Translate

26 listopada 2015

Rozdział 11 Potwór na pierwszej i szóstej

Ze względu na to że w sobotę mam zajęto, rozdział pojawia się wcześniej.
Rozdział 11 Potwór na pierwszej i szóstej
Przy wejściu do szkoły tłumy gapiów patrzyły się na Ane i Toru (przez jej olśniewającą urodę).
-Przedstawisz mi swoich przyjaciół?
-Na jakiej planecie ty żyjesz, od tej chwili radzisz sobie sama.-Szyderczy uśmiech zawitał na jej twarzy, a potem ruszyła do sali w której zaraz miała mieć lekcje, zostawiając Megan na pastwę losu. 
Po dzwonku weszła do klasy i zajęła trzecie miejsce od okna, a nauczycielka religii zaprosiła do modlitwy w której cały czas wymachiwała rękami i zachowywała się jakby coś brała przed zajęciami, no ale w końcu przeszła do sprawdzania listy obecności.
-Kagahai?
-Obecny.
-Matsuo?
-Jestem.
-Yhym, czy nie zapomniałaś nam kogoś przedstawić?
-Co niby kogo?
-Twoją daleką kuzynkę, ma chodzić z tobą do  klasy, a na razie jej nie widzę.
-Musi sobie pani kupić okulary i umyć uszy, bo ja nie wiem o czym pani mówi. 
Rozległo się pukanie do drzwi i po chwili blondyna weszła do sali z ciepłym uśmiechem na twarzy.
-Przepraszam, czy to klasa … O Ana tu jesteś!- Podeszła i ściskała ją.- A bałam się że nie trafie do klasy.
-Ana to jest twoja kuzynka, prawda?
-Przykro mi, ale nie mam kuzynki.
-Kłamczucha!!!- Wrzasnęła Megan na cała sale.
- Przepraszam, ale to jest moja współlokatorka.
-Przepraszam Panią, widocznie mój wuj nie przekazał Anie że jesteśmy spokrewnione.- Promienny uśmiech zmiękczył Katechetkę i zaczęła prowadzić lekcje.
-A więc dziś zajmiemy się Biblią. Czy ktoś chce coś opowiedzieć, może ty Ano?
-Tak, Biblia jest to księgo powstająca przez tysiąc lat, na początku była w języku hebrajskim, potem w armeńskim i greckim. Składa się z Nowego i Starego testamentu, z ksiąg dydaktycznych, prorockich i historycznych. Stary testament ma 27 księgi, a nowy 46, co łącznie daje 73 księgi. Biblia jest świętą księgo dla katolików, żydów i wyznawców judaizmu.
-Dobrze starczy, siadaj Księżniczko.- Chyba już jej nie lubi. -No dobrze skora Ana przybliżyła nam podstawowe informacje o Biblii, to kto powie nam o pięcioksięgu Mojżesza?
-Ja mogę?-Zgłosił się ten bęcwał, jakby nie widział że i tak ona ma przesrane.- Pięcioksiąg Mojżesza nie został przez niego napisany, ale był głównym bohaterem i jedynym ocalałym w potopie. Na początku są narodziny świata, jak powstali ludzie, dzieje Abrahama.
-A z czym jest kojarzony Abraham?
-Z próbą wiary, w której musiał poświęcić syna na ofiarę…
Gadanina ciągnęła się przez całą lekcja a i tak Ana miała totalnie przerąbane. 
Po pięciu męczących lekcjach skończyły się pierwszy tydzień szkoły, a Anie udało się zgubić Megan. Wtopiła się w tłum uczniów stojących w kolejce do sklepiku szkolnego. Nagle ktoś zaczął się przepychać, co spowodowało wrzaski i obelgi, a osobą która wywołała to zamieszanie był nie kto inny jak Marecl Kagahai, stanął tuż przy niej i się zaczął na nią pchać jeszcze bardziej niż na resztę stojących osób.
-Marcel ogarnij się!-Krzyknęła, co nie przyniosło zamierzonego skutku.
Bufon stanął przy oknie sklepiku i kupił dwie puszki zmrożonej herbaty brzoskwiniowej, z czego jedną schował do kieszeni, a z drugą podszedł do Matsuo i przyłożył  ją jej do czoła.
-Ochłoń Anetko.-No jego twarzy malował się ironiczny uśmiech, który wyprowadził ją z równowagi.
-Marcelku mój drogi zabieraj tą zasraną puszkę, bo inaczej rozwalę ci ją na twoim pustym łbie.-Słowa przesiąknięte były jadem.
-A ty nadal taka w gorącej wodzie kompana, już nie pamiętasz co się wydarzyła.
-A ty nadal taki dziecinny i pusty.
-O widzę że stare małżeństwo dalej ma kryzys.-Dołączyła się Dominika z drugiej klasy, na której mundurek wyglądał zaskakująco dobrze, a jej blond włosy świetnie wyglądały w półmroku.
-Jakie stare małżeństwo?
-A kto inny jak nie wy, brakuje wam tylko do szczęścia jakiejś swatki i przyzwoitki.
-A może zabierzesz go do psychiatry?
-A ją zapisz do psychiatryka.
Ich oczy ciskały w siebie błyskawicami i chęcią mordu.
-Dobra już przestańcie są tu przecież ludzie.- Podeszłą do niej Virgnia i szepnęła jej coś na ucho.-Rozumiem, dzięki za informacje.-Czarnowłosa oddaliła się tak szybko jak się pojawiła. A Dominika dziwnie spoważniała.
-Co się stało?-Spytała Ana, zdziwiona jej miną.
-Nic takiego.
-A tak w ogóle dostałaś jakiś ochszan przez nas?
-Na szczęście tylko pouczenie.
-Uf to dobrze.
-Możemy chwile pogadać.- Szepnął Marcel Anie do ucha.- Na osobności.
-Dominiko my na chwile spadamy, bo Katechetka chciała abyśmy jej pomogli zanieść jakieś papiery.
-Rozumiem do zobaczenia.
-Na razie.-Pomachała do niej i ruszyła w stronę jakiegoś ustronnego miejsca.- O co chodzi?- Popatrzyła się na niego ze zdziwieniem.
-Sorry za tą puszkę.- Ana podniosła powiekę, no bo przecież on nigdy jej nie przepraszał.
-Czy ty się dobrze czujesz, przecież to były twoje codzienne wygłupy.
-No tak, ale trochę mi głupio przez te ostatnie wydarzenia.- Jego głos był bardziej cichy niż zwykle, a wzrok skierował w dół. Kiedy do Any dotarło o co mu chodziło to zrobiło się jej trochę niezręcznie.
-Nie wspominajmy o tym.- Mówił spokojnie, opierając się delikatnie o framugę.- No bo przecież to zdarzyło się po pijaku.
-No tak, ale...
-Nie ma żadnego ale, jesteśmy najlepszymi kumplami od początku gimnazjum.
-A tak w ogóle, to co się działo w twojej podstawówce?- Przez przypadek wszedł na cienki grunt.
-Nie mam zamiaru o tym z tobą rozmawiać, a tym bardziej co to ma wspólnego z ostatnimi wydarzeniami.
-Nic, sorry.
-Nie ważne, ale czemu przywołujesz ostatnie zdarzenia???- Spojrzała na niego trochę podejrzliwie, no bo w końcu to ona podkochiwała się w nim przez całą gimbaze, a ostatnie zdarzenia wprowadziły ją w niezły mętlik. 
-No nie wiem, tak jakoś.- Chciała usłyszeć prawdę dlatego nie dawała za wygraną.
- To nie jest wytłumaczenie.
-No dobra, chyba się w tobie zakochałem.- Jego twarz była cała czerwona, a wzrok błądził mu wszędzie, tylko nie na Anie.
-I co w tym takiego niezwykłego.- Teraz chciała aby  poczuł się jak ona, kiedy to on wyśmiewał się z tego że mogliby być razem. Jednak on nagle spoważniał i poczuł się zażenowany.
- Po co ja ci to w ogóle powiedziałem.
-No właśnie ciekawe dlaczego.- Jej głos był oschły, mimo iż marzyła o tym żeby to on pierwszy wyznał jej w taki sposób miłość.- A może spodobała ci się Megan, ta moja walnięta opiekunka.- Spojrzał na nią ze zdziwieniem, bo w zupełności zapomniał o jej kuzynce.
-O czym ty mówisz?
-O tym że nie jestem idiotką i widzę jak wszyscy chłopcy uganiają się za tym babsztylem, a ty nie jesteś lepszy.
-Poważnie jesteś idiotką.
-Słucham!
-Idiotka!- Krzyknął i złapał ją w uścisku, czochrając jej długie pokręcone włosy.- Jesteś zazdrosna,o jakąś pustą lalkę.- Zaczął się z niej śmiać.
-To nie jest śmieszne. - Chciała zrobić z tego poważną rozmowę, ale sama zaczęła się śmiać.
-Bo ja naprawdę za to cię kocham.- Pocałował ją delikatnie w policzek.- Choć zazdrośnico.
-Nie jestem zazdrosna!
-Jasne że nie.
            Wrócili na korytarz, niedaleko sklepiku, trzymając się delikatnie za ręce. Bum. Wpadła na nich Doma.
-Twoja kuzynka.- Spojrzała Anie głęboko w oczy.- Wdał się w konflikt z nauczycielką od angielskiego.
-E, jakoś mnie to nie obchodzi.
-O co w ogóle chodzi z ta twoją kuzynką?-Wtrącił ciołek.
-A skąd mam to wiedzieć, a oprócz tego to nie twój interes.
-Ana musisz tam iść, bo inaczej wywalą ją ze szkoły.
-I dobrze, przyjechała mnie pilnować, więc czym szybciej wyleci tym lepiej.
-Zachowujesz się jak mała dziewczynka, która ma kaprys.
-Zamknij się, to w końcu ciebie nie dotyczy.
                  Kagahai zamilkł i zrobił zamyśloną mina, oraz przyglądał się dalszemu przebiegu zdarzeń.
-Ana, tu nie tylko chodzi o Toru, ale o twoją naukę angielskiego.
-Co? Po co ona miałaby się kłócić z moją panią od angola.
-Zrozumiesz jak ze mną pójdziesz.
Szli korytarzem, powoli mijając puste sale lekcyjne, a Marcel gwizdał jak najęty, zwracała mu chyba cały czas uwagę, a on ją ignorował. Gdy doszli do sali od angielskiego, już za drzwi było słychać kłótnie rozgrywającą się pomiędzy nauczycielką, a dziewczyna w nastoletnim wieku, która dopiero co przyjechała z zagranicy. Powoli otworzyli drzwi i weszli do sali.
-Megan co ty odwalasz!?
-Ja, próbuje przekazać tej tępej kobiecie, że nie jest odpowiednio wykfalifikowana na bycie nauczycielką.
-Megan.- Wtrąciła się przewodnicząca, lecz ona ją zbyła.
-JA będę lepszą nauczycielką, niż ta wywłoka.
-Megan uważaj na słowa, jeszcze jedno takie zachowanie, a możesz zostać zawieszona w prawach ucznia.- Przywoływała ją nauczycielka.
-A co tam pani może wiedzieć, skoro pani sama myli czasy.
-Nikt moja droga nie jest nie omylny.- Broniła się biedna profesorka.
-Toru zostaw moją panią od angielskiego, możesz przecież uczyć mnie w domu.
-Aneto, wytłumacz mi o co chodzi.- Poprosiła nauczycielka.
-Sprawa rodzinna, pustaczko!-Blondyna pokazał język i sobie poszła. 
Ana została z nauczycielką i Dominiką, a Marcel poleciał za Megan.

19 listopada 2015

Rozdział 10 To co tajne zaczyna się ujawniać

Ze względy na to że w najbliższym czasie nie mogłabym wstawić rozdziału wstawiam go specjalnie dla was dzisiaj :) 
Rozdział 10 To co tajne zaczyna się ujawniać
            Po zabawie ze sztucznymi robakami, rozwaleniu połowy stołówki i wkurzonych nauczycielach, Ana, Marcel i oczywiście przewodnicząca Dominika trafili na kolejną rozmowę.
-Ana Matsuo, Marcel Kagahai i Dominiko Mahatsu, co tu się wyprawia?!- Szkarłatnooka wyszła z ciołkiem z rinku w ręce i zaczęli się śmiać, za to Dominice nie było do śmiechu.
-Gdybyście widzieli swoje miny!!
-Boże, dawno nie miałem takiego przypału!!
-Do was to ja nie mam siły, ale po tobie Dominiko to ja nie spodziewałem się takiego zachowania.
-No bo, no...
-Niech pan da jej spokój, ona nic nie zrobiła.- Wtrąciła Ana żeby zrzucić winne na siebie.
-Moja droga, wiesz do czego się dopuściliście?
-Tak, odwaliliśmy wam niezłego psikusa.- Uśmiechnęła się do niego sarkastycznie.
-Naprawdę jest dopiero czwarty dzień szkoły, a ja mam was już dość. 
-No widzi pan ma pan szczęście, bo przecież dzisiaj wracamy do Chesu.-Podsumował Marcel.
-Idźcie się wszyscy spakować.
-Ciekawe skąd weźmiecie klucze?- Wtrąciła Ana.
-Ana wam otworzy skrzydła, albo oprócz pokrycia kosztów, zostanie zawieszona.
-Oj ale to Marcel ma klucze.-Pokazała mu język i ruszyła z klasą się pakować.
            Wszyscy pobiegli do swoich skrzydeł, oraz szybko się spakowali i już czekali na autokar, który miał ich zabrać do rodzinnego miasta. A czas im się dłużył niemiłosiernie.
-Marcel co łączy cie z Aną?- Spytała jedna z ciekawszych dziewczyn z ich klasy.
-Jesteśmy z jednej paczki z gimnazjum a co?
-Nie nic tylko czy masz dziewczynę?- To pytanie zaciekawiło wszystkich dookoła.
-Jeśli mam być szczery to czasem mam wrażenie że tak.
-Wiedziałam, czyli jednak jesteś z Aną!
-A czy ja tak powiedziałem?
-Co?- Zdziwiła się na jego odpowiedzi.- Ale powiedziałeś że masz wrażenie...
-Dlaczego wszystkie dziewczyny są takie głupie i puste. -Prychnął.- Chyba najlepiej na tym świecie jest być gejem.-Wymsknęło mu się.
-Aha czyli miałam racje w sprawie tego że jesteś z Wojtkiem- Ana wrzasnęła z satysfakcją.
-Ana ty się nie włączaj do tej rozmowy.- Wtrącił Wojtek.
-A ty po co tu, biseksualny się znalazł. A może masz taką zasadę że wymieniasz co chwile Marcela i swoją dziewczynę, której nikt nie widział.
-Moja dziewczyna istnieje!!!- Podszedł Marcel i uspokoił go od dalszych wrzasków.
-Przykro mi Aneciu, ale twoje chore wyobrażenia, ściągają na nas całą uwagę, a Wojtek ma dziewczynę i ty ją przecież kiedyś poznałaś.-Matsuo tylko spojrzała na niego krzywo i odpuściła.
-Co to za zgromadzeni?- Wychowawca znowu miał ich na celowniku.
-Wojtek i Marcel nie wiedzą czy są razem czy nie.- Odpowiedziała Ana.
-Anetko ogarnij się, nie będę ci tego drugi raz tłumaczyć!- Przybliżył się do niej i znowu zaczęła się wymiana ostrych słów pomiędzy tą dwójką, a nauczyciel czekał aż im się to znudzi.
-Skończyliście już?- Byli cali zadyszani, ale mogliby się kłócić dalej, gdyby nie autokar, który właśnie podjechał. Zabrali swoje bagaże i ruszyli w drogę, która minęła im bardzo szybko.
Rozstali się w milczącej atmosferze, a ku zdziwieniu Matsuo zjawił się po nią jej tata, który pracował za granicą, a ją traktował jak powietrze.
-Hej tato, co ty tu robisz?- Spytała z dziwnymi podejrzeniami.
-Przyjechałem cię odebrać z zielonej szkoły.- Uśmiechnął się w miarę pogodnie jak na takiego sztywnego gościa.
-I leciałeś tu taki kawał drogi?
-Tak.
-A dlaczego?
-Porozmawiam w domu.
Ruszyła za nim, za panem wiecznie nieumiejącym czasu dla swojego jedynego dziecka, chociaż mu się nie dziwiła gdyby jakaś osoba spowodowała śmierć najbliższej jej osoby też by żyła w nienawiści do niej. Oprócz tego jej ojciec był jakimś arystokratom i spędził za granicą prawie całe  życie odkąd zmarła jej matka, a ją wychowywała jakaś głupia opiekunka, która nieraz próbowała ją porwać dla okupu, lecz szkoda że nie myślała o tym że jej ojczulek nie ma zamiaru nawet o niej myśleć. Ten dorosły face w garniturze, który uwielbia pracować i nigdy nie powiedział do Any ani jednego miłego słówka, teraz pojawia się ni z gruch ni z pietruchy  i udaje miłego (ciekawe o co mu chodzi).
Po powrocie do mieszkania zauważyła że wszystkie rzeczy są spakowane w kartony, a pod domem stoi wóz do przeprowadzek.
-Przeprowadzam się?
-Nie jedziesz ze mną.
-Słucham?-Zatkało ją, jej ojciec chce by mieszkała z nim, chyba mu się procesory przegrzały.- Nie mogę nie skończyłam jeszcze liceum.- Strzeliła udawanego focha.
-Zapisałem cię do prywatnej szkoły, nie masz co się martwić, dyrektorem jest mój dobry przyjaciel.
-Chce chociaż skończyć w tej szkole pierwszy semestr, więc odmawiam wyjazdu.
-Jedzie ze mną teraz, albo przydzielam ci niańkę.
-A proszę cię bardzo. Ciekawe ile wytrzyma.
-Oj tym się nie przejmuj, już ja dopilnuję, abyś była pilnowana.-Pstryknął palcami po czym zniknął za drzwiami, wraz z całą ekipom przeprowadzkom (ciekawe jak to możliwe że zniknęli w ułamku sekund). Zresztą co ją to, pewnie chce ją wydać za mąż żeby się wzbogacić, albo wyciekło gdzieś że ma córkę.
-Trzeba to wszystko rozpakować, głupi ojczulek zjawia się jak jasny grom z nieba.
Rozpakowała wszystkie rzeczy w dość szybkim tempie, może dlatego że miała  ich strasznie mało, kto to wie. Usłyszała pukanie do drzwi wejściowych, więc podeszła i je otworzyła, a w drzwiach stała dziewczyna dość wysoka chyba o 5 centymetrów od niej niższa, stała opierając się o bok futryny, w krótkiej miniówce, z wywalonymi cyckami na wierzchy i do tego z papierosem w ręce.
-Excuse me, are you Ana?
-Co pani do mnie duka, ja nie rozumiem. I don’t understand.
-Oh no!!! You don’t speak English.
-Yes, I’m sorry.
-No problem.
-Co ty tu robisz i kim do cholery jesteś że pieprzysz do mnie po angielsku.
-Moje imie to Megan. Mieć 17 lat i będę chodzenie z tobią do sszzkoly.
-Wynajął cię mój ojczymek?
-Yes.
-I’m sorry. Goodbye.-Zatrzasnęła jej drzwi przed nosem, co to do chuja ma być czy ona  jest w jakiejś ukrytej kamerze, najpierw zjawia się ten ciul od siedmiu boleści, a teraz przysłał jej niańkę. Postanowiła nalać do wanny wody, która spieniła się aż po same brzegi, weszła do niej w celu rozluźnienia się po całym tym dniu, woda była tak cieplutka a cała ta piana była jak cienka warstwa jedwabnej pościeli i powoli ulatujące w przestrzeni bańki z mieniącymi się na każdej mini tęczom, a cały ten zapach przecudnej lawendy,  której dosyć rzadko używał, może dlatego że zazwyczaj wszystko idzie po jej myśli.
-Good evening.
-Spadaj dziwny dźwięku który drażni moje uszy.
-No, I want help you.
-Niby co ty tam mamroczesz?- Podeszła do Any i oparła się o wannę, podczas gdy ona już prawie przysypiałam.
-I want...
-Jeśli nie przestaniesz gadać po angielsku to w życiu nie zrozumiem do końca o co ci chodzi.
-Wiesz jaką jesteś sknerom, myślałam że dasz się nabrać na to że nie umiem polskiego.
-Wiem jedno mój stary nie przysłałby mi osoby z którą nie umiała bym się dogadać, a wie on o tym doskonale że nie trawie anglika. Więc jesteś Megan a jak masz na nazwisko?
-Megan Toru, mam 17 lat jestem byłą obywatelką Japonii mieszkającą w Ameryce i zostałam przysłana tu przez pana B.
-Czy naprawdę jesteś blondynką?
-Tak, chociaż przyznaje że prostuje włosy.
-Dlaczego jesteś w mojej łazience, gadasz ze mną po angielsku, kiedy ja jestem goła!?
-Ponieważ pan B kazał mi przebywać z tobą 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu przez czas dopóki nie pojedziesz do niego.
-Pierwsze primo nie zamierzam nigdzie jechać, drugie primo wypieprzaj z mojej łazienki, bo inaczej nie dożyjesz jutra!!!
-Co, a myślałam że jesteś milsza.
-A ja nic nie myślałam i wynocha!!!
-Twój ojciec mówił że lubisz różne ciekawe rzeczy.
-Serio myślisz że mój starszy wie w ogóle coś na mój temat.
Blondyna wyszła z łazienki i nie pojawiła się Anie na oczy,  za to ona poszła spać w swoim wielgachnym łożu.
-Good morning.
-Spadaj ciot pozbędę się ciebie jak tylko pójdę do szkoły.
-Oj nie bądź taka pewna swego. Nie jestem zwykłą opiekunką i pamiętaj ja mam też swoich informatorów.
-Jakich, to ich przekupie.
-Twój ojciec zaoferował im, że zapłaci im zawsze wyższą cenę niż ty.
-Oj ten pierdolny stary zgred nagle sobie o mnie przypomniał.
-Tego nie wiem. Ładnie mi w waszym mundurku?
-Naprawdę masz zamiar chodzić zemną do szkoły?
-Tak. Jak wyglądam?
-Jak dziwka stojąca na ulicy.
-Mayby. Do you like high school?
-Co?
-Czy podoba ci się twoja szkoła?
-Jakby ci to powiedzieć, gdyby nie Kagahai to byłoby nudno, ale tak polubiłam tą szkołę.
-Why not you travel to father?
-Because I don’t speak English.
-Oh, truth. I help you in learn English.
-Błagam mów po polsku, albo zamknę cię w łazience.
-No dobra, dobra, idziemy do szkoły?
-Skoro się ciebie nie pozbędę, to ruszajmy.
Wyszły z mieszkania, a Megan najwidoczniej dorobiła już sobie klucze, co równa się temu że od dziś są współlokatorkami i Ana może ją gnębić ile jej się żywnie podoba.

13 listopada 2015

Rozdział 9 Kłopocik i nieoczekiwana chwila

Miało nie być kolejnego rozdziału w tym tygodniu,ale moja inwencja twórcza mnie przerosła i wstawiam rozdział :D
Rozdział 9 Kłopocik i nieoczekiwana chwila
Ane próbowały obudzić z samego rana dziewczyny, lecz gdy otworzyła oczy one dziwnie się na nią patrzyły.
-Czy mam coś na twarzy czy co?- Przetarła sobie oczy i ziewnęła.
-Nie tylko wyglądasz na wczorajszą.
-No i?
-Nic, tylko podpisałaś regulamin.
-To że tak wyglądam nie znaczy że tak jest.- Prychnęła i znowu wtuli się w pościel, dając im znać aby sobie poszły tam gdzie pieprz rośnie.
-No wstawaj Ana, bo ci twój Romeo ucieknie.
-To niech ucieka, tylko po dziurawych drogach.- To miał być żart, ale jakoś jej nie wyszedł.
            Puk, puk. 
-Dziewczyny mogę wejść na chwile?- Pytał ktoś za drzwiami.
-Nie wchodzi, Ana jest w negliżu!-Krzyknęła jedna z dziewczyn w pokoju, a potem zaczęła się śmiać.
-Aż tak was wkurzam?- Spytał  z ciekawość pokręcona.
-A jak myślisz?- Wtrąciła się jeszcze inna, której szkarłatnooka nie kojarzyła.- Zabrałaś największe ciach z całych klas pierwszych tylko dla siebie.
-Chodzi ci o tego bęcwała?
-Tak jesteś jedyną dziewczyną z którą on się zadaje, a na nas to nawet nie zerknie.
-A czy to moja wina ja nie prosiłam o takiego debil...- Osoba pukająca weszła bez zastanowienia, a Ana zrobiła się czerwona i zabrakło jej na chwile tchu by mogła dokończyć swój wywód.- ... A ty co nie słyszałeś że jestem w negliżu i masz nie wchodzić!
-Oj biedna księżniczka ma wocha.
-Tak woch na pięć minut.
-No to może zdążysz się ogarnąć, bo znowu wzywa nas ten dziadziuch.
-Chodzi ci o naszego wychowawce?
-A o kogo innego, rusz się.- Po tych słowach wyszedł, a Matsuo szybko się ubrała w jakieś zwykłe ciuchy, bo nie mogła iść w piżamie.
-Co się znowu stało?
-Zobaczysz.
-Oto dwójka naszych najgorszych rozrabiaków.- Powiedział nasz wychowawca do dwóch policjantów.
-Komendant Nice Jinsoku i młodszy aspirant Murasaki Dokyo, zajmujemy się sprawom młodej grupy przestępczej.
-A co to ma wspólnego z nami?- prychnął ironicznie.
-Matołku, jak ty się zwracasz do policjantów.- Dostał od niej w bok.- Przepraszam za jego zachowanie, ale co my mamy z tym wspólnego?
            Spojrzeli się na nich jak na idiotów. Komendant przytargał swojej brązowo-rude włosy i spojrzał porozumiewawczo na siwego aspiranta.
- To zacznijmy po kolei.
-Niech pan nie owija w bawełnę i powie pan o co chodzi i dlaczego ma pan prawo nas przesłuchiwać bez zgody naszych opiekunów?
-Policjanci otrzymali informacji, że do grupy sprzedającej narkotyki dołączyły dwie osoby z innego miasta.
-A co to ma wspólnego z nami?
-Jesteście podejrzani o pomoc w handlowaniu narkotykami.
            Oboje wybuchli śmiechem, bo nie wiedzieli o co chodzi tym bęcwałom.
-Od kogo panowie biorą lekcje?
-Że co?
-Nie słyszałem większej głupoty od bardzo dawna.
-Wiecie że za zniewagę funkcjonariusza możecie otrzymać kare.
-Niegroźne nam  takie kary, nie zna pan naszych rodziców.- Spojrzał Nice na nich za podniesionej brwi.- I tak poznaliśmy jakąś grupę dzieciaków z okolicy, ale graliśmy z nimi tylko w kosza.
-Mówicie prawdę?-Spytał Murasaki.
-Był pan kiedyś u Laryngologa, bo chyba ma pan problemy ze słuchem skoro nie słyszał pan co powiedział Marcel.- Znowu zaczęli się śmiać.
-Widzą panowie mówiłem że to zgraja dzieciaków, którzy nie potrafią się zbytnio zachować.
-No z tym musimy się zgodzić, ale i tak dziękujemy.
            Wyszli tak szybko jak się pojawili, a Ana z Marcelem zeszli do stołówki i zjedli śniadanie w zupełnej ciszy.

            Po śniadaniu, pokręcona i  chłopak o kruczoczarnych włosach pożegnali się z grupą i zostali sami w ośrodku. 
-Czemu skłamałeś tym policjantom?
-A jak myślisz co tacy debile mogą nam udowodnić, skoro sami nie wiedzą kogo szukają i nie znają prawa, skoro nie chcieli nam podać powodu przesłuchania.
-No może i masz racje, ale...
-Jakie ale Ana, ci goście to byli straszacy jak w gimnazjum.
-A no w sumie pamiętam jak chcieli nas przestraszyć w gimnazjum, żebyśmy przestali rozrabiać, ale kto może nas powstrzymać.
-No widzisz.
            Spojrzeli sobie w oczy i tak jakby świat się zatrzymał w jednym tym jednym miejscu, stali wpatrując się jak zahipnotyzowani, w totalnej ciszy. Zapomnieli o bożym świecie, gdy jakiś stukot ogarnął ich z letargu.
-Witajcie kochani.- Wtargnęła do holu Dominika z szyderczym uśmiechem.
-Czy ty coś brałaś?-Spytała głupio Ana.
-Nie no wiesz pewnie naćpała się dwutlenkiem węgla.- Prychnął Marcel.
-Nic nie brałam, zostałam z wami, żebyście się nie pozabijali.
-A to nowość.
-Ana przestani, mi też się to nie uśmiecha.
-Boże jak ja kocham te stare małżeństwo.- Powiedziała blond włosa tak jakby do siebie.
-Jakie stare małżeństwo!!!- Krzyknęli razem.
-Oj błagam was już nie udawajcie, bo w końcu kto się czubi ten się lubi.-Wzdychnęli razem.- Oj no weście.
-Czemu musisz nas pilnować?
-Już mówiła, matko, Matsuo jesteś dziś nieobecna.
-Ciekawe czyja to wina.
-Czy wydarzyło się coś o czym nikt oprócz was nie wie?
-Tak, wygrała ze mną w kosza, dlatego buja w obłokach.
-Ale jesteś chujowy?
-Że słucham?!
-Jak mogłeś się dać pokonać Anie.
-Jak widzisz mogłem.- Po prostu wyszedł, trzaskając drzwiami do skrzydła dla chłopców.
-Uraziłaś jego męską dumę, a to ja zawsze jestem tą z którą coś jest nie tak.- Ana poszła w jego ślady.
-Co to ja jestem tą złą!!!
-Tak to jest, jak się wchodzi pomiędzy młot a kowadło!- Krzyknęła z oddali pokręcona.
-Co?!- Dominika padła na kolana i zaczęła płakać.
-Jesteś większą beksą od Any, wiesz?
-A ty nie poszedłeś do siebie?
-To było godzinę temu, a ty dalej się mażesz.
-Przecież minęło dopiero dwie minuty.
-A ty o te dwie minuty za długo beczysz.
-Czy jestem dla was problemem?
-To zależy czy chcesz nam pomóc czy nie?
-A w czym?- Zainteresowała się przewodnicząca.
-Chcieliśmy urządzić taką ala zieloną noc, ale ty zostałaś.
-Pomogę wam!
Zabrali się we trójkę i zaczęli rozdzielać prace. Ana miała zająć się stołówką, a dokładnie popodkładać sztuczne robaki do jedzenia i sztuczne larwy, Dominika miała ukraść wszystkie klucze do pokoi i do skrzydeł, aby wszyscy zaczęli od stołówki, a Marcel otrzymał najlepsze zadanie miał porozkręcać kilka krzeseł, drzwi wejściowe, oraz fragment stołu, a to wszystko tak aby nie zauważył nic personel hotelu( czas na trochę adrenaliny).
 -Psyt, Marcel jak skończysz to pogadamy na osobności.- Szepnęła Ana.
-Zaraz skoniczę, spotkajmy się tam gdzie spotkałaś Źrebaka.- Mruknął.
            Marcel szybko pojawił się przy Anie, ale nawet się nie odezwał dopóki ona go nie spostrzegła.
-Jak długo chcesz się na mnie gapić?- Odwróciła się i zauważyła buraka na jego twarzy, przez co sam się zarumieniła.- Co jest ...- Odwrócili wzrok i znowu tkwili w czarnym punkcie.
-A no to, nie wracajmy do tego tematu.
-Ja ci dam nie wraca..!- Znowu się to zdarzyło, ich ust w delikatnym pocałunku, ale tym razem już na trzeźwo.- Co...- Chciała się odsunąć, ale trzymał ją w uścisku.
-Przepraszam, ale nadal w to nie wierze.
-Ja też nie.- Trzymali się w objęciach.
-Hej, a wiedziałam!- Krzyknęła Dominika z satysfakcją.
-Co niby wiedziałaś, że Anie umarła mysz?- Ona od razu poczuła się głupio, ale i tak było widać ich zdenerwowanie i unikanie jej wzroku.
            Zabawa jednak dopiero zaczynała się rozkręcać, bo właśnie wrócili wycieczkowicze i jak to biedactwa nie mogli znaleźć kluczy i poszli od razu na obiad, gdzie drzwi huknęły o podłogę, co spowodowało krzyk dziewczyn, ale usiedli przy stole i to dopiero była frajda, przynajmniej dla Any i Marcela którzy to wszystko nagrywali. Zawaliło się kilka krzeseł i fragment stołu, a jedzenia to nikt nie tknął ( ciekawe co z tego wszystkiego wyniknie).  


11 listopada 2015

Rozdział 8 Trochę wspomnień, żali i niespodzianka

Ze względu na to że mam zajęty weekend, a dziś jest dzień wolny wstawiam dla was rozdział :).
Rozdział 8 Trochę wspomnień, żali i niespodzianka
            Na świeżym powietrzu trochę ochłonęli, po całej tej wielkiej bitwie na jedzenie przez którą wylądowali u wychowawcy.
-Ale z ciebie idiotka.
-Przymknij się imbecylu.
-Małpiatko, zamknij się.
-Oj obraziłam biednego dzidziusia.
-To ty zaczęłaś cały ten incydent.
-A i teraz zwalasz wszystko na mnie, chociaż jesteś współwinny.
-A wy nie mieliście iść przypadkiem do swoich pokoi?- Przyłapał ich wychowawca.
-No niby mieliśmy, ale po co, skoro możemy się droczyć na zewnątrz, w końcu robiliśmy tak już w gimnazjum z Alką i Piotrkiem.
-Kim jest Alka i Piotrek?- Spytał wychowawca.
-To nasza paczka z czasów gimnazjum, ale musieliśmy się z nimi rozstać, bo byli słabi w nauce.- Wytłumaczył Marcel w bardzo krótkim skrócie.
- Tylko oni potrafili przerwać nasze kłótnie o błahostki, których inni nie rozumieli.
-Opowiedzcie mi trochę o tych waszych kumplach.-Poprosił ich i rozsiadł się na ławce na dworze, oraz zachęcił żeby się przyłączyli.
-A więc zacznijmy od początku, poznaliśmy się wszyscy w drugie klasie gimnazjum, jak dołączyłam do klasy.
-Alka była osobą towarzyską, a Piotrek był zamknięty w sobie.
-Wcale nie, był po prostu nieśmiały, a stworzyliśmy paczkę zupełnie przez przypadek.
-To było chyba w tym samym czasie gdy skręciłem sobie kostkę.
-No, ale nie do końca, bo wtedy to tylko graliśmy wszyscy w jednej drużynie.
-A dlaczego tylko oni potrafili powstrzymać was od kłótni?
-Dobre pytanie.
-Może po prostu dlatego że oni byli parą i rozumieli problemy damsko-męskie?
-Co czy ty coś sugerujesz?- Ana zaczerwieniła się, ale od razu się ogarnęła.
-Sorry ale ja nie mam takich skojarzeni jak ty.
-Yhm, a jaj dokładnie oni się nazywali.
-Ala Trybicz i Piotrek Najese, jeśli dobrze pamiętam.
-A macie jakieś wspólne wspomnienia z nimi.
-Można tak powiedzieć.
-Aleś ty przygłupia, przecież to oni organizowali twoją piętnastkę, dzięki  nim braliśmy udział w nocy horrorów i przebraliśmy się na halloween.
-A no rzeczywiście.
-A teraz szczere pytanie, które mnie nurtuje od kiedy was spotkałem, jesteście parą?- Pytanie, wstrząsnęło nimi aż do szpiku kość. 
-W życiu, wieloryby musiałyby zacząć latać,a  i tak by to było niemożliwe.
-Ktoś kiedyś fajnie powiedział, "nie szukaj miłości, a cie dopadnie, a szukaj jej, a cię ominie", czy jakoś tak.- Chyba chciał im dać wykład, na który nie mieli najmniejszej ochoty.
-Musze panu powiedzieć jak facet facetowi, prosto z mostu, Ana aktualnie ma chłopaka.
-Co że ja cię słucham, niby kogo mam?- Ana sam zdziwiła się temu, co powiedział Marcel.
-Teraz udaj głupią jak zwykle. Chociaż czy da się przyzwyczaić do głupoty?
-Ty imbecylu, pustaku, chuju pierdolony...- Wyrzuciła wszystkie złe określenia w jego stronę, jakie przyszły jej na myśl.
-No, a już myślałem że nie będę musiał tego robić, ale zostajecie jutro i koniec kropka.
-Spoko to ja ideę do siebie.-Machnął ręką i chciał już iść jakby nić się nie stało.
-Jesteś z bogatego domu, a nawet nie znasz manier i dobrego zachowania, czego uczyli cię twoi rodzice.-Zaczęła się śmiać z pogardą , a on spojrzał na nią ponurym wzrokiem.
-Przepraszam, że nie widziałem moich rodziców odkąd pamiętam.
-Ups, sorcia nie chciałam.- Podszedł do niej i wyciągnął do środka zostawiając nauczyciela. Zaciągnął ją do schowka, w którym dzisiaj rano chowali się przed facetem, którego oblała wodą.
-Co ty odstawiasz za szopkę?
-A jak ci się wydaje.-Przybliżyła się do jego uch i szepnęła.-Przygotowuje podstawy na zieloną noc.-A przynajmniej robiła to przy okazji.
-A zupełnie o tym zapomniałem, ale wiesz nie musiałaś wspominać o moich rodzicach.
-Sorry, ale myślałam że spotykacie się dosyć często.
-To źle ci się wydawało.
 -Oj no przepraszam, nie chciałam.-Podszedł i przytulił się do niej na dłuższą chwile, nie widziała  jak płakał, ale poczuła spływające łzy, które kapał na jej ramie. Poczekała dłuższa chwile, aż sam się odsunie.
-Dobra wracajmy, bo inaczej już dziś dostaniemy kare.
-E tam mi to już nie przeszkadza, najwyżej powtórzymy rok.- Zaczęli się oboje śmiać i wrócili na dwór, gdzie czekała na nich wychowawca.
-No, no a jednak wróciliście. Mam jednak  nadzieje że nie posypały się zęby.
-Nie wszystkie są na swoim miejscu.
-O to się cieszę, bo jak już mówiłem zostajecie jutro w hotelu.
-No pan chyba sobie jaja robi.- Odszczeknął wychowawcy.-Nie wytrzymam z nią kolejnego dnia.-(Teraz to już naprawdę wczuł się w role.)
-W takim razie wymyśle wam może coś innego, yym.-Chciał ich zbyć.- Nie.
- No to fajnie.-Powiedzieli razem, aby wzmocnić ich udawane zażenowanie.
-A co będziemy robić?
-Będziecie pomagać obsłudze w sprzątaniu hotel.
-A to spoko, mogło być gorzej, co nie.-Zwrócił się do niej.
-No, mogliśmy na przykład czyścić kible i szorować ludziom buty.-Wybuchli śmiechem.
-Jeśli jest to dla was za łagodna kara, to może być gorzej.- Uśmiechał się szyderczo, no bo przecież był wuefistą.
-Nie ależ skąd, ta kara jest w sam raz.- Uśmiechy i chęć wyrzucania z siebie całego wybuchu radość, sprawiła że byli cali czerwoni.
-Ah ta młodzież, co ja mogę z wami zrobić.
-Nic, za starzy jesteśmy na takie gierki.- Po tych słowach nauczycielka zniknęła za drzwiami.
-Je dobra nasza. A teraz wytłumacz mi o co chodziło z tym moim chłopakiem?
-Co coś mówiłaś?
-Tak łatwo mnie nie zbyjesz. 
-Jeden z punktów planu osiągnięty.- Chciał aby przybili sobie piątki, ale Ana czekał na odpowiedzi, a on tylko wzruszył ramionami.
-No to teraz spotykamy się o północy i idziemy poszaleć.
-Jesteś pewna  że to dobry pomysł?
-Tak , a czemu masz wątpliwość?
-Mam po prostu złe przeczucie.
-Jeśli nie chcesz to nie idź, ja cię nie zmuszam.
Zostawiła go i wróciła do pokoju, gdzie dziewczyn zaczęły się pytać co robiła przez cały dzień z tym „przystojnym” chłopakiem o kruczo czarnych włosach. Nie wie co je to obchodziło, ale strasznie koloryzowała że nic się nie działa, tylko zarywała do pewnego z kelnerów jak mu pomagała, oczywiście rżnęła jak z nut. Niestety chyba jej nie wierzyły, ale to nic, jutro same przekonają się co robili.
Około dwudziestej czwartej, gdy wszystkie dziewczyny poszły spać, Ana wyszła spotkać się z Marcelem i iści z Źrebakiem na ostatni wypad na tej zielonej szkole. Zdziwił ją fakt że bęcwał czekał na nią.
-Uuuu, nie spodziewałam się że przyjdziesz.
-Ktoś musi cię pilnować.- Wzdychną z aprobatą.
-Jak nie chcesz to nie idź, już ci to mówiłam.
-Przymknij się i chodzimy.
-Co jesteś zły, bo wcześniej przegrałeś ze mną w kosza?- Chciała mu to wygarnąć.
-Nie. Miałaś farta, że miałaś tamtego ciołka w drużynie i tyle.
-U zazdrosny.
-Może.- Widać że to wszystko go bawiło.
-Tak jasne.
Szli kawałek, gdy dołączył do nich Źrebak, by ich zabrać do jednego z klubów.
-A gdzie reszta paczki?
-Niestety, ale coś im wypadło.
-O jaka szkoda, a my jutro wyjeżdżamy. Auć!-Dostał ode niej pomiędzy żebra.
-No to idziemy się zabawić.
-Tak, tak ty lepiej uważaj, bo przeholujesz.
-U zabrałam ze sobą przyzwoitkę.
-No i to ostrą.-Wtrącił się Źrebak.
-Daleko do klubu?
-Nie to już za rogiem.
Weszli do klubu i zaskoczyło ich wnętrze, w centrum leżała roznegliżowana kobieta na ala wybiegu czy czymś takim, wyginała przedziwne pozy, ale szli dale. Przystanęli dopiero przy barze gdzie Źrebak zamówił im alkohol i zajął stolik nieopodal. Jednak atmosfera panująca w tym klubie przyprawiała ją o ból żołądka 
-Czemu wybrałeś ten klub?
-A co nie podoba ci się?
-No wiesz trochę nie moje klimaty.
-Nic nie szkodzi chciałem tylko was pożegnać przyjemną noc.-Ostatnie słowa, które wydobyły się z jego ust miały taki wulgarny ton, chyba nie myślał że zaciągnie ją tak łatwo do łóżka (po prostu co za imbecyle żyją na tym świecie).
-Jaka cienka riposta ty zboczony Koźle. –Wtrącił się niepotrzebnie drugi ciołek.
-Oj przyzwoitce się nie podoba, a może naprawdę jesteś pedałem.
-Chyba ty?
-Ja przynajmniej mam dziewczynę.
-Skoro masz dziewczynę to czemu z nią nie spędzisz miłych chwil sam na sam?
-A co ci do tego.
-A to że zabierasz mój cenny czas[…]
(Czy ci dwaj prowadzą coś w rodzaju bitwy na coraz głupsze i cięte riposty czy po prostu ich debilizm przekracza normy, chyba jednak to drugie.)
-Heejj!!! Ogarnijcie się nie jesteście tutaj sami.
-Co?-Zdziwił się Źrebak na siłę oddźwięku tych słów, a cała sala na chwile zamilkła.
-Mówię  że są tu jeszcze inni ludzie, jejku.
-To wszystko jego winna.
-Twoja też wiesz, rany co ja mam z wami. Napijmy się po drinku i zabawmy się trochę, skoro już tu jesteśmy.
            Impreza zaczęła się rozkręcać w najlepsze, kilka mocnych drinków i można łatwo odpłynąć, lecz reszt sali, bawiła się w orgie seksualne jak na bankietach, które odbywały się w wcześniejszych epokach dla arystokracji, czy jakoś tak, jednak Ana, Źrebak i Marcel nie brali w nich udziału, aczkolwiek samo patrzenie przyprawiało o wymioty, dlatego Ana zaszył się na dłuższa chwile w klubowej łazience.
-Co taki książę, jak ty może dać tej księżniczce?
-Nic, zupełnie nic.
-Ty już gadasz trzy po trzy.
-A nawet jeśli to co?
-Jaki tak naprawdę jesteś?
-Dobre pytanie.- Pochylił się nad nim.
-A chciałbyś czegoś spróbować?
-A czego?
-Mam czystą marychę chcesz zapalić?
-No nich będzie skoro i tak nic ciekawego się nie wydarzy.- Źrebak wyciągnął gotowego skręta i zapalił go.
-Dlaczego, teraz jesteś taki miły.-Ana wyszła akurat z łazienki i przyglądała się co robią chłopcy.
-Szczerze to może dlatego że po prostu jestem biseksualny, albo chce pogadać.
-A tak dokładnie?
-Trzymaj.-Podał mu skręta by się zaciągnął i nie zadawał więcej pytani.
-Wiesz może chodzi ci tylko o seks z facetem, ale ze mną ci to nie wyjdzie.
-Nie wiesz królewiczu, dopóki nie spróbujesz.- Siedzieli w swoim towarzystwie wymieniając się petem, a Matsuo chciał dowiedzieć się jak najwięcej, bo podobno gdy człowiek jest upity łatwiej wylewa swoje wątpliwość i jest chętniejszy do rozmowy.-Co myślisz o Anie?
-Czemu pytasz?
-Tak z ciekawość.
-Jest naprawdę fajną osobą...-Chciał powiedzieć coś więcej, ale zaczął duść się dymem i zauważył Ane chowającą się za kolumną.- Nie ładnie tak podsłuchiwać i mogłaś do nas podejść zamiast się chować.
-E no ten.
-Nawet się nie tłumacz, tylko choć.-Podeszła i udawała że nic się nie stał.
-Wiesz co Źrebak było fajnie ,ale my musimy się zbierać.
-Nie zaplanowałem całą noc.
-Starczy, zmieni plany i dogaduj się ze swoją dziewczyną, palancie.- Wygarnął mu Marcel.
Po wypiciu ostatniego drinka, Błękitnej Laguny pożegnali się z Źrebakiem, był niezadowolony z przebiegu sprawy, ale sam jest sobie był winien.
-Czemu zawsze wcinasz swoje trzy grosze? Mogliśmy spokojnie jeszcze zostać.
-A co zabronisz mi?-(Czemu on zawsze odpowiada pytaniem na pytanie).
-Jeszcze się pytasz, mogło się to potoczyć w zupełnie inną stronę.
-Ale tak się nie stało.-Prychnął tylko pod nosem. I ruszył ciągnąć ją za sobą do ośrodka.
-Czemu podsłuchiwałaś?
-Proste, bo mogłam, zabronisz mi?
-Nie drocz się ze mną, moim sposobem zbywania.
-Nie drocz się ze mną , moim sposobem zbywania.- Zaczęła go papugować dla zabawy.
-Boże, a myślałem że to jaj jestem bardziej wstawiony.
-... bardziej wstawiony.
-Da się ciebie uciszyć.
-Da się...- Nie dokończyła, bo ich ustał złączył pocałunek, któremu uległa bez granic.
-Co ja wyprawiam.-Trzymał ją w objęciach, jakby była dla niego najdroższym skarbem. Błysk, latarki z oddali, ocknął go.- E dzieciaki, co wy tu robić o tej porze?!- Krzyczał ktoś w oddali. 
            Ruszyli biegiem, nieumiejętnie skoczyli przez płot i podarli sobie ubrania, ale udało im się uciec i zatrzymali się gdzieś w parku. 
-Jak dobrze że jesteśmy wstawieni.
-Takie szczęście, ale ja i tak to zapamiętam.- Dopiero jak minie ich kac i uświadomią sobie co zaszło będą mili twardy orzech do zgryzienia.
            Pobyli chwile na ławce, a potem wrócili do hotelu, było chyba około czwartej rano, ale nikt nie zauważył ich nieobecność.