Translate

27 lutego 2016

Rozdział 24 Za kurtyną

Rozdział 24 Za kurtyną
-Co ty wyprawiasz, nie możesz po jednej kłótni dać się tak łatwo złapać Afrodycie.- Nie wypuszczał jej z objęć.- Mogła cie doszczętnie zniszczyć manipulując twoimi uczuciami.- Ściskał ją najmocniej jak potrafił mimo że poznali się nie dawno przed palącym się kościołem.
-Wiesz że my też możemy manipulować czyimiś uczuciami?
-Nie mów takich rzeczy.-Ściskał ją, nie chcąc by odeszła.- Nigdy bym czegoś takiego nie zrobił.-Przed Aną zalśniła biała postać.
-Może ty nigdy byś tego nie zrobił, ale spóźniłeś się, Afrodyta miała ze mnie przedni ubaw, gdy rzucała na mnie zaklęcie przeklętej miłości.-Mówiła przypatrując się tulącej parze. Aż po chwili Ana została z białą postacią.
-Czemu dałaś się złapać?
-Ja, raczej ty, a dokładniej mówiąc winne za to ponosi ród ognia, który prawie zabiłaś.
-Kim ty w ogóle jesteś?
-Hahaha. Naprawdę brakuje ci oleju w głowie. Skoro ja to ty, a ty to ty, to kim ja jestem? 
-Mną. 
-Brawo choć trochę ci to zajęło.- Gdy Ana rozmawiała ze sobą pojawiła się Luna.
-Ana to naprawdę ty?- Patrzył a z niedowierzaniem na białą postać.
- Luna jak tam Ci się układa z Wojtkiem? 
-Przeszliśmy do stałego związku choć długo to trwało, ale było warto , a no i dziękuję ci ze nas wspierała i kryłaś.
- To był mój obowiązek , wiec nie masz za co mi dziękować. 
- Widzę że wasze spotkanie przywołuje wspomnienia, ale...- Ana znowu przeniosła się do małego domku, gdzie Marcel już na nią czekał.
- Znowu pakuje się w tarapaty.-Westchnął ciężko wpatrując się w ukochaną.
-Wiem, że obiecałam nie kontaktować się z moją rodziną, ale doszły mnie słuchy o śmierć mojej ciotki, która zawsze kryła mnie przed ojcem i nie mogłam nie pójść na jej pogrzeb.-Błądziła wzrokiem, aby nie spojrzeć mu w oczy, lecz jego wzrok i tak ją do sięgnął , podszedł do niej powoli obejmując ja w ramionach.
-Nie potrafisz kłamać, a twoja nieudolne próba uciekania wzrokiem tym bardziej cię zdradza.-Trzymał ją w ramionach, lecz ona próbowała odsunąć go jak najdalej.- Powiesz mi co cie tak naprawdę trapi?- Popatrzyła na niego szukając podstępu, ale nic na to nie wskazywało.
- Doszły mnie słuchy że ród ognia znowu chce mnie dopaść, wiec chciałam otrzymać jakieś dokładniejsze informacje, ale zamiast tego wywołałam istny chaos i już prawie doszczętnie wybiła ten ród, a została tylko trójka dzieci, którzy otrzymali schronienie.
- Wiesz ze to nie ty jesteś powodem ich nieszczęść, po prostu znalazłaś się w złym miejscu o złej porze. - Mówił starając się ją uspokoić.
- Ale to nie wszystko. Do walki przyłączyły się rody wody, lodu i błyskawic.- Marcel już nic nie mówił wiedział, że jeśli coś powie to może zachwiać jej psychikę, a wtedy to by miało odwrotny skutek.- Znowu chcieli mnie zabić.- Płakała szczerymi łzami.- Jakby ten świat nie mógłby być ekumeniczny!
-Wiesz że próba zjednoczenia, bez niszczenia jest trudna do osiągnięcia, bo musiałoby umrzeć jedno z nas.
-Jestem w stanie to zrobić.-Szybkim ruchem odsunęła się od niego.- A wspomnienia znowu się rozmył i znowu była z Luną i sobą.
-Te wspomnienia są jak krzyż dla Jezusa, ale tylko ty jesteś wstanie się podnieś po tysiącu upadków, a nie ja.- Mówiła biała postać.
-Ależ Anastazjo! To tobie udało się zjednoczyć tych wampirów, więc czemu tak mówisz?
-Oh moja ty droga Luno, mój czas już dawno dobiegł końca, ale przez Bachusa odebrał mi możliwość śmierci, dlatego chce cię prości o przeprowadzenie rytuału przywrócenia, w którym zabijesz mnie, ale ocalisz nowy świat.- Patrzyła na nią wzrokiem osamotnienia.
-Tak zrobię, ale obiecaj mi jedno opuścisz ją teraz.
-Zgoda.- Anastazja, czyli wcześniejsze wcielenie Any opuściło ją na zawsze, pozostawiając po sobie  pustkę.
-Teraz wszystko zależy od ciebie, czy przejdziesz przez tak zwaną drogę krzyżową, czy pogrążysz się doszczętnie i umrzesz.- Luna zniknęła, a Ana została w czarnej pustce.

20 lutego 2016

Rozdział 23 Dno i cztery metry mułu

Rozdział 23 Dno i cztery metry mułu
-Grey! Rozmroź Lucy i ruszcie w poszukiwaniu Luny, oraz w razie potrzeby weźcie do pomocy Wojtka!- Krzyczał Marcel z przerażeniem w głosie.
-A co się stanie z tobą!
-Mną się nie przejmuj, a i musicie znaleźć zapiski ap ropo rytuału zapomnienia, które powinny znajdować się w zamku!!!
-Nie wiemy jak tam trafić!
-I po co ja nawrzeszczałem na Angela.- Mruknął do siebie.- Znajdźcie Lune a ja się zajmę resztą.- Grey zabrał zamrożoną Lucy i zniknął w czarnym obłoku, a Marcel ruszył w stronę Any nie przejmując się promieniami, które był w stanie pochłonąć.Jednak na widok lewitującej Any, która otoczona była blokującym kręgiem i wirującą fala lodu, ognia, ziemi, szybko pędzącego wiatru, błyskawic i wiele innych mocy, których Marcel nie był w stanie zobaczyć. Stanął w miejscu skupiając swoją uwagę na zniszczeniu blokującego kręgu. Buum, Marcel odleciał uderzając plecami w ścianę, a blokujący krąg rozpadł się na kawałki.-To nie będzie łatwy orzech do zgryzienia.- Podniósł się po upadku ze ściany i znowu zbliżył się do ciała Any, pochłaniając blask i mroczną ciemność, które były zabójcze dla zwykłych wampirów.- A niech diabli mają was w opiece.
-Nie jesteś w stanie już jej pomóc.- Blada postać o szarych oczach i brązowych włosach,delikatnie pogłaskała go po twarzy.
-Ateno, przecież ty już dawno nie żyjesz.
-Atena, Aneta, Anastazja, Anabell czy Ana.- Przybliżyła się do niego i oplotła go lassem  stworzonym przez jej moc tworzenia sztuki w realu.- Ta zabójczyń jest mi winna swoją duszę, za me katusze po śmierci.  
-Zabiła cię, bo zwariowałaś chcąc zniszczyć resztę ludzi i wampirów, którzy nic nie zawinili!
-Tak, może masz racje, ale twój dziadyga Hades, którego ubłagałam o danie mi jeszcze jednej szansy, jakoś się zgodził.
-Nawet jeśli  to on skończył tak samo jak ty, wąchając kwiatki od spodu!- Ze złością rozerwał lasso i ruszył w jej stronę, lecz gdy próbował ją trafić jego ręka przeszła przez nią bez czynienia szkód.
-Chcesz pokonać ducha gołymi rękami.- Zaczęła się śmiać.
-Nie bądź taka pewna swego, przecież to ja zabiłem swojego ojca.-Marcel przemienił się w swoją formę wampira, w której wyglądał jak prawdziwa śmierć, stworzył ciemny morderczy miecz z ognia i mroczną tarcze z lodu, a sięgając czubkiem miecza stworzył na duchu Ateny ogromną szramę.
-Jak śmiesz.- Próbowała zniszczyć go mocą sztuki, lecz nim zdążył cokolwiek zrobić Marcel już przyciskał jej miecz do gardła.
-Pozdrów mojego starego w piekle!- Szybkim ruchem zabił Atenę, lecz przez skupienie swojej uwagi  na niej, moce które okrążały ciało Any zaczęły rosnąć w siłę.- Ah, niech się pospieszą!- Próbując zbliżyć się do Any rozwiał zawieruchę, zgasił płomienie lodem i morską wodą, oraz starał się zniszczyć głazy latające w powietrzu gdy z pomocą przyszedł Wojtek, który zniszczył szumiące pisko wrzaski rozchodzące się z pola walki.-Nie spieszyło się wam zbytnio.- Mówił do niego gdy stali ramie w ramie przed zagrożeniem.
-Nie byliśmy w stanie znaleźć Luny, która zaszyła się nie wiadomo gdzie.
-Ale już ją znaleźliście!?
-Jasne, Właśnie stara się skontaktować z Aną.
-A gdzie Lucy i Grey?
-Szukają dokumentów.- Marcel tylko westchnął i odskoczył unikając latającego żelaza i różnego rodzaju broni, oraz strzelających błyskawic, gdy nagle wszystko ustało, a na głowie Any pojawiły się kolejne pasma białych włosów. Marcel wziął ją w ramiona.
-Luna możesz wejść.- Powoli wślizgnęła się do pokoju, a Marcel zmienił się w normalną forme.
-Nie wiedziałam że tyle przykrych rzeczy ją spotkało.
-Co masz na myśli?
-Gdy połączyłam się z jej myślami, napotkałam jej wcześniejsze ja, tylko że...
-Tylko że co?
- Tamta Ana nie chciała wrócić do życia, powiedziała że jej moce jak manipulacja emocjami ją przerażało i nadal przeraża, a miłość, którą cie wcześniej darzyła, była spowodowana mocą Afrodyty podczas gdy ją porwała, a teraz jest prawdziwa.
-A może powiedziała coś o papierach?
-Papiery schowała w szkatułce ze zdjęciem, które Ana już widziała, gdy była z Angelo.
-Jezu już drugi raz żałuje dzisiaj, że zakazałem mu się do niej zbliżać. 
-Co ty byś mi mógł zabronić.- Angelo zjawił się w najodpowiedniejszym momencie.- Słucham tylko rozkazów Any, a jej nieodwołalnym rozkazem było że mam ją pilnować dwadzieścia cztery godziny na dobę siedem dni w tygodniu. No ale małe przeprosiny by nie zaszkodziły.- Popatrzył się na niego lubieżnie.
-Przepraszam. A teraz czy mógłbyś nam pomóc.
-Tak, tak już lecę.- Angelo zniknął, a Marcel zabrał Ane do pokoju gościnnego i musiał utonąć sobie długą pogawędkę z Luną i Wojtkiem.
-A więc Wojtek, może zacznę od ciebie.-Rozpoczął Marcel.- Czemu twój ojciec mnie zdradził.
-Z tego co mi powiedział to Ana uratował mnie przed śmiercią i dlatego on był jej dłużny mimo że zginęła moja młodsza siostra z ręki jej ojca.
- Kolejne zdarzenie o którym nie miałem pojęcia.- Przyłożył dłoni do głowy i zaczął nią kręcić.- No trudno tym razem przymknę na to oko, ale jeśli raz coś takiego się zdarzy nie daruje.- Walną ręką w stolik do kawy, który znajdował się w salonie i rozwalił go na dwa kawałki.
-Przekaże to ojcu, a wracając do obecnej sytuacji...- Wojtek chciał zmienić temat.
-Tak Luno opowiedz nam czego się dowiedziałaś ze szczegółami jeśli możesz.
-Przepraszam, ale nie mogę.- Skierowała wzrok w dół.- Ana kazała mi przyrzec że nic nie zdradzę.
-Wiesz że to jest sytuacja awaryjna.
-Wiem, ale jedyne co mogę powiedzieć to, to że jeśli nie przeprowadzimy rytuału przywrócenia, to Ana, która żyła przez ostatnie lata zniknie, a wcześniejsze jej wcielenie popełni samobójstwo.
-CO!!!- Marcel od razu stanął na równe nogi.- Chcesz mi powiedzieć że to sprawa życia lub śmierć!!!
-Tak mi powiedziała jej wcześniejsza forma, nie wiem czy to jest prawda.-Kręciła głową z załamanymi rękami.
-Za ile przybędzie Angelo z Lucy i Greyem?
-Zależy czy wiedzą gdzie jest ta szkatułka.
-W takim razi zostawiam wam Anę w waszych rękach i błagam nie zadurzcie się w sobie zanim nie wrócę.- Marcel po chwili znalazł się w rozwalonym pokoju Any, lecz zamiast Angela i reszty na łóżku leżała karteczka:
,,Jeśli to czytasz to wiesz, że bez rytuału przywrócenia Ana może zginąć, a my chcemy do tego dopuścić, dlatego porwaliśmy twoich sprzymierzeńców i szkatułek z dokumentami"
-Nie możliwe czyżby znowu działa ta grupa moich ukrytych anty-sprzymierzeńców.- Złapał się za głowę.
-Nawet jeśli to są debilami.- Pojawił się Angelo.- Nawet nie zauważyli że w szkatułce jest tylko zdjęcie jej matki i reszty rodziny.
-Ty żyjesz?
-Jak myślisz, jakim cudem myślałeś że przez stulecia nie żyje?
-Dobra jesteś mistrzem kamuflażu, a skąd wiesz że nie zabrali dokumentów.
-Proste, kiedy my lady wspomniała że szuka tych papierów, na wszelki wypadek schowałem je w bezpieczniejszym miejscu.
-Nie wierze że uważałem was za idiotów.-Patrzył na niego z podziwem.
-Bo taki był nasz przywódca, nieodpowiedzialny i głupi, ale silny.
-Dobra w takim razie daj mi te dokumenty.
-Dokumenty dam Lunie w końcu należały do jej rodu, a oprócz tego w ogóle ci nie ufam.
-Dobrze w takim razie, ruszajmy.- Powrócili do domu Marcela gdzie czekała na nich następna niespodzianka.
-Luna, Wojtek!!!- Nikt nie odpowiadał. Marcel ruszył w stronę salonu i oberwał ciężkim przedmiotem
w głowę, lecz nie stracił przytomności, wstał szybko i pochwycił przeciwnika, którym okazała się młodsza siostra Any Megan.- Jeśli przyszłaś zrobić jej krzywdę to będziesz pierwszą osobą, która zginie!
-Ha, jesteś beznadziejny, jak mogłeś dopuścić do porwania najbliższych sprzymierzeńców, ja przyszłam ci z pomocą i tylko Anie udało się uciec przez to że ją kryłam.
-To znaczy że należysz do grupy moich anty-sprzymierzeńców.
-Dokładnie, ale ponieważ jest moją siostrą, a i tak ma umrzeć to lepiej żeby była przy tobie.- Zniknęła.
-Angelo? Jesteś?
-Tak, nie dałbym się tak łatwo złapać, a co z my lady?
-Z Aną wszystko dobrze, ale porwali Lunę, więc jeśli nie masz zamiaru mi pokazać tych dokumentów to możemy ją spisać na straty.- Marcel ruszył do pokoju w którym leżała Ana i usiadł na progu łózka, wpatrując się w nią z opieką. Za to Angelo nadal nie ufał wampirowi cienia, ale ponieważ chciał pomóc Anie, przejrzał papiery i na wszelki wypadek zrobił zdjęcie telefonem Any, który zabrał z jej pokoju. Powolnym krokiem ruszył w kierunku Marcela.
-Więc jeśli mi przyrzeczesz że zrobisz wszystko co tylko możliwe, aby ją uratować, jestem w stanie ci zaufać.
-Przyrzekam na uczucie którym ją darze, że zrobię wszystko by żyła.- Angelo podał mu dokumenty, lecz gdy on zaczął je czytać zrozumiał że to nie będzie proste zadanie.

13 lutego 2016

Rozdział 22 Coś jest nie tak

Przedwczesne życzenia, bo walentynki są jutro, no ale i tak życzę wam radosnych walentynek. ;)
Rozdział 22 Coś jest nie tak
             Ana poczuła na sobie ciężar czyjejś dłoni, a gdy otworzyła oczy widziała znajomy pokój a dłoni, która ją przygniatała należała do Marcela, który leżał tuż obok niej w łóżku. Jego spokojny wyraz twarzy wywołał u Any radosny uśmiech i delikatnie przeczesała jego włosy, gdy się obudził.
-Myślałam że śpisz.- Mówiła Ana szeptem z delikatnymi rumieńcami na twarzy, które wyskoczyły jej z zawstydzenia. 
-Nic się nie stało, to ja pomyliłem pokoje.- Uśmiechnął się do niej przygłupio, a Ana dopiero teraz zaczęła kojarzyć fakty i zrzuciła go z łóżka, tak szybko że trzasnął o podłogę.
-Nic ci nie jest? 
-To i tak mała kara.- Zaśmiał się dość głośno.-Kiedyś udało ci się mnie zamrozić, przez tydzień miałem katar.-Ana usiadła na kancie łóżka wsłuchując się w jego historie.-Co?
-Nic, zastanawiam się czy znałeś mnie nim ja cię poznałam? 
-Szczerze to nie wiem.- Mówił zamyślony, siedząc na podłodze.- Prawdą jest jednak że zostałem przydzielony żeby cię śledzić, gdyż oboje urodziliśmy się czystej krwi, ale pierwsze nasze spotkanie twarzą w twarz...
-Wydarzyło się przed płonącym kościołem.- Dokończyła Ana.
-Tak, kiedy spłonęła twoja pierwsza miłość, jak on miał ... Andersen.- Spojrzał na nią oczekując jakiejś reakcji, ale nic takiego nie nastało.
-No, a czy...?
-Tak zniszczyłaś dużą części wampirów ognia w tym głowę rodziny.
-Czym się różni głowa rodziny od zwykłego wampira?
-Zwykły wampir posiada tylko jedną określoną moc i moce uniwersalne, a głowy rodu są czystej krwi i potrafią panować nad wszystkimi mocami tak jak ja czy ty.
-A o co chodzi z Apollinem i Bachusem?
-Są to starzy przywódcy, którzy wyspecjalizowali się w danych mocach i przez starożytnych ludzi uważani byli za bogów. Ale takie zawężenie swoich mocy nie wyszło im na dobre i nowe pokolenie szybko się ich pozbyli.
-I został tylko Apollin i Bachus?
-Tak, ale to teraz nie istotne, bo już przybyli twoi nauczyciele.
-Czemu ty nim nie możesz być?
-Bo oni lepiej się na tym znają.- Wziął ją na ręce jak najdroższy skarb i zaprowadził ją do pokoju w którym już czekali Lucy i Grey Shimakori.
-Jaki brak wychowania, ściągasz nas z drugiego końca świata, żebyśmy na ciebie musieli czekać.- Skarżyła się niska czarnowłosa dziewczynka ubrana w różowy strój kąpielowy.
-Lucy nie wydziwiaj.- Mówił jej brat bliźniak, który też miał na sobie kąpielówki.
-Przykro mi że przerwałem wam wakacje na lodowej plaży Koriki, ale sprawa była bardzo pilna.- Dopiero teraz zwrócili uwagę na Anę.
-Nie możliwe.- Patrzyli się na nią z niedowierzaniem.- Złamałeś część rytuału zapomnienia.
-Przepraszam, ale nie rozumiem?- Podszedł do niej Grey, który powoli przeczesał jej włosy i westchnął.
-Jakie moce ci wróciły?
-Umie posługiwać się ogniem, a moc która powróciła to moc lodu, dlatego was wezwałem.-Mówił opierając się o framugę drzwi, jakby to nie było oczywiste.- A przez to przebudzenie...
-Połączyły jej się moce nad którymi nie umie zapanować, czyż nie?
-Dokładnie.- Ana stała i przysłuchiwała się rozmowie, ale coś ją ruszyło by zadać pytanie.
-Czy tą szpadą nie zabiłam prawie ojca?- W jej ręku zjawiła się lodowa szpada, a  Marcel zrozumiał że jego pomoc z nakładaniem kręgu blokującego jej moce nie na wiele się zdała.
-Tak sam nauczyłem cię robić tą szpadę, żebyś panowała nad swoją mocą, by móc używać innych.-Mówił Grey.
-Tylko ostatniej nocy rozwaliła swój dom, brawo.- Prychnęła Lucy.- Mogę sobie iść on sam sobie poradzi.
-Jak myślisz dlaczego sprowadziłam was oboje.- Marcel spojrzał na nią złowieszczym wzrokiem i Lucy już nic nie mówiła.
             Grey zaczął tłumaczyć Anie podstawy panowania nad mocą lodu, a były to te same dyrdymały o których mówiła Katty Watari wampirzyca posługująca się mocą ognia. Po usypiającym wykładzie  przeszli do sedna, czyli zamrożenie poruszającego się celu, którym okazała się Lucy. Ganiała po całym domu, a Ana za chiny ludowe nie była w stanie jej trafić, przez co dom Marcela wyglądał teraz jak lodowisko.
-Łoł, twoja moc jest większa niż przypuszczałem.- Mówił Marcel.
-Nie wiem czy mam dziękować czy zacząć płakać.-Mówiła uśmiechając się blado.
-Dziękować to ja ci będę jak mnie trafisz, a na razie jesteś beznadziejna.- Wtrąciła swoje trzy grosze Lucy.
-Weźcie się w garść, nie mamy dużo czasu.- Próbowała na wołać ich do porządku.
-Boże za jakie grzechy!- Ana zamachnęła się trochę mocniej zamieniając Lucy w lodową rzeźbę.
-Łoł siora nawet ci to pasuje!- Śmiał się Grey.- Wielkie dzięki Ana mam ją z głowy.- Uśmiechnął się do niej a ona nagle sunęła się na podłogę i zalśniła. Marcel szybko złapał Greya i lodową rzeźbę i schowali się przed blaskiem.
-To nie możliwe!
             Przed Aną stanęła biała postać, o szkarłatnych oczach, lecz dopiero teraz zaczynała widzieć rysy jej twarzy, to była ona, ale inna, ta nieznana.
-Uciekaj.- Szepnęła i się rozpłynęła, a Ana uciekała, goniła ją grupa wampirów, próbowała zagrodzić im drogę lecz wampiry ognia nie pozwalały na zatrzymanie pogoni, ale dziwna myśl zaświtało jej w głowie no bo skoro wampiry ognia są po jej stronie to dlaczego jej nie pomagają.
-Co wy wyprawiacie!- Krzyknęła jakaś kobieta w oddali, na twarzy mając maskę i lewitująca w powietrzu.- Chce ją mieć, do mojej kolekcji nieudaczników losu.- Zaśmiała się złowieszczo, a Ana używała mocy zwinności, by szybciej i bez przeszkód uciekać za pogonią, kiedy nagle ktoś wyskoczył jej przed twarzą.
-A dokąd to się wybieramy.- Mężczyzna zatrzymał Ane w magicznym kręgu, który zdążył stworzyć, lecz nie utrzymał jej na długo, złamała rzucony czar i ruszyła dalej próbując ukryć się we mgle.
-A niech to, znowu udało się jej uciec, mamy za mało zdolnych wampirów.- Machała ręką kobieta która unosiła się w powietrzu.- Hermesonie, ukradnij mi jakiegoś wampira czystej krwi!
-Ależ Afrodyto, nikt z nowego pokolenia nie zgodzi się nam pomoc.- Mówił kręcąc głową.- Ona jest zbyt silna.
-Ależ ona jest tylko pionkiem.?- Zaczęła się śmiać.
-Nawet zwykły pionek może stać się hetmanem, a ona i Marcelon są zbyt silni.
-W ich miłości brakuje mi dramatu i nie pozwolę na ich happy end.- Obraz się rozmazał i Ana obudziła się za kratami patrząc na Afrodytę.
-Zaczyna się robić ciekawie.- Mówiła z nutką sarkazmu Afrodyta.- Jeśli zginie próbując cię uratować to co ty poczniesz.
-Nie musisz się tym martwić on nie przyjdzie.-Obraz na chwile się rozmazał a potem przed jej oczami w tej samej celi trzymał ją Marcel w ramionach, wylewając łzy.
-Co ty wyprawiasz, nie możesz po jednej kłótni dać się tak łatwo złapać Afrodycie.- Nie wypuszczał jej z objęć.- Mogła cie doszczętnie zniszczyć manipulując twoimi uczuciami.- Ściskał ją najmocniej jak potrafił mimo że poznali się nie dawno przed palącym się kościołem.
-Wiesz że my też możemy manipulować czyimiś uczuciami?
-Nie mów takich rzeczy.-Ściskał ją, nie chcąc by odeszła.- Nigdy bym czegoś takiego nie zrobił.

7 lutego 2016

Rozdział 21 Początek skutków ubocznych

Rozdział 21 Początek skutków ubocznych
-Czy jesteś w stanie zrozumieć swoje postępowanie!?- Wrzeszczał rozzłoszczony Apollin, ukrywając się na korytarzy przed falą rażącego światła.
-Nie wiem co się stało!- Odpowiedział mu z przestrachem Angelo, a on ruszył w stronę pokoju, kiedy fala na chwile ustąpiła. Widział leżącą Ane miotającą się po podłodze.- Ana! Ana!!!- Podszedł do niej, a ona na chwile uchyliła powiekę szepcząc:
-,,Przeprasz..."- Zanim zdążył wziąć ją na ręce jej ciałem na chwile owładną blask i na jej pięknych brązowych włosach pojawiły się białe pasma, po czym zemdlała.
             Kościelne drzwi, bicie dzwonów i czarna suknia siostry zakonnej w którą była ubrana, głosy modlitw i śpiewu kościelnego. Ana zrozumiał że znalazła się w swoich jeszcze wcześniejszych wspomnieniach. 
-Młody człowieku tu jest Kościół!- Słyszała z oddali głos starszej zakonnicy, zwracającej uwagę młodemu mężczyźnie, który dość często do niego przychodził, ale raczej nie po to by się modlić.- Mówiłam ci już wiele razy, zakonnica nie może wyjść za mąż!- Ana powoli podeszłą do drzwi i przesłuchiwała się dalszemu ciągowi rozmowy.
-Ależ dlaczego?
-BO ŚLUBOWAŁA CZYSTOŚĆ I ODDANIE BOGU!
-To dlaczego księża mogą mieć rodzinę, a zakonnice nie?
-BO WTEDY NIE BYŁABY ZAKONNICĄ!- Ana powoli uchyliła drzwi chcąc zobaczyć młodzieńca, okazał się być przystojnym mężczyzną mającym dwadzieścia lat, był to szlachcic z pobliskiego zamku, oraz księciem tego kraju. Wysoki brunet, o brązowych oczach, który zakochał się w niewłaściwej osobie, a tą niewłaściwszą osobą okazała się Ana.- A oprócz tego twój ojciec by się na takie coś nie zgodził.- Mówiła już poważnie, kręcąc głową.
-Nie obchodzi mnie wola ojca!
-A powinna!- Rozzłoszczony mężczyzna ruszył w stronę drzwi przy których stała Ana i skończyło się to spotkaniem trzeciego stopnia.
-Anabella!-Uścisnął ją mocno, a jego brunatne włosy pachniały jaśminem.
-ODSUŃ SIĘ OD TEJ GRZESZNICY!
-NIE!-To były ostatnie słowa, jakie wydobyły się z jego ust , bo zakonnica bez dłuższego zawahania spaliła go na popiół.
-Andersonie!- Złości wywołana stratą pierwszej miłość w jej dotychczasowym życiu, zniszczyło jej opanowanie i cały kościół zajął się płomieniami, a wampirzyca panująca nad ogniem, jak i  część rodu, jednego z jej najstarszych sprzymierzeńców, została zniszczona.
             Leżąc przed palącym się kościołem, Ana trochę ochłonęła, wylewając łzy na bruk z kamieni.
-Jeśli dalej będziesz tak lekkomyślna, to przegrasz tą wojnę.- Powiedziała osoba ubraną na czarno, którą Ana widziała przez pryzmat łez i łkań.
-A co ty możesz o tym wiedzieć.- Podszedł do niej i złapał ją za podbródek.
-Więcej niż ci się może wydawać Anabello.-Prychnął.- Jakoś to imię do ciebie nie pasuje, tak samo jak strój zakonnicy.- Ana powoli usiadła, ocierając oczy.
-Może i nie, ale Andersonowi...
-Nie becz.- Mówił patrząc się na kościół.- Za dużo już szkód na robiłaś.
-I teraz nie mam dokąd iść.- Mężczyzna popatrzył się na nią z ironicznym uśmiechem.
-Jeśli nie masz dokąd iść to morzesz iść ze mną.- Obraz się rozmył i pojawiła się kobieta w bieli, która śmiała się jej prosto w twarz, po czym zniknęła. Ana wyrwała się z tego dziwnego stanu i wróciła do rzeczywistości.
-Ana myśleliśmy że już się nie obudzisz.- Mówił Apollin, kiedy Ana zerwała się z łóżka, ciężko dysząc i byłą cała spocona.
-Co się stało z moimi włosami!- Krzyknęła z przerażenia.
-Prawdopodobnie przez powrót twoich wspomnieni, twoja moc chwilowo się przebudziła.
-Kim byłą ta dziewczyna w bieli!
-Jaka dziewczyna?-Patrzył się na nią zaciekawionym wzrokiem.
-Nie istotne.- Wzięła głębszy wdech.- Jak to jest możliwe że wróciły mi wspomnienia?-Pytała już spokojnym głosem.
-Jest to dla nas taką samą zagadko.- Jego wzrok błądził za Angelo.- Ale możesz podziękować temu idiocie, bo dzięki niemu masz trochę szersze pole manewru.
-Nie wiem czy to jest dobre.- Patrzyła spokojnie, wyciągając przed siebie dłoni, w której zalśniła lodowa szpada.
-Nie możliwe powróciła ci moc panowania nad lodem.- Apollin zrobił wielkie oczy.
-Jak mam się tego pozbyć?-Patrzyła na rękę w której trzymała lodową szpadę. Wstała próbując wyrzucić ją z rąk, lecz zamiast wypuścić ją z rąk z szpady zaczęły strzelać odłamki lodu, które niszczyły już zniszczony przez ogień pokój.- Idź po Marcela!!!- Krzyczała Ana w strachu, a jej moc ognia zaczęła łączyć się  w straszną mieszaninę z mocą lodu. Apollin i Angelo szybko zniknęli, a Ana zrobiła ogromną dziurę w ścianie.
             Ana próbując nie robić żadnych gwałtownych ruchów, skuliła się przy łóżku, zalana łzami i poczuciem strachu, które nie chciało jej opuścić.
-Znowu płaczesz, tak jak wtedy kiedy się poznaliśmy.- Mężczyzna stworzył krąg ograniczający moce Any.
-Nie rozumiem, czemu to akurat pamiętam.- Kuliła się, nie podnosząc wzroku.
-To są twoje wspomnienia, a twoje włosy wyglądają beznadziejnie.
-Wtedy powiedziałeś coś podobnego, Marcelu.- Podniosła wzrok, a on już był przy niej tuląc się do niej.
-Nie rób mi tego nigdy więcej, bo ci nie wybaczę.
-Dobrze, ale wiesz jesteśmy wrogami.- Chlipała cicho.
-Nadal nie znasz całej prawdy i na razie otrzymałaś zbyt dużą dawkę niekompletnych informacji.- Mówił biorąc ją w swoje silne ramiona i przeczesując delikatnie jej włosy.-Tęskniłem za tobą cały tydzień.- Szepnął jej do ucha.
-Nie mów takich rzeczy, w takiej sytuacji!- Delikatnie pocałował ją w czoło i przeniósł do swojego mieszkania.
-Wolisz spać ze mną czy w osobnym pokoju?- Ana zrobiła się cała czerwona jak burak, słysząc to pytanie.
-Nie ma mowy, śpię w innym pokoju!- Zaczęła się szarpać w jego ramionach.
-W końcu powróciłaś do normy.- Uśmiechnął się szyderczo.
-Jeszcze tego pożałujesz!- Próbowała mu zagrozić, lecz takie groźby już na niego nie działały. 
             Marcel położył Ane spać w pokoju gościnnym, patrząc na nią dopóki nie zasnęła, po czym powrócił do pałacyku, z którego dłuższą chwile temu wrócił.
-No dobra, teraz czekam na wyjaśnienia.- Jego głos brzmiał strasznie, a jego wzrok zabijał jednym spojrzeniem.
-Musiałem dotrzymać starej obietnicy.-Próbował się tłumaczyć Apollin, unikając jego wzroku.
-Później podasz mi szczegół Apollinie, bo niestety Wojtek cię szuka.- Machnął rekom, a Apollin wykorzystując okazje zniknął.- A ty gnoju!? Myślałem że wąchasz kwiatki od spodu.- Spojrzał na Angela z pogardą.
-Przykro mi że się zawiodłeś i tym razem.
-Twój ród miał być moim asem w rękawie, ale gdy miało dojść do ostatecznego starcia, zostaliście wybić przez garstkę z rodu ognia, zanim zdążyliście cokolwiek dla mnie zrobić.- Patrzył na niego jak na ostatnią gnidę.
-Tak zarządziła głowa mojego rodu, to nie była moja decyzja.- Założył ręce jakby miał już dość tej bezsensownej gadaniny.
-A teraz co tak właściwie robisz?
-Przysięgałem Anie, że do końca swoich dni będę jej strzegł.
-Możesz sobie darować tę paplaninę.- Prychnął oburzony jego zachowaniem. 
-A co planujesz mnie zabić?
-Chciałbym, ale ponieważ jesteś ostatnim to muszę cię utrzymać przy życiu. Ale wiec jedno jeśli kiedyś spotkam cię z Aną, to będzie twój koniec, ty marny pionku.- Angelo po tych słowach zniknął i słuch po nim zaginął, za to Marcel ruszył na poszukiwanie Lucy i Greya Shimakori, bliźniaczych wampirów posługującymi się mocą lodu.