Translate

16 kwietnia 2016

Rozdział 28 Jasne światełko

Rozdział 28 Jasne światełko
           Megan po dość długiej rozmowie z Źrebakiem o bogatych biznesmenach, którzy biorą udział w takiej licytacji i wielkim zysku jaki im to przyniesie. Wyruszyła z nim do starej fabryki w której owa aukcja miała się wydarzyć. Czarne zakurzone ściany z pajęczynami przywitały ich na wejściu, lecz wchodząc coraz głębiej fabryka przybierała czystszy wygląd, ale bardziej ponury klimat. Wchodząc do sali aukcyjnej zostali natychmiast zmierzeni wzrokiem, przez starych, zdziadziałych mężczyzn, oraz kilka wysoko postawionych kobiet.
-Ogarnij się.-Szepnęła Megan.-Oni dobrze wiedzą kim ja jestem, ale twoją twarz widzą po raz pierwszy.-Odwróciła się już nic nie mówiąc i szła wywalając swoje cycki na wierzch.
-Witaj Lady M.-Przywitał się z nią jeden ze starych biznesmenów, całując ją delikatnie w dłoń.-Widzę że dzisiejsza aukcja będzie dość interesująca.
-Oczywiście jak każda z moim udziałem. Pewnie nie zna pan jeszcze mojego współpracownika o to Źrebak.
-Miło mi jestem Dans Macabr, w skrócie DM.
-Mi również.
-Skoro już się znacie, to zaczynajmy to cudną aukcje!-Megan wykrzyknęła na całą sale i tłum odezwał się wiwatem.
            Na mównice wszedł licytator i cała zabawa zaczęła się rozkręcać, na pierwszy rzut licytowali kobiet, pierwsza była Azjatką o blond włosach i zielonych oczach, która poszła za 2 miliony, po niej było jeszcze kilka innych i nadeszła pora na licytacje Greya.
-O to przed państwem wampir lodu, Grey Shimakori ma około metr osiemdziesiąt, czarne włosy i jest do waszej dyspozycji,oraz jest podopieczny Lady M.- Wrzaski nie ustępowały gdyż od bardzo dawna nie było tak dużego zainteresowania licytacją mężczyzny.
-Ja daje milion.-Krzyczała kobieta z tyłu.
-Przebijam, 2 miliony.- Odezwał się jakiś mężczyzna, a cena tak szybko skakała że ostatecznie cena stanęła na 12 milionach.
-Widzisz i tak jest o wiele łatwiej zdobyć dużą kasę.-Mówiła trochę się chwaląc.
-Tak, tylko co się później z nim stanie?-Mówił trochę zmartwiony i ciekawy czy on też mógłby tak skończyć.
-Albo zostanie bezsilnym sługą, albo zostanie gdzieś porzucony, lub w najgorszym wypadku trafi do mafii. A czemu pytasz?
-Ciekawość to pierwszy stopieni do piekła.
-Nasze życie to piekło, więc gorzej być nie może.
            Podczas ich dyskusji odbyło się kilka aukcji i czas na wisienkę na torcie.
-A teraz czas na ostatnią aukcje, o to wampir dźwięku syn samego Apollina, blondyn o szmaragdowych oczach...
-Stać policja!!!-Do sali wkroczyła grupa antyterrorystów, a na ich czeli stali komendant Nice Jinsoku i młodszy aspirant Murasaki Dokyo, którzy przesłuchiwali Anę i Marcela w sprawie grupy przestępczej na wyjeździe integracyjnym. Przerwali licytację, a Megan z Źrebrakiem zniknęli, pozostawiając swoje pieniądze i dwójkę wampirów bez mocy na pastwę losu.
-Znowu nie udało nam się ich przymknąć Murasaki.-Wzdychał Nice.
-Nie martw się, ta dwójka wydaje mi się znajoma.-Funkcjonariusze, zajęli się całym bagnem z rozszyfrowaniem ofiar, oraz z pojedynczymi biznesmenami, którym nie udało się uciec.
-Grey, słyszysz?-Próbował porozmawiać Wojtek, po przestaniu działać narkotyków.
-Co, gdzie ja jestem?-Odpowiedział przymulonym głosem.
-Boże, dobrze że nic ci nie jest.
-A gdzie Megan i te szumowiny!-Zezłości aż skoczył na równe nogi.- I Lucy z Luną?
-Nie wiem, ale jesteśmy na posterunku, czyli musieli nas w coś wplątać.-Grey tylko kiwnął mu na zgodę.-Jeśli będą nas przesłuchiwać to zostaw to mi.
-Ej nie gadać mi tam, jesteście podejrzani o podrabianie dokumentów i wiele innych przestępstw.- Mówił jakiś nie istotny, gruby funkcjonariusz.
-Nie unoś się Bob.- Do celi weszła para funkcjonariuszy.- My zajmiemy się ich sprawą.-Uśmiechną się Nice.-Idziemy!- Zabrał Wojtka i Greja do sali przesłuchani na posterunku policji.
-No panowie, wiecie dlaczego tu jesteście?-Spytał komendant o brązowo-rudych włosach.
-Jaką ma pan dokładnie rangę panie Nice-sie Jinsoku?
-Jest pan dobrze poinformowany, czyż nie?
-Nawet jeśli to jaką?
-Detektyw śledczy od spraw paranormalnych i nie tylko, a to jest mój towarzysz.-Po tych słowach mina Greja wyrażała tylko szok, ale nic nie mówił.
-A jak dużo pan już wie?
-Mam wrażenie że ja tu jestem przesłuchiwany
-Przykro mi, ale wie pan że nie mogę pozwolić na przeciek informacji do ludzkiego świata.
-Rozumiem, tak więc wiem że są te rody i ich różnorakie moce, wiemy również że zostały wam zablokowane moce bo inaczej nie moglibyśmy z wami rozmawiać i niestety na tym kończą się moje kompetencje w sprawie wyjawiania ściśle tajnych informacji.-Położył swoje długie nogi z przytupem na stół i założył ręce na piersi.-A więc współpracujecie z nami, czy chcecie spędzić resztę życia w celi?
-Logiczną rzeczą jest że musimy się zgodzić, ale w czym mamy wam pomóc?
-A więc.-Wyjął na stół dokumenty ze zdjęciami.- To są dane o wampirzycy Megan pod pseudonimem Lady M, oraz Aleksandra zwanego Źrebak. Od dość długiego czas staramy się ich wytropić gdyż ich podwładni strasznie panoszą się po świecie ludzi, oraz Bachus, który trzyma nad nim pieczę.
-I co daje ci to że nam pokarzesz zdjęcia naszych wrogów?
-Chcę was prości o informacje.
-Jeśli chodzi ci o ich moce to robisz chujowy interes.
-Jesteś dość podstępny.-Wtrącił się partner Nice-a Murasaki.-Wiesz że nie możesz nic zrobić, ale chcesz nas wywieść w pole abyśmy puścili cię wolno.
-Oh jaka szkoda rozgryźliście mnie!-Westchnął dość scenicznie.-Chce po prostu wrócić do mojego władcy i nie pozwolić do popełnienia największego błędu jego życia, który może spowodować większą katastrofę.
-Co dokładnie się stało?
-Nie powinniśmy wciągać w to ludzi.-Odezwał się Grey.
-Tak wiem, ale jeśli nic im nie powiemy to nas nie puszczą.
-A więc?-Spytał Nice.
-Przywódca rodu ciemności chce przeprowadzić rytuał przywrócenia na przywódcy rodu blasku. Oprócz tego, części z nas może grozić śmiertelne niebezpieczeństwo.
-Nie podasz nam szczegółów?-Spytał Murasaki.
-Przykro mi nie mogę sypać informacjami na prawo i lewo, a prócz tego to gdzie my w ogóle jesteśmy?
-Na posterunku policji nad morzem Yume.
-Co!- Wojtkowi opadła szczęka.- Jesteśmy tak  daleko od stolicy!-Policjanci wypuścili wampiry pod warunkiem zabrania ich ze sobą i wyruszyli razem do Chesu.

9 kwietnia 2016

Rozdział 27 Zło nie śpi

Rozdział 27 Zło nie śpi
           Marcel i inne wampiry, utknęły w czarnym punkcie z brakiem jakichkolwiek informacji o reszcie towarzyszy i problem z nieprzytomną Aną, która w każdej chwili może zginąć. A co by im dało przeprowadzenie w takiej chwili  rytuał, w którym Marcel musiałby zginąć. Decyzja jest trudna lecz przyszedł czas na kolejny ruch ze strony wroga.
           Stary klub z obrzyganymi ścianami i z bladym światłem które oświetlało rozmowę prowadzoną przez wampiry blasku.
-Jakim cudem nie udało ci się znaleźć zapisków!!!-Wrzeszczał Bachus.
-Przeszukałam całą posiadłość i nic nie znalazłam, tak samo jak Any, która powinna już nie żyć.-Próbowała się tłumaczyć Megan, która specjalnie ukryła Anę.
-Już nic na to nie poradzimy, ale trzeb przesłuchać to robaki i wykorzystać wampirzyce czytającą w myślach.- Wybuchnął śmiechem z radości, że jest o kilka ruchów dalej od jego przeciwnika, a przynajmniej tak mu się wydawało.
           Bachus z Megan, przeszli się do więzienia w które przytrzymywali obezwładnione wampiry i brali ich po kolej, zaczynając od Greya.
-To co masz nam do powiedzenia Greyu Shimakori?
-Nic wam nie powiem, bo sam nie wiele wiem.
-Taki śmieć nie powinien w ogóle istnieć, zabierz mi go z oczy!- Megan zabrała Greya, który nawet po późniejszych torturach nie pisnął, ani jednego słówka, podobnie jak Luna i Lucy, lecz nadeszła pora na przesłuchanie Wojtka, najbliższego towarzysza Marcela.
-Ah wampir dźwięku.- Mówił trochę z pogardą Bachus przyglądając mu się.- Twój ojciec miał jedną z najlepszych pozycji i był osobą do której miałem cień szacunku, ale skończył tak jak powinien, nie nadawał się do panowania nad tym światem.
-Mój ojciec jest więcej wart od ciebie ty głupi palancie!-Krzyczał skacząc na krześle ze złości.
-U widzę że mamy tu osobę z temperamentem i pewnie byś mnie zabił, ale nie jestem głupi założyłem wam już wcześniej blokujący krąg.-Mówił to z wielką satysfakcją w głosie.
-Nic ci to nie da bo nie pisnę nawet słówka.- Bachus nic nie mówiąc poszedł do niego i złapał go za podbródek i spojrzał mu w oczy z uśmiechem na twarzy.
-Znam wszystkie twoje słabe punkty.- Pstryknął palcami i za nim pojawiła się Megan trzymająca Lunę w uścisku z nożem na gardle.- I co nadal nie chcesz nic mówić?
-Zostaw ją ty bydlaku!!- Skakał na krześle, ale nic mu to nie dało.
-Pierwsze pytanie gdzie jest Ana i Marcel?
-Nie wiem, ostatnio widzieliśmy go przed waszym porwaniem.
-To prawda.- Chciała potwierdzić to Luna, ale Megan zrobiła jej niezłą szramę na ramieniu.
-Gdzie są zapiski?
- Nie wiem.-Oberwał z pieści w policzek i złamał ząb, który wypluł na podłogę.- Twu.- Wypluł trochę krwi.-Wiem że miały być w domu Any, ale ciągle pilnował ją Angelo.
-NIE!!!-Luna próbowała się wyrwać gdyż Wojtek, zdradził tajną informację, której oni nie powinni wiedzieć, lecz szybko na pomoc Megan przyszedł strażnik i tylko oberwała pod żebra.
-Zostaw ją!-Znowu się szarpał na próżno.
-Kim jest ten tak zwany Angelo?
-A jeśli ci powiem to zostawisz ją w spokoju?
-To zależy czy twoja odpowiedź się przyda.
-Nie mów mu, mi nic nie będzie.-Po tych słowach Luna została zabrana i nie najlepiej potraktowana.
-A więc kim jest tak zwany Angelo?
-Wiem tyle że zawdzięcza Anie życie i jest ostatnim wampirem z rodu ukrywania się w cieniu, oraz że wykonuje rozkazy wcześniejszego jej wcielenia i prawdopodobnie on ma te dokumenty.-Po tych słowach Bachus nie zadawał mu więcej pytani, po prostu wstał i wyszedł
-Co się stało?
-Oj moja ty kochana córko, musimy zmienić taktykę jeśli chodzi więźniów, trzeba użyć  Zygfryda i Kilera, żeby pilnowali wejść.
-A co takiego się stało że musimy skorzystać z pomocy wampirów wiatru?
-Okazało się że nie wybiliśmy pewnego rodu i jeden delikwent będzie próbował się tu dostać.
-Dobrze zajmę się tym.-Bachus pozostawił brudną robotę Megan, a sam się ulotnił.
-Jeszcze kiedyś go zniszczę.-Mówiła do siebie idąc do swojego wiernego wspólnika.-Źrebaku musimy wykorzystać twoich pobratymców i mam genialny plan wchodzisz w to?-Podszedł do niej wolnym krokiem i wziął do ręki kosmyk jej wyprostowanych blond włosów.
-A jak moja pani.-Spojrzał w jej oczy.
-Nie powinieneś zarywać do siostry dziewczyny z którą prawie wylądowałeś w łóżku.
-To były tylko wygłupy.- Uśmiechnął się do niej.- To jaki jest plan?
-Postawisz Zygfryda z Kilerem na przednim wejściu, aby nie mogli się tu dostać.-Mówiła dość łagodnym głosem.
-A co z tyłem?-Spojrzał na nią wyczekująco.
-Tył zostawisz pusty i zajmiesz się dwoma upartymi chłoptasiami.- Po każdym słowie przesuwała swoje palce po jego koszuli.-Zabierzesz ich na czarny rynek i bezbronnych opchniesz za kilka baniek, dzięki którym zdobędziemy fundusze na dalsze plany.
-Chcesz żeby udało im się zabrać stąd część więźniów?-Patrzył się na nią trochę zdziwiony, ale ufa jej bezwzględnie.
-Tak, bo  co nam po dwóch nudnych dziewczynach, które nie nadają się do niczego i może żeby to nabrało trochę ostrości postawie przed ich kratami Dawida i Alwina.-Rozbrzmiał ich złowieszczy śmiech.
-Zrobię tak jak sobie życzysz.-Rozmowę zakończyli krótkim pocałunkiem i rozeszli się.
           Po upływie jakiegoś czasu Megan znowu spotkała się ze swoim i mieli rozmawiać o następnym kroku jaki powinni zrobić, gdy niespodziewanie rozmowę przerwał im Alwin, który przybiegł pędem i oznajmił, że więźniowie zniknęli wraz z Dawidem, a on nie ma pojęcia co mogło się stać.
-Tak jak myślałam rybka złapała haczyk?
-Co masz na myśli?-Spytał przestraszony Alwin.
-Nowe technologie mój drogi, podłożyłam im pluskwy.
-No moja córka zawsze ma głowę na karku.-Megan przeszła się z ojcem do ukrytego pokoju w którym znajdował się komputer na którym wyświetlała się mapa na której świeciła czerwona kropka w hotelu czterogwiazdkowym w Tawach.
-No to daleko ich nie wywiało.
-To ruszamy za nimi w pogoni?-Wyskoczył z propozycją Alwin.
-Nie to by było zbyt pochopne, w szczególności że nie wiemy czy Dawid nas zdradził czy sam ich uwolnił.
-To co robimy?
-Ja przyłączę się do Źrebaka i zajmę się naszymi gwiazdkami, a wy powinniście wysłać jeszcze oddział śledzący, który będzie trudny do wytropienia.-Megan zostawiła im w tej sprawie wolną rękę, a sama przeniosła się do czarnego rynku gdzie już na nią czekał Źrebak z dwoma dość cennymi towarami.- Ah jak dawno mnie tu nie było.
-To w końcu czarny rynek.-Uśmiechnął się do niej.- Cały czas są uśpieni, ale trzeba ich przygotować, bo zostało nam niewiele czasu.
-Już, już moja siedziba jest tam.-Ruszyli we dwójkę i gdy weszli do środka od razu przywitały ich wampirzyce hipnozy i natury.-Wiecie co macie z nimi zrobić?
-Tak panienko.
-Nie wiedziałem że masz aż taką dobrą służbę.
-No wiesz, jeżeli chodzi o największe stawki to tylko i wyłącznie u mnie. Chcesz się czegoś napić.
-Z tobą zawsze.
-Przynieście nam po szampanie.
-Nie boisz się że nas wykryją?
-Kto Marcel i jego pachołki?Ha, jasne że nie, on nie zapuszczał się w to dłużej nisz ja, a co jakiś czas zmieniają siedzibę.
-Panienko już gotowe?-Uchyliły się trzy wampirzyce.
-Pokażcie ich.- Przed jej oczami ukazali się dwaj mężczyźni pod wpływem mocnych narkotyków i zahipnotyzowani  na wierność swoim panom.
-Nie powinnaś ich chodziarz trochę ubrać?
-Nie bo wtedy stracą na cenie, ale wiem przynieście im te więzienne kajdany, w końcu osoby licytujące to brutalni ludzie.
-Chcesz ich sprzedać zwykłym ludziom?
-Tak wampiry w niewoli chodzą za wybuchowe sumy.-Megana zaczęła tłumaczyć mu charakter czarnego rynku i pochłonęło ją to doszczętnie że prawie zapomniała po co tu w ogóle się zjawiła.

5 kwietnia 2016

Rozdział 26 Nieszkodliwa płotka

Chciałam was prze prości  za kolejne przesunięcie z wydaniem rozdziału i postaram się, aby od tego tygodnia powróciły rozdziały co tydzień w sobotę.
Rozdział 26  Nieszkodliwa płotka
-Masz jaja gościu!- Krzyczał Dawid.- Ale czy jesteś w stanie, pokazać mi jakąś ciekawą historię?
-Rozumiem, że masz zapędy do fantazy czy do czegoś, ale jakie książki głównie czytasz?-Pytał podczas, gdy on próbował go poddusić.
-Horrory i tortury, oraz ogólnie literaturę wojenną.
-A co cię podkusiło do przyłączenia się do tamtej bandy?- Mówił już na ostatnim wdechu.
-Obiecali mi że będę mógł przeczytać wszystkie ziemskie książki więc się dołączyłem. 
-Głupiś.- Mówił Angelo ostatnimi tchami.- Wykiwali cię.- Dawid rozluźnił uchwyt na sekundę, którą wykorzystał wampir i wymknął się z jego uścisku.
-Chciałeś mnie zmylić.-W jego ręku pojawiła się stalowa włócznia, którą celował w Angelo.
-Jesteś dość prostoliniowy.- Rozwścieczył swojego przeciwnika i rzucił się na niego, lecz nie był w stanie go mocniej zranić, co go denerwowało jeszcze bardziej.
-Zdepcze cie robaku.- Zamienił włócznie na karabin, aby łatwiej ustrzelić swojego przeciwnika.- Taś taś ty mój Odyseuszu.- Za nim zauważył kolejny ruch Angella, mocnym uderzeniem pioruna padł na kolana.- A więc to ty.
-Tak trochę zajęło mi zlokalizowanie tego miejsca, ale było warto, Dawidzie Kattoha.- Dawid patrzył się na niego z niedowierzaniem.
-Mistrzu, co ty tu robisz?
-Dużo się zdarzyło, ale nie sądziłem że tak łatwo jest tobą manipulować.
-Marcelu, a co tu chodzi?- Spytał Angelo.
-Kiedyś gdy musiałem się na jakiś czas rozstać z Aną, miałem ważną misję i tam trafiłem na Dawida, który nie mógł odnaleźć się w swoim rodzie i zaoferowałem mu udostępnienie mojej biblioteki i jakoś od tamtego czasu jestem jego mistrzem.
-Coś mi trudno w to uwierzyć.-Mówił Angelo kręcąc głową.
-Nie mam zamiaru cię przekonywać, bo ty jesteś zapatrzony w Anę jak w obrazek. Dawidzie dlaczego dołączyłeś do tej grupy?
-Obiecali mi więcej ciekawszych książek.
-Jezu przecież mówiłem ci  że jeżeli chcesz to może korzystać z moich książek, bo przez moje wydawnictwo co miesiąc mam najnowsze książki. 
-Czyli on jest nieszkodliwy, więc dlaczego chciał mnie zabić!!!???
-Dostałem takie rozkazy.- Dawid chował głowę przed jego wzrokiem.
-Teraz już to jest nie ważne, chodź z nami.- Marcel, Angelo i Dawid przetransportowali się do hotelu czterogwiazdkowego, w którym znajdowała się Ana, Lucy i Luna.
-Ah jak mogliśmy się dać tak łatwo złapać!!!
-Już ci tłumaczyłam, że wzięli nas z zaskoczenia i nic nie mogłaś na to poradzić.-Tłumaczył Luna Lucy, która cały czas się burzyła.
-Nie czas na kłótnię.-Zwrócił im uwagę Angelo.
-O to ty jeszcze żyjesz.
-O, a ty ciągle nie możesz korzystać z swojej mocy. 
-Och przymknij się!- Lucy odwróciła się na pięcie i zwróciła się do Marcela.- Przywrócisz mi moce?
-Chciałaś powiedzieć nam, Lucy?
-A tak to mi i Lunie.
-Ah i co ja z wami wszystkimi mam.- Marcel staną stabilnie przy obu wampirzycach, wyciągnął dłonie i skupiając swoją moc rozerwał blokujący krąg, przywracając im moce.
-Choć tu szczurze!- Lucy od razu rzuciła się na Angelo, lecz nim zdarzyła coś zrobić zatrzymał ją Marcel, któremu nie spodobało się takie zachowanie.
-Nie czas na wyżywanie się na sobie, nadal nie odnaleźliśmy połowy pojmanych.- Marcel mówił ostrym głosem, który wstrząsnął nimi do reszty.- Wielce możliwe jest to że więcej ich nie zobaczymy.
-Luna wspominał mi o jakiejś aukcji.- Skomentował Angelo.- Więc może nie są jeszcze na straconej pozycji?
-To mamy już jakiś trop, ale to znowuż nic nam nie mówi.- Marcel złapał się za głowę i po krótkiej chwili namyślenia powiedział.- Chyba że ty Dawidzie wiesz coś na ten temat?
-Przykro mi nawet gdyby mi powiedzieli to i tak nie mógłbym wam nic przekazać, bo te książki są o  wiele ciekawsze.
-To gadanie o niczym jest bardzo irytujące, w końcu najprościej by było przywrócić my Lady pamięć i przy okazji ocalić jej życie, a nie zastanawiać się gdzie mogą być jakieś nie istotne wampiry.- Tymi słowami wyprowadził Marcela z równo wagi, który już od jakiegoś czasu jest na granicy załamania psychicznego.
-Rozumiem, że nie możesz doczekać się mojej śmierci, ale puki ja żyje nie pozwolę, aby bliscy mi ludzie, zostali pozostawieni na pastwę losu.-Lucy, Luna i Dawid zrobili wielkie oczy, nie rozumiejąc o czym tak dokładnie rozmawia Marcel z Angelo.

26 marca 2016

Rozdział 25 Podniesienie rękawicy

Chciałam was z góry przeprosić za tak długą przerwę, oraz życzyć wam wszystkiego dobrego z okazji świąt wielkanocnych. :D
Rozdział 25 Podniesienie rękawicy
-Więc jeśli mi przyrzeczesz że zrobisz wszystko co tylko możliwe, aby ją uratować, jestem w stanie ci zaufać.- Mówił Angelo, po dłuższym przemyśleniu tej decyzji.
-Przyrzekam na uczucie którym ją darze, że zrobię wszystko by żyła.- Angelo podał mu dokumenty, lecz gdy on zaczął je czytać zrozumiał że to nie będzie proste zadanie.- Nie to jest prawie nie możliwe.-Zaczął myśleć na głos.
-Trzymam cie za dane słowo. A teraz powinieneś się skupić na odnalezieniu Luny, Wojtka, Greya i Lucy, bo wydaje mi się że długo oni sobie nie po żyją.
-Skąd masz takie podejrzenia?-Patrzył na niego podejrzliwie.
-Jak myślisz jak długo siedzę w tym bagnie? - Westchnął.- Jeżeli chcesz to mogę ci trochę pomóc, ale tylko ze względu na my lady.
-Z chęcią przyjmę twoją pomoc, bo zbyt zacząłem polegać na Wojtku, który zajmował się przenikaniem środowisk wampirów.
-Pamiętasz zgraję Afrodyty, która porwała kiedyś Anę, więc po zabiciu ich przywódcy nie rozpadli się jak można by przypuszczać, lecz utworzyli nową grupę, której celem jest zawładnięcie nad wszystkimi wampirami i ludźmi, aby rządzić światem.
-Tak podejrzewałem, bo zbyt nagle ucichła tamta afera, ale zostały tam tylko jakieś marne pionki.
-Tak zostały,ale teraz dołączyła się do nich banda Megan i Bachus, co doprowadziło do wzrostu ich siły.- Do Marcela dopiero teraz dotarło że świat, który wcześniej trzymał w garści się zmienił.- Nie rób przy mnie takiej miny jakbyś stracił koronę.
-Przepraszam.- Przykrył głowę rękoma, aby nie widział jego łez.- Ta sytuacja mnie zaczyna przerastać.
-Jeśli zamierzasz się poddać nawet nie próbując, to nie zasługujesz na miłość kobiety, która za ciebie mogłaby zginąć.- Patrzył na niego z góry.- Ja lepiej bym się nią zaopiekował, a jednak wybrała ciebie.
-O czym ty mówisz?- Podniósł wzrok.
-Nie czas na wyjaśnienia, powinniśmy wyruszyć do miasta Shimo niedaleko gór Tawa, tam powinni mieć swoją siedzibę.
-Czekaj, byłem niedawno w górach Tawach na wycieczce integracyjnej, ale nic podejrzanego się nie działo.
-Aha, czyli nie pamiętasz zgrai Źrebaka, Banana, Zygfryda i Kilera.- W tym momencie Marcela olśniło i przywalił sobie w łeb.
-No tak, byli tam ale nic nadzwyczajnego nie robili.
-Oj, Dobrze że nie wiesz co się działo w nocy po grze w butelkę, bo gdyby mnie tam nie było to to mogłoby się źle skończyć.
-Chcesz mi powiedzieć, że ...
-Nie wściekaj się oni chyba przy tobie też się całowali.
-Zostawmy to na później.- Machnął tylko ręką nie zagłębiając się w temacie.- To gdzie jest ich kryjówka?
-Znajduje się w tym drugim barze gdzie poszliście razem.
-No to nie za ciekawie, bo tak łatwo się tam nie wślizgniemy. 
-Zostaw to mnie, w końcu ja tu jestem mistrzem kamuflażu.-Angelo się tylko szeroko uśmiechnął i już chciał ruszać w drogę gdy Marcel się odezwał.
-Co zrobimy z Aną? No bo nie może tu raczej zostać, bo zawsze mogą się po nią wrócić.
-Zabierzemy ją ze sobą, przynajmniej, gdy ja będę przeszukiwać ich bazę, ty będziesz jej pilnować, a później będziemy improwizować.- Marcel wziął ją w ramiona i ruszył za Angelo, po chwili byli już na obrzeżach miasta Shimo w Tawach.
-To gdzie jest najlepsze miejsce na ukrycie Any.
-Proste, najtrudniej znaleźć to co jest łatwo widoczne, więc zatrzymaj się z Aną w tamtym hotelu czterogwiazdkowym, gdzie wyłeś że się w niej kochasz.
-A ty co zamierzasz?
-Skontaktuje się z twoimi sprzymierzeńcami i postaram się ich uwolnić, jednak niczego nie obiecuje.- Po tych słowach rozeszli się w swoje strony.
           Angelo ruszył w stronę klubu nocnego, ukrywając się w cieniu dzięki swojej mocy, zbliżając się do miejsca docelowego zauważył strażników, a byli to Zygfryt i Kiler para wampirów wiatru przed którymi trudno się schować, dlatego postanowił spróbować od tylnego wejścia, które było słabiej strzeżone przez wampiry, powoli wślizgnął się do pomieszczenia gdy ktoś wychodził. Próbując uniknąć zdemaskowania szedł blisko ściany, przez dość długi ciemny i obrzygany korytarz, w końcu doszedł do rozświetlonego pomieszczenia gdzie Megan rozmawiała z Bachusem, na temat pozbycia się jakiegoś zbędnego balastu, który ukrywają w niższych partiach budynku. Od razu ruszył w stronę schodów, aby sprawdzić czy ten jakiś zbędny balast to pojmane wampiry. 
-Angelo, czy to ty.-Usłyszał głos w głowie i był pewny że to Luna.
-Tak.- Odpowiedział jej w myślach.
-Zawróć! To jest pułapka.
-Zdaje sobie z tego sprawę, ale oni nie wiedzą że ja jeszcze żyje.-Mówił do niej.
-Posłuchaj, był przeciek informacji przez Wojtka i oni już wiedzą że istniejesz, dlatego nie idź nas ratować!
-Zrozum jestem tu po to, aby zbadać teren, Marcela i Any ze mną nie ma i są jak na razie bezpieczni. A jeśli mówisz o wampirach wiatru to postawili ich tylko przy głównym wejściu.
-Ah nie o to mi chodzi...- Luna chciała mu przemówić do rozsądku, ale jej nie posłuchał i dochodząc do kraty przykucnął na schodach.
-Po co oni nas wynajęli przecież nic się nie dzieje.- Mówił jakiś strażnik.
-Bądź cicho nie chce mi się słuchać twojego narzekania.
-Aha, czyli to ja jestem tym gorszym.
-Alwin, daj mi się skupić na książce.- Angelo po usłyszeniu tego imienia aż zadrżał, był to wampir żelaza, który stał na czele rodu, czarnowłosy, towarzyski ,ale władczy młodzieniec, a rozmawiał z wampirem tworzenia broń Dawidem, okularnikiem o suchym charakterze i zaciekawiony ludzkimi wytworami literackimi. Zrozumiał, że nie łatwo będzie ich wykiwać, ale nie jest to rzecz nie możliwa.
-Luna słyszysz?- Znowu mówił w myślach.
-Idź stąd baranie!
-Z kim jesteś zamknięta w celi?
-Z Lucy, bo Wojtka i Greya zabrali jako łup dla fanów aukcji seksualnych.
-Trochę im współczuje, ale wracając czy jest w stanie mi pomóc?
-W jaki sposób?
-Może używać swoich mocy, czy mają wampira z mocą tworzenia blokujących kręgów?
-Zastanów się, tak to bym z tobą nie rozmawiał.
-Tak to byście nie potrzebowały mojej pomocy, bo mogłybyście się przenieść.
-Dobra zastosowali blokadę na Lucy, bo zaczęła się im rzucać, a mi zablokowali podstawowe umiejętności, bo stwierdzili że nie jestem dla nich zagrożeniem.
-A widzicie strażników?
-Nie oddzielili nas jakimiś drzwiami i metalową kratą.
-Dobra, robimy tak ja im podpierdalam klucze i wślizguje się do środka, wypuszczam was a wy lecicie na górę po schodach i kontaktujesz się z Marcelem, aby was przechwycił, a ja pozbywam się płotek i jeszcze jedno uważajcie na Megan i Bachusa, bo kręcą się przy tylnym wejściu. 
-Poczekaj, ale my z zablokowanymi mocami nie stawimy im żadnego oporu.
-No tak to spróbuje was obie przenieść.
-Dobra.- Angelo zbliżył się do Dawida i Alwina, aby przyjrzeć się otoczeniu i znaleźć coś co próbują ukryć, oraz zerknął na metalowe drzwi. Zadnie to było trudne bo musiał dopilnować, aby go nie zauważyli albo sami weszli do celi i ułatwili mu zadanie, ale druga opcja odpadała, bo wampiry nie mogą umrzeć z głodu.
-Idę do kibla, więc trzymaj warte.
-A idź, przynajmniej będzie cicho.- Alwin położył klucze w pobliżu Dawida i wyszedł, a Dawid nie wychylał nosa spoza książki, więc Angelo wykorzystał tak idiotyczną sytuacje, zabrał klucze i otworzył drzwi, oraz zaczął otwierać kratę, gdy Dawid zjawił się tuż za nim i próbował trafić go maczugą, lecz uderzył w kratę.
-Luna, otwórz te drzwi!- Krzyknął w myślach.
-Już nie jesteś taki nie widzialny!-Krzyknął Dawid.
-A kuku.- Wyłonił się z swojej mocy i szybko zniknął.- Teraz jestem tu!- Bawił się ze strażnikiem, a w tym czasie Luna otwierał kratę.
-Już!- Angelo szybko zniknął i pojawił się już przy dziewczynach i miał już zamiar się przetransportować, gdy Dawid złapał go i przenieśli się razem do hotelu czterogwiazdkowego, gdzie znajdował się Marcel i Ana.
-Idźcie!- Krzyknął Angelo zostawiając Lune i Lucy, gdy Dawid trzymał go w uścisku, przeniósł się na górę Ozorę do tej starej chatki w której Ana i Marcel podczas wycieczki jedli drugie śniadanie. Tam miała się odbyć ostateczna walka pomiędzy nimi.

27 lutego 2016

Rozdział 24 Za kurtyną

Rozdział 24 Za kurtyną
-Co ty wyprawiasz, nie możesz po jednej kłótni dać się tak łatwo złapać Afrodycie.- Nie wypuszczał jej z objęć.- Mogła cie doszczętnie zniszczyć manipulując twoimi uczuciami.- Ściskał ją najmocniej jak potrafił mimo że poznali się nie dawno przed palącym się kościołem.
-Wiesz że my też możemy manipulować czyimiś uczuciami?
-Nie mów takich rzeczy.-Ściskał ją, nie chcąc by odeszła.- Nigdy bym czegoś takiego nie zrobił.-Przed Aną zalśniła biała postać.
-Może ty nigdy byś tego nie zrobił, ale spóźniłeś się, Afrodyta miała ze mnie przedni ubaw, gdy rzucała na mnie zaklęcie przeklętej miłości.-Mówiła przypatrując się tulącej parze. Aż po chwili Ana została z białą postacią.
-Czemu dałaś się złapać?
-Ja, raczej ty, a dokładniej mówiąc winne za to ponosi ród ognia, który prawie zabiłaś.
-Kim ty w ogóle jesteś?
-Hahaha. Naprawdę brakuje ci oleju w głowie. Skoro ja to ty, a ty to ty, to kim ja jestem? 
-Mną. 
-Brawo choć trochę ci to zajęło.- Gdy Ana rozmawiała ze sobą pojawiła się Luna.
-Ana to naprawdę ty?- Patrzył a z niedowierzaniem na białą postać.
- Luna jak tam Ci się układa z Wojtkiem? 
-Przeszliśmy do stałego związku choć długo to trwało, ale było warto , a no i dziękuję ci ze nas wspierała i kryłaś.
- To był mój obowiązek , wiec nie masz za co mi dziękować. 
- Widzę że wasze spotkanie przywołuje wspomnienia, ale...- Ana znowu przeniosła się do małego domku, gdzie Marcel już na nią czekał.
- Znowu pakuje się w tarapaty.-Westchnął ciężko wpatrując się w ukochaną.
-Wiem, że obiecałam nie kontaktować się z moją rodziną, ale doszły mnie słuchy o śmierć mojej ciotki, która zawsze kryła mnie przed ojcem i nie mogłam nie pójść na jej pogrzeb.-Błądziła wzrokiem, aby nie spojrzeć mu w oczy, lecz jego wzrok i tak ją do sięgnął , podszedł do niej powoli obejmując ja w ramionach.
-Nie potrafisz kłamać, a twoja nieudolne próba uciekania wzrokiem tym bardziej cię zdradza.-Trzymał ją w ramionach, lecz ona próbowała odsunąć go jak najdalej.- Powiesz mi co cie tak naprawdę trapi?- Popatrzyła na niego szukając podstępu, ale nic na to nie wskazywało.
- Doszły mnie słuchy że ród ognia znowu chce mnie dopaść, wiec chciałam otrzymać jakieś dokładniejsze informacje, ale zamiast tego wywołałam istny chaos i już prawie doszczętnie wybiła ten ród, a została tylko trójka dzieci, którzy otrzymali schronienie.
- Wiesz ze to nie ty jesteś powodem ich nieszczęść, po prostu znalazłaś się w złym miejscu o złej porze. - Mówił starając się ją uspokoić.
- Ale to nie wszystko. Do walki przyłączyły się rody wody, lodu i błyskawic.- Marcel już nic nie mówił wiedział, że jeśli coś powie to może zachwiać jej psychikę, a wtedy to by miało odwrotny skutek.- Znowu chcieli mnie zabić.- Płakała szczerymi łzami.- Jakby ten świat nie mógłby być ekumeniczny!
-Wiesz że próba zjednoczenia, bez niszczenia jest trudna do osiągnięcia, bo musiałoby umrzeć jedno z nas.
-Jestem w stanie to zrobić.-Szybkim ruchem odsunęła się od niego.- A wspomnienia znowu się rozmył i znowu była z Luną i sobą.
-Te wspomnienia są jak krzyż dla Jezusa, ale tylko ty jesteś wstanie się podnieś po tysiącu upadków, a nie ja.- Mówiła biała postać.
-Ależ Anastazjo! To tobie udało się zjednoczyć tych wampirów, więc czemu tak mówisz?
-Oh moja ty droga Luno, mój czas już dawno dobiegł końca, ale przez Bachusa odebrał mi możliwość śmierci, dlatego chce cię prości o przeprowadzenie rytuału przywrócenia, w którym zabijesz mnie, ale ocalisz nowy świat.- Patrzyła na nią wzrokiem osamotnienia.
-Tak zrobię, ale obiecaj mi jedno opuścisz ją teraz.
-Zgoda.- Anastazja, czyli wcześniejsze wcielenie Any opuściło ją na zawsze, pozostawiając po sobie  pustkę.
-Teraz wszystko zależy od ciebie, czy przejdziesz przez tak zwaną drogę krzyżową, czy pogrążysz się doszczętnie i umrzesz.- Luna zniknęła, a Ana została w czarnej pustce.

20 lutego 2016

Rozdział 23 Dno i cztery metry mułu

Rozdział 23 Dno i cztery metry mułu
-Grey! Rozmroź Lucy i ruszcie w poszukiwaniu Luny, oraz w razie potrzeby weźcie do pomocy Wojtka!- Krzyczał Marcel z przerażeniem w głosie.
-A co się stanie z tobą!
-Mną się nie przejmuj, a i musicie znaleźć zapiski ap ropo rytuału zapomnienia, które powinny znajdować się w zamku!!!
-Nie wiemy jak tam trafić!
-I po co ja nawrzeszczałem na Angela.- Mruknął do siebie.- Znajdźcie Lune a ja się zajmę resztą.- Grey zabrał zamrożoną Lucy i zniknął w czarnym obłoku, a Marcel ruszył w stronę Any nie przejmując się promieniami, które był w stanie pochłonąć.Jednak na widok lewitującej Any, która otoczona była blokującym kręgiem i wirującą fala lodu, ognia, ziemi, szybko pędzącego wiatru, błyskawic i wiele innych mocy, których Marcel nie był w stanie zobaczyć. Stanął w miejscu skupiając swoją uwagę na zniszczeniu blokującego kręgu. Buum, Marcel odleciał uderzając plecami w ścianę, a blokujący krąg rozpadł się na kawałki.-To nie będzie łatwy orzech do zgryzienia.- Podniósł się po upadku ze ściany i znowu zbliżył się do ciała Any, pochłaniając blask i mroczną ciemność, które były zabójcze dla zwykłych wampirów.- A niech diabli mają was w opiece.
-Nie jesteś w stanie już jej pomóc.- Blada postać o szarych oczach i brązowych włosach,delikatnie pogłaskała go po twarzy.
-Ateno, przecież ty już dawno nie żyjesz.
-Atena, Aneta, Anastazja, Anabell czy Ana.- Przybliżyła się do niego i oplotła go lassem  stworzonym przez jej moc tworzenia sztuki w realu.- Ta zabójczyń jest mi winna swoją duszę, za me katusze po śmierci.  
-Zabiła cię, bo zwariowałaś chcąc zniszczyć resztę ludzi i wampirów, którzy nic nie zawinili!
-Tak, może masz racje, ale twój dziadyga Hades, którego ubłagałam o danie mi jeszcze jednej szansy, jakoś się zgodził.
-Nawet jeśli  to on skończył tak samo jak ty, wąchając kwiatki od spodu!- Ze złością rozerwał lasso i ruszył w jej stronę, lecz gdy próbował ją trafić jego ręka przeszła przez nią bez czynienia szkód.
-Chcesz pokonać ducha gołymi rękami.- Zaczęła się śmiać.
-Nie bądź taka pewna swego, przecież to ja zabiłem swojego ojca.-Marcel przemienił się w swoją formę wampira, w której wyglądał jak prawdziwa śmierć, stworzył ciemny morderczy miecz z ognia i mroczną tarcze z lodu, a sięgając czubkiem miecza stworzył na duchu Ateny ogromną szramę.
-Jak śmiesz.- Próbowała zniszczyć go mocą sztuki, lecz nim zdążył cokolwiek zrobić Marcel już przyciskał jej miecz do gardła.
-Pozdrów mojego starego w piekle!- Szybkim ruchem zabił Atenę, lecz przez skupienie swojej uwagi  na niej, moce które okrążały ciało Any zaczęły rosnąć w siłę.- Ah, niech się pospieszą!- Próbując zbliżyć się do Any rozwiał zawieruchę, zgasił płomienie lodem i morską wodą, oraz starał się zniszczyć głazy latające w powietrzu gdy z pomocą przyszedł Wojtek, który zniszczył szumiące pisko wrzaski rozchodzące się z pola walki.-Nie spieszyło się wam zbytnio.- Mówił do niego gdy stali ramie w ramie przed zagrożeniem.
-Nie byliśmy w stanie znaleźć Luny, która zaszyła się nie wiadomo gdzie.
-Ale już ją znaleźliście!?
-Jasne, Właśnie stara się skontaktować z Aną.
-A gdzie Lucy i Grey?
-Szukają dokumentów.- Marcel tylko westchnął i odskoczył unikając latającego żelaza i różnego rodzaju broni, oraz strzelających błyskawic, gdy nagle wszystko ustało, a na głowie Any pojawiły się kolejne pasma białych włosów. Marcel wziął ją w ramiona.
-Luna możesz wejść.- Powoli wślizgnęła się do pokoju, a Marcel zmienił się w normalną forme.
-Nie wiedziałam że tyle przykrych rzeczy ją spotkało.
-Co masz na myśli?
-Gdy połączyłam się z jej myślami, napotkałam jej wcześniejsze ja, tylko że...
-Tylko że co?
- Tamta Ana nie chciała wrócić do życia, powiedziała że jej moce jak manipulacja emocjami ją przerażało i nadal przeraża, a miłość, którą cie wcześniej darzyła, była spowodowana mocą Afrodyty podczas gdy ją porwała, a teraz jest prawdziwa.
-A może powiedziała coś o papierach?
-Papiery schowała w szkatułce ze zdjęciem, które Ana już widziała, gdy była z Angelo.
-Jezu już drugi raz żałuje dzisiaj, że zakazałem mu się do niej zbliżać. 
-Co ty byś mi mógł zabronić.- Angelo zjawił się w najodpowiedniejszym momencie.- Słucham tylko rozkazów Any, a jej nieodwołalnym rozkazem było że mam ją pilnować dwadzieścia cztery godziny na dobę siedem dni w tygodniu. No ale małe przeprosiny by nie zaszkodziły.- Popatrzył się na niego lubieżnie.
-Przepraszam. A teraz czy mógłbyś nam pomóc.
-Tak, tak już lecę.- Angelo zniknął, a Marcel zabrał Ane do pokoju gościnnego i musiał utonąć sobie długą pogawędkę z Luną i Wojtkiem.
-A więc Wojtek, może zacznę od ciebie.-Rozpoczął Marcel.- Czemu twój ojciec mnie zdradził.
-Z tego co mi powiedział to Ana uratował mnie przed śmiercią i dlatego on był jej dłużny mimo że zginęła moja młodsza siostra z ręki jej ojca.
- Kolejne zdarzenie o którym nie miałem pojęcia.- Przyłożył dłoni do głowy i zaczął nią kręcić.- No trudno tym razem przymknę na to oko, ale jeśli raz coś takiego się zdarzy nie daruje.- Walną ręką w stolik do kawy, który znajdował się w salonie i rozwalił go na dwa kawałki.
-Przekaże to ojcu, a wracając do obecnej sytuacji...- Wojtek chciał zmienić temat.
-Tak Luno opowiedz nam czego się dowiedziałaś ze szczegółami jeśli możesz.
-Przepraszam, ale nie mogę.- Skierowała wzrok w dół.- Ana kazała mi przyrzec że nic nie zdradzę.
-Wiesz że to jest sytuacja awaryjna.
-Wiem, ale jedyne co mogę powiedzieć to, to że jeśli nie przeprowadzimy rytuału przywrócenia, to Ana, która żyła przez ostatnie lata zniknie, a wcześniejsze jej wcielenie popełni samobójstwo.
-CO!!!- Marcel od razu stanął na równe nogi.- Chcesz mi powiedzieć że to sprawa życia lub śmierć!!!
-Tak mi powiedziała jej wcześniejsza forma, nie wiem czy to jest prawda.-Kręciła głową z załamanymi rękami.
-Za ile przybędzie Angelo z Lucy i Greyem?
-Zależy czy wiedzą gdzie jest ta szkatułka.
-W takim razi zostawiam wam Anę w waszych rękach i błagam nie zadurzcie się w sobie zanim nie wrócę.- Marcel po chwili znalazł się w rozwalonym pokoju Any, lecz zamiast Angela i reszty na łóżku leżała karteczka:
,,Jeśli to czytasz to wiesz, że bez rytuału przywrócenia Ana może zginąć, a my chcemy do tego dopuścić, dlatego porwaliśmy twoich sprzymierzeńców i szkatułek z dokumentami"
-Nie możliwe czyżby znowu działa ta grupa moich ukrytych anty-sprzymierzeńców.- Złapał się za głowę.
-Nawet jeśli to są debilami.- Pojawił się Angelo.- Nawet nie zauważyli że w szkatułce jest tylko zdjęcie jej matki i reszty rodziny.
-Ty żyjesz?
-Jak myślisz, jakim cudem myślałeś że przez stulecia nie żyje?
-Dobra jesteś mistrzem kamuflażu, a skąd wiesz że nie zabrali dokumentów.
-Proste, kiedy my lady wspomniała że szuka tych papierów, na wszelki wypadek schowałem je w bezpieczniejszym miejscu.
-Nie wierze że uważałem was za idiotów.-Patrzył na niego z podziwem.
-Bo taki był nasz przywódca, nieodpowiedzialny i głupi, ale silny.
-Dobra w takim razie daj mi te dokumenty.
-Dokumenty dam Lunie w końcu należały do jej rodu, a oprócz tego w ogóle ci nie ufam.
-Dobrze w takim razie, ruszajmy.- Powrócili do domu Marcela gdzie czekała na nich następna niespodzianka.
-Luna, Wojtek!!!- Nikt nie odpowiadał. Marcel ruszył w stronę salonu i oberwał ciężkim przedmiotem
w głowę, lecz nie stracił przytomności, wstał szybko i pochwycił przeciwnika, którym okazała się młodsza siostra Any Megan.- Jeśli przyszłaś zrobić jej krzywdę to będziesz pierwszą osobą, która zginie!
-Ha, jesteś beznadziejny, jak mogłeś dopuścić do porwania najbliższych sprzymierzeńców, ja przyszłam ci z pomocą i tylko Anie udało się uciec przez to że ją kryłam.
-To znaczy że należysz do grupy moich anty-sprzymierzeńców.
-Dokładnie, ale ponieważ jest moją siostrą, a i tak ma umrzeć to lepiej żeby była przy tobie.- Zniknęła.
-Angelo? Jesteś?
-Tak, nie dałbym się tak łatwo złapać, a co z my lady?
-Z Aną wszystko dobrze, ale porwali Lunę, więc jeśli nie masz zamiaru mi pokazać tych dokumentów to możemy ją spisać na straty.- Marcel ruszył do pokoju w którym leżała Ana i usiadł na progu łózka, wpatrując się w nią z opieką. Za to Angelo nadal nie ufał wampirowi cienia, ale ponieważ chciał pomóc Anie, przejrzał papiery i na wszelki wypadek zrobił zdjęcie telefonem Any, który zabrał z jej pokoju. Powolnym krokiem ruszył w kierunku Marcela.
-Więc jeśli mi przyrzeczesz że zrobisz wszystko co tylko możliwe, aby ją uratować, jestem w stanie ci zaufać.
-Przyrzekam na uczucie którym ją darze, że zrobię wszystko by żyła.- Angelo podał mu dokumenty, lecz gdy on zaczął je czytać zrozumiał że to nie będzie proste zadanie.

13 lutego 2016

Rozdział 22 Coś jest nie tak

Przedwczesne życzenia, bo walentynki są jutro, no ale i tak życzę wam radosnych walentynek. ;)
Rozdział 22 Coś jest nie tak
             Ana poczuła na sobie ciężar czyjejś dłoni, a gdy otworzyła oczy widziała znajomy pokój a dłoni, która ją przygniatała należała do Marcela, który leżał tuż obok niej w łóżku. Jego spokojny wyraz twarzy wywołał u Any radosny uśmiech i delikatnie przeczesała jego włosy, gdy się obudził.
-Myślałam że śpisz.- Mówiła Ana szeptem z delikatnymi rumieńcami na twarzy, które wyskoczyły jej z zawstydzenia. 
-Nic się nie stało, to ja pomyliłem pokoje.- Uśmiechnął się do niej przygłupio, a Ana dopiero teraz zaczęła kojarzyć fakty i zrzuciła go z łóżka, tak szybko że trzasnął o podłogę.
-Nic ci nie jest? 
-To i tak mała kara.- Zaśmiał się dość głośno.-Kiedyś udało ci się mnie zamrozić, przez tydzień miałem katar.-Ana usiadła na kancie łóżka wsłuchując się w jego historie.-Co?
-Nic, zastanawiam się czy znałeś mnie nim ja cię poznałam? 
-Szczerze to nie wiem.- Mówił zamyślony, siedząc na podłodze.- Prawdą jest jednak że zostałem przydzielony żeby cię śledzić, gdyż oboje urodziliśmy się czystej krwi, ale pierwsze nasze spotkanie twarzą w twarz...
-Wydarzyło się przed płonącym kościołem.- Dokończyła Ana.
-Tak, kiedy spłonęła twoja pierwsza miłość, jak on miał ... Andersen.- Spojrzał na nią oczekując jakiejś reakcji, ale nic takiego nie nastało.
-No, a czy...?
-Tak zniszczyłaś dużą części wampirów ognia w tym głowę rodziny.
-Czym się różni głowa rodziny od zwykłego wampira?
-Zwykły wampir posiada tylko jedną określoną moc i moce uniwersalne, a głowy rodu są czystej krwi i potrafią panować nad wszystkimi mocami tak jak ja czy ty.
-A o co chodzi z Apollinem i Bachusem?
-Są to starzy przywódcy, którzy wyspecjalizowali się w danych mocach i przez starożytnych ludzi uważani byli za bogów. Ale takie zawężenie swoich mocy nie wyszło im na dobre i nowe pokolenie szybko się ich pozbyli.
-I został tylko Apollin i Bachus?
-Tak, ale to teraz nie istotne, bo już przybyli twoi nauczyciele.
-Czemu ty nim nie możesz być?
-Bo oni lepiej się na tym znają.- Wziął ją na ręce jak najdroższy skarb i zaprowadził ją do pokoju w którym już czekali Lucy i Grey Shimakori.
-Jaki brak wychowania, ściągasz nas z drugiego końca świata, żebyśmy na ciebie musieli czekać.- Skarżyła się niska czarnowłosa dziewczynka ubrana w różowy strój kąpielowy.
-Lucy nie wydziwiaj.- Mówił jej brat bliźniak, który też miał na sobie kąpielówki.
-Przykro mi że przerwałem wam wakacje na lodowej plaży Koriki, ale sprawa była bardzo pilna.- Dopiero teraz zwrócili uwagę na Anę.
-Nie możliwe.- Patrzyli się na nią z niedowierzaniem.- Złamałeś część rytuału zapomnienia.
-Przepraszam, ale nie rozumiem?- Podszedł do niej Grey, który powoli przeczesał jej włosy i westchnął.
-Jakie moce ci wróciły?
-Umie posługiwać się ogniem, a moc która powróciła to moc lodu, dlatego was wezwałem.-Mówił opierając się o framugę drzwi, jakby to nie było oczywiste.- A przez to przebudzenie...
-Połączyły jej się moce nad którymi nie umie zapanować, czyż nie?
-Dokładnie.- Ana stała i przysłuchiwała się rozmowie, ale coś ją ruszyło by zadać pytanie.
-Czy tą szpadą nie zabiłam prawie ojca?- W jej ręku zjawiła się lodowa szpada, a  Marcel zrozumiał że jego pomoc z nakładaniem kręgu blokującego jej moce nie na wiele się zdała.
-Tak sam nauczyłem cię robić tą szpadę, żebyś panowała nad swoją mocą, by móc używać innych.-Mówił Grey.
-Tylko ostatniej nocy rozwaliła swój dom, brawo.- Prychnęła Lucy.- Mogę sobie iść on sam sobie poradzi.
-Jak myślisz dlaczego sprowadziłam was oboje.- Marcel spojrzał na nią złowieszczym wzrokiem i Lucy już nic nie mówiła.
             Grey zaczął tłumaczyć Anie podstawy panowania nad mocą lodu, a były to te same dyrdymały o których mówiła Katty Watari wampirzyca posługująca się mocą ognia. Po usypiającym wykładzie  przeszli do sedna, czyli zamrożenie poruszającego się celu, którym okazała się Lucy. Ganiała po całym domu, a Ana za chiny ludowe nie była w stanie jej trafić, przez co dom Marcela wyglądał teraz jak lodowisko.
-Łoł, twoja moc jest większa niż przypuszczałem.- Mówił Marcel.
-Nie wiem czy mam dziękować czy zacząć płakać.-Mówiła uśmiechając się blado.
-Dziękować to ja ci będę jak mnie trafisz, a na razie jesteś beznadziejna.- Wtrąciła swoje trzy grosze Lucy.
-Weźcie się w garść, nie mamy dużo czasu.- Próbowała na wołać ich do porządku.
-Boże za jakie grzechy!- Ana zamachnęła się trochę mocniej zamieniając Lucy w lodową rzeźbę.
-Łoł siora nawet ci to pasuje!- Śmiał się Grey.- Wielkie dzięki Ana mam ją z głowy.- Uśmiechnął się do niej a ona nagle sunęła się na podłogę i zalśniła. Marcel szybko złapał Greya i lodową rzeźbę i schowali się przed blaskiem.
-To nie możliwe!
             Przed Aną stanęła biała postać, o szkarłatnych oczach, lecz dopiero teraz zaczynała widzieć rysy jej twarzy, to była ona, ale inna, ta nieznana.
-Uciekaj.- Szepnęła i się rozpłynęła, a Ana uciekała, goniła ją grupa wampirów, próbowała zagrodzić im drogę lecz wampiry ognia nie pozwalały na zatrzymanie pogoni, ale dziwna myśl zaświtało jej w głowie no bo skoro wampiry ognia są po jej stronie to dlaczego jej nie pomagają.
-Co wy wyprawiacie!- Krzyknęła jakaś kobieta w oddali, na twarzy mając maskę i lewitująca w powietrzu.- Chce ją mieć, do mojej kolekcji nieudaczników losu.- Zaśmiała się złowieszczo, a Ana używała mocy zwinności, by szybciej i bez przeszkód uciekać za pogonią, kiedy nagle ktoś wyskoczył jej przed twarzą.
-A dokąd to się wybieramy.- Mężczyzna zatrzymał Ane w magicznym kręgu, który zdążył stworzyć, lecz nie utrzymał jej na długo, złamała rzucony czar i ruszyła dalej próbując ukryć się we mgle.
-A niech to, znowu udało się jej uciec, mamy za mało zdolnych wampirów.- Machała ręką kobieta która unosiła się w powietrzu.- Hermesonie, ukradnij mi jakiegoś wampira czystej krwi!
-Ależ Afrodyto, nikt z nowego pokolenia nie zgodzi się nam pomoc.- Mówił kręcąc głową.- Ona jest zbyt silna.
-Ależ ona jest tylko pionkiem.?- Zaczęła się śmiać.
-Nawet zwykły pionek może stać się hetmanem, a ona i Marcelon są zbyt silni.
-W ich miłości brakuje mi dramatu i nie pozwolę na ich happy end.- Obraz się rozmazał i Ana obudziła się za kratami patrząc na Afrodytę.
-Zaczyna się robić ciekawie.- Mówiła z nutką sarkazmu Afrodyta.- Jeśli zginie próbując cię uratować to co ty poczniesz.
-Nie musisz się tym martwić on nie przyjdzie.-Obraz na chwile się rozmazał a potem przed jej oczami w tej samej celi trzymał ją Marcel w ramionach, wylewając łzy.
-Co ty wyprawiasz, nie możesz po jednej kłótni dać się tak łatwo złapać Afrodycie.- Nie wypuszczał jej z objęć.- Mogła cie doszczętnie zniszczyć manipulując twoimi uczuciami.- Ściskał ją najmocniej jak potrafił mimo że poznali się nie dawno przed palącym się kościołem.
-Wiesz że my też możemy manipulować czyimiś uczuciami?
-Nie mów takich rzeczy.-Ściskał ją, nie chcąc by odeszła.- Nigdy bym czegoś takiego nie zrobił.