prychnęła i poszła w swoją stronę, a ona za nią z miną podkulonego pieska, który przeprasza za swoje złe czyny. 
-No proszę, przyjmij przeprosiny.
-Niby dlaczego?
-Bo jesteśmy rodziną.
-Po pierwsze w ogóle cię nie znam! Po drugie co cię obchodzi moje nauczanie i po trzecie zajmij się sobą!- Krzyknęła i zostawiła ją samą, wybiegła i skręciła w prawy korytarz i wpadła na jakiegoś ucznia.
-Oj, przepraszam, powinienem iści w pewnej odległości i no ten.- Nieśmiały chłopak poprawił swoje okulary na nosie i powoli zaczął zbierać papiery, które przed chwilą upuścił.
- To ja przepraszam, wkurzyła mnie maja przyszywana kuzynka.- Trochę niepotrzebnie podniosła głos, ale schyliła się i pomogła mu pozbierać notatki.- Jestem Ana Matsuo, a ty?
-Jesteś tą łobuziarą z pierwszej D?- Spojrzał na nią trochę z pogardą w głosie.
- No można tak powiedzieć.
-Dużo o tobie słyszałem. Jestem Alex Miyaga, jestem skarbnikiem szkolnym i chodzę do klasy razem z Dominiką.
 -A te papiery to pewnie jakieś ważne papiery.
-Dokładnie.- Uśmiechnął się ciepło.
-W której tak właściwie jesteś klasie.
-W drugiej A.
-A i tak nie kojarzę, przez ten wyjazd integracyjny, zapomniałam że zaczęła się szkoła.
-I tak tegoroczne klasy pierwsze mają fajniej, my w tamtym roku mieliśmy zajęcia integracyjne w szkole i wyszła z tego niezła lipa, no ale nieważne.
            Alex ma rudą czuprynę i szare oczy, chodzi w mundurku szkolnym , składającym się z czerwonego krawatu w kratkę, białą koszule pod kremowym swetrem bez rękawów i do tego czarne spodnie. Okularnik jest mniej więcej wzrostu Any, choć jest niższy i ma piegi na policzkach. 
-Jeszcze raz przepraszam.
-Nic się nie stało, choć muszę przyznać, nie wyglądasz na osobę o której tyle złego słyszałem.
-To miał być komplement, tak?- Spojrzała w jego stronę, a on tylko się uśmiechnął i ruszył w swoją stronę, za to pokręcona ruszyła w stronę szatni.
-Czego chcesz!?- Warknęła gdy zauważyła Megan.
- Patrze i się zastanawiam.
-Nad czym?- Spojrzała na nią z podełba.
-Nieważne, idziemy do domu?- Jej spojrzenie mogło zabić nawet trupa.
- Idź przodem, a ja cię dogonię.
-Poczekam.- (Zachowuje się dość dziwacznie, co strasznie mnie irytuje.)
- Czy wszystko w porządku?
-Tak, a czemu pytasz?
Nie, nic, tylko no nie wiem jak to ująć w słowa, jesteś sztywna.
-Ja i bycie sztywną, ha dobry żart.- Zaczęła cicho śmiać.
-No i to jaki.-Burknęła Ana sobie pod nosem.
-Co mówiłaś?
-Nic, nic chodźmy.
            Gdy wyszył ze szkoły po pierwszym prawdziwym dniu w liceum, niebo zaszło ciemnymi chmurami i zaczął padać deszcz. Zmoczyło je aż do suchej nitki, mimo iż biegły ile sił w nogach, to z trampek Any została tylko podeszwa i trochę materiału, a Megan zaczęła narzekać na zamoczone włosy które zaczęły jej falować.
- O Jezu.
-Gdzie ty szukasz Jezusa, w tej ulewie?
-Przymknij się to twoja wina że musiałam cię szukać.
-Tak jasne, tam masz budę dla psa, na pewno wystarczy dla ciebie.
- Przestani się drażnić i otwieraj te drzwi.
-Już ,już wchodź.
- Skoro już jesteśmy już całe mokre, to idźmy się wykąpać.
-Z tobą, w życiu!
- Ana przestani jestem twoją kuzynką!
-Co z tego łazienka to teren przestrzeni osobistej, przynajmniej dla mnie.
-Ale znalazła się świętoszka.
-Nie jestem postacią tragiczną. No, ale niech ci będzie, lecz w strojach kąpielowych.
-No, dobra.- Megan cały czas dobija fakt że Ana jest totalną damą.
            Dziewczyny nalały po uszy wody do dużej wanny i zaczęły się pluskać , chlapać na siebie  oraz popijały dość drogie wino, które dał Megan ojciec Any. Śmiały się przy tym z nauczycielki od religii, która chyba coś bierze, skoro skacze jakby była na haju , a to zaczęło je pochłaniać doszczętnie, a mówiąc w skrócie nie skończyło się tylko na butelce wina.