Ze względu na to że mam zajęty weekend, a dziś jest dzień wolny wstawiam dla was rozdział :).
Rozdział 8 Trochę wspomnień, żali i niespodzianka
Na świeżym powietrzu trochę ochłonęli,
po całej tej wielkiej bitwie na jedzenie przez którą wylądowali u wychowawcy.
-Ale
z ciebie idiotka.
-Przymknij się imbecylu.
-Małpiatko,
zamknij się.
-Oj
obraziłam biednego dzidziusia.
-To ty zaczęłaś cały ten incydent.
-A i teraz zwalasz wszystko na mnie, chociaż jesteś współwinny.
-A wy nie mieliście iść przypadkiem do swoich pokoi?- Przyłapał ich wychowawca.
-No niby mieliśmy, ale po co, skoro możemy się droczyć na zewnątrz, w końcu robiliśmy tak już w gimnazjum z Alką i Piotrkiem.
-Kim jest Alka i Piotrek?- Spytał wychowawca.
-To nasza paczka z czasów gimnazjum, ale musieliśmy się z nimi rozstać, bo byli słabi w nauce.- Wytłumaczył Marcel w bardzo krótkim skrócie.
- Tylko oni potrafili przerwać nasze kłótnie o błahostki, których inni nie rozumieli.
-Opowiedzcie mi trochę o tych waszych kumplach.-Poprosił ich i rozsiadł się na ławce na dworze, oraz zachęcił żeby się przyłączyli.
-A więc zacznijmy od początku, poznaliśmy się wszyscy w drugie klasie gimnazjum, jak dołączyłam do klasy.
-Alka była osobą towarzyską, a Piotrek był zamknięty w sobie.
-Wcale nie, był po prostu nieśmiały, a stworzyliśmy paczkę zupełnie przez przypadek.
-To było chyba w tym samym czasie gdy skręciłem sobie kostkę.
-No, ale nie do końca, bo wtedy to tylko graliśmy wszyscy w jednej drużynie.
-A dlaczego tylko oni potrafili powstrzymać was od kłótni?
-Dobre pytanie.
-Może po prostu dlatego że oni byli parą i rozumieli problemy damsko-męskie?
-Co czy ty coś sugerujesz?- Ana zaczerwieniła się, ale od razu się ogarnęła.
-Sorry ale ja nie mam takich skojarzeni jak ty.
-Yhm, a jaj dokładnie oni się nazywali.
-Ala Trybicz i Piotrek Najese, jeśli dobrze pamiętam.
-A macie jakieś wspólne wspomnienia z nimi.
-Można tak powiedzieć.
-Aleś ty przygłupia, przecież to oni organizowali twoją piętnastkę, dzięki nim braliśmy udział w nocy horrorów i przebraliśmy się na halloween.
-A no rzeczywiście.
-A teraz szczere pytanie, które mnie nurtuje od kiedy was spotkałem, jesteście parą?- Pytanie, wstrząsnęło nimi aż do szpiku kość.
-W życiu, wieloryby musiałyby zacząć latać,a i tak by to było niemożliwe.
-Ktoś kiedyś fajnie powiedział, "nie szukaj miłości, a cie dopadnie, a szukaj jej, a cię ominie", czy jakoś tak.- Chyba chciał im dać wykład, na który nie mieli najmniejszej ochoty.
-Musze panu powiedzieć jak facet facetowi, prosto z mostu, Ana aktualnie ma chłopaka.
-Co że ja cię słucham, niby kogo mam?- Ana sam zdziwiła się temu, co powiedział Marcel.
-Teraz udaj głupią jak zwykle. Chociaż czy da się przyzwyczaić do głupoty?
-Ty imbecylu, pustaku, chuju pierdolony...- Wyrzuciła wszystkie złe określenia w jego stronę, jakie przyszły jej na myśl.
-No, a już myślałem że nie będę musiał tego robić, ale zostajecie jutro i koniec kropka.
-Spoko
to ja ideę do siebie.-Machnął ręką i chciał już iść jakby nić się nie stało.
-Jesteś
z bogatego domu, a nawet nie znasz manier i dobrego zachowania, czego uczyli cię twoi rodzice.-Zaczęła się
śmiać z pogardą , a on spojrzał na nią ponurym wzrokiem.
-Przepraszam, że nie widziałem moich rodziców odkąd pamiętam.
-Ups,
sorcia nie chciałam.- Podszedł do niej i wyciągnął do środka zostawiając nauczyciela. Zaciągnął ją do schowka, w którym dzisiaj rano chowali się przed facetem, którego oblała wodą.
-Co
ty odstawiasz za szopkę?
-A
jak ci się wydaje.-Przybliżyła się do jego uch i szepnęła.-Przygotowuje
podstawy na zieloną noc.-A przynajmniej robiła to przy okazji.
-A
zupełnie o tym zapomniałem, ale wiesz nie musiałaś wspominać o moich rodzicach.
-Sorry,
ale myślałam że spotykacie się dosyć często.
-To
źle ci się wydawało.
-Oj no przepraszam, nie chciałam.-Podszedł i
przytulił się do niej na dłuższą chwile, nie widziała jak płakał, ale poczuła spływające łzy, które kapał na jej ramie. Poczekała dłuższa chwile, aż sam się
odsunie.
-Dobra
wracajmy, bo inaczej już dziś dostaniemy kare.
-E
tam mi to już nie przeszkadza, najwyżej powtórzymy rok.- Zaczęli się oboje śmiać
i wrócili na dwór, gdzie czekała na nich wychowawca.
-No,
no a jednak wróciliście. Mam jednak
nadzieje że nie posypały się zęby.
-Nie
wszystkie są na swoim miejscu.
-O
to się cieszę, bo jak już mówiłem zostajecie jutro w hotelu.
-No
pan chyba sobie jaja robi.- Odszczeknął wychowawcy.-Nie wytrzymam z nią
kolejnego dnia.-(Teraz to już naprawdę wczuł się w role.)
-W
takim razie wymyśle wam może coś innego, yym.-Chciał ich zbyć.- Nie.
-
No to fajnie.-Powiedzieli razem, aby wzmocnić ich udawane zażenowanie.
-A
co będziemy robić?
-Będziecie
pomagać obsłudze w sprzątaniu hotel.
-A
to spoko, mogło być gorzej, co nie.-Zwrócił się do niej.
-No,
mogliśmy na przykład czyścić kible i szorować ludziom buty.-Wybuchli śmiechem.
-Jeśli
jest to dla was za łagodna kara, to może być gorzej.- Uśmiechał się szyderczo, no bo przecież był wuefistą.
-Nie
ależ skąd, ta kara jest w sam raz.- Uśmiechy i chęć wyrzucania z siebie całego wybuchu
radość, sprawiła że byli cali czerwoni.
-Ah
ta młodzież, co ja mogę z wami zrobić.
-Nic,
za starzy jesteśmy na takie gierki.- Po tych słowach nauczycielka zniknęła za
drzwiami.
-Je
dobra nasza. A teraz wytłumacz mi o co chodziło z tym moim chłopakiem?
-Co coś mówiłaś?
-Tak łatwo mnie nie zbyjesz.
-Jeden
z punktów planu osiągnięty.- Chciał aby przybili sobie piątki, ale Ana czekał na odpowiedzi, a on tylko wzruszył ramionami.
-No
to teraz spotykamy się o północy i idziemy poszaleć.
-Jesteś
pewna że to dobry pomysł?
-Tak
, a czemu masz wątpliwość?
-Mam
po prostu złe przeczucie.
-Jeśli
nie chcesz to nie idź, ja cię nie zmuszam.
Zostawiła
go i wróciła do pokoju, gdzie dziewczyn zaczęły się pytać co robiła przez cały
dzień z tym „przystojnym” chłopakiem o kruczo czarnych włosach. Nie wie co je
to obchodziło, ale strasznie koloryzowała że nic się nie działa, tylko zarywała
do pewnego z kelnerów jak mu pomagała, oczywiście rżnęła jak z nut. Niestety
chyba jej nie wierzyły, ale to nic, jutro same przekonają się co robili.
Około
dwudziestej czwartej, gdy wszystkie dziewczyny poszły spać, Ana wyszła spotkać
się z Marcelem i iści z Źrebakiem na ostatni wypad na tej zielonej szkole.
Zdziwił ją fakt że bęcwał czekał na nią.
-Uuuu,
nie spodziewałam się że przyjdziesz.
-Ktoś
musi cię pilnować.- Wzdychną z aprobatą.
-Jak
nie chcesz to nie idź, już ci to mówiłam.
-Przymknij
się i chodzimy.
-Co
jesteś zły, bo wcześniej przegrałeś ze mną w kosza?- Chciała mu to wygarnąć.
-Nie.
Miałaś farta, że miałaś tamtego ciołka w drużynie i tyle.
-U
zazdrosny.
-Może.-
Widać że to wszystko go bawiło.
-Tak
jasne.
Szli
kawałek, gdy dołączył do nich Źrebak, by ich zabrać do jednego z klubów.
-A
gdzie reszta paczki?
-Niestety,
ale coś im wypadło.
-O
jaka szkoda, a my jutro wyjeżdżamy. Auć!-Dostał ode niej pomiędzy żebra.
-No
to idziemy się zabawić.
-Tak,
tak ty lepiej uważaj, bo przeholujesz.
-U
zabrałam ze sobą przyzwoitkę.
-No
i to ostrą.-Wtrącił się Źrebak.
-Daleko
do klubu?
-Nie
to już za rogiem.
Weszli
do klubu i zaskoczyło ich wnętrze, w centrum leżała roznegliżowana kobieta na
ala wybiegu czy czymś takim, wyginała przedziwne pozy, ale szli dale.
Przystanęli dopiero przy barze gdzie Źrebak zamówił im alkohol i zajął stolik
nieopodal. Jednak atmosfera panująca w tym klubie przyprawiała ją o ból
żołądka
-Czemu
wybrałeś ten klub?
-A
co nie podoba ci się?
-No
wiesz trochę nie moje klimaty.
-Nic
nie szkodzi chciałem tylko was pożegnać przyjemną noc.-Ostatnie słowa, które
wydobyły się z jego ust miały taki wulgarny ton, chyba nie myślał że zaciągnie
ją tak łatwo do łóżka (po prostu co za imbecyle żyją na tym świecie).
-Jaka
cienka riposta ty zboczony Koźle. –Wtrącił się niepotrzebnie drugi ciołek.
-Oj
przyzwoitce się nie podoba, a może naprawdę jesteś pedałem.
-Chyba
ty?
-Ja
przynajmniej mam dziewczynę.
-Skoro
masz dziewczynę to czemu z nią nie spędzisz miłych chwil sam na sam?
-A
co ci do tego.
-A
to że zabierasz mój cenny czas[…]
(Czy
ci dwaj prowadzą coś w rodzaju bitwy na coraz głupsze i cięte riposty czy po
prostu ich debilizm przekracza normy, chyba jednak to drugie.)
-Heejj!!!
Ogarnijcie się nie jesteście tutaj sami.
-Co?-Zdziwił
się Źrebak na siłę oddźwięku tych słów, a cała sala na chwile zamilkła.
-Mówię że są tu jeszcze inni ludzie, jejku.
-To
wszystko jego winna.
-Twoja
też wiesz, rany co ja mam z wami. Napijmy się po drinku i zabawmy się trochę,
skoro już tu jesteśmy.
Impreza zaczęła się rozkręcać w
najlepsze, kilka mocnych drinków i można łatwo odpłynąć, lecz reszt sali,
bawiła się w orgie seksualne jak na bankietach, które odbywały się w wcześniejszych
epokach dla arystokracji, czy jakoś tak, jednak Ana, Źrebak i Marcel nie brali
w nich udziału, aczkolwiek samo patrzenie przyprawiało o wymioty, dlatego Ana
zaszył się na dłuższa chwile w klubowej łazience.
-Co taki książę, jak ty może dać tej księżniczce?
-Nic, zupełnie nic.
-Ty już gadasz trzy po trzy.
-A nawet jeśli to co?
-Jaki tak naprawdę jesteś?
-Dobre pytanie.- Pochylił się nad nim.
-A chciałbyś czegoś spróbować?
-A czego?
-Mam czystą marychę chcesz zapalić?
-No nich będzie skoro i tak nic ciekawego się nie wydarzy.- Źrebak wyciągnął gotowego skręta i zapalił go.
-Dlaczego, teraz jesteś taki miły.-Ana wyszła akurat z łazienki i przyglądała się co robią chłopcy.
-Szczerze to może dlatego że po prostu jestem biseksualny, albo chce pogadać.
-A tak dokładnie?
-Trzymaj.-Podał mu skręta by się zaciągnął i nie zadawał więcej pytani.
-Wiesz może chodzi ci tylko o seks z facetem, ale ze mną ci to nie wyjdzie.
-Nie wiesz królewiczu, dopóki nie spróbujesz.- Siedzieli w swoim towarzystwie wymieniając się petem, a Matsuo chciał dowiedzieć się jak najwięcej, bo podobno gdy człowiek jest upity łatwiej wylewa swoje wątpliwość i jest chętniejszy do rozmowy.-Co myślisz o Anie?
-Czemu pytasz?
-Tak z ciekawość.
-Jest naprawdę fajną osobą...-Chciał powiedzieć coś więcej, ale zaczął duść się dymem i zauważył Ane chowającą się za kolumną.- Nie ładnie tak podsłuchiwać i mogłaś do nas podejść zamiast się chować.
-E no ten.
-Nawet się nie tłumacz, tylko choć.-Podeszła i udawała że nic się nie stał.
-Wiesz co Źrebak było fajnie ,ale my musimy się zbierać.
-Nie
zaplanowałem całą noc.
-Starczy, zmieni plany i dogaduj się ze swoją dziewczyną, palancie.- Wygarnął mu Marcel.
Po
wypiciu ostatniego drinka, Błękitnej Laguny pożegnali się z Źrebakiem, był
niezadowolony z przebiegu sprawy, ale sam jest sobie był winien.
-Czemu
zawsze wcinasz swoje trzy grosze? Mogliśmy spokojnie jeszcze zostać.
-A
co zabronisz mi?-(Czemu on zawsze odpowiada pytaniem na pytanie).
-Jeszcze
się pytasz, mogło się to potoczyć w zupełnie inną stronę.
-Ale
tak się nie stało.-Prychnął tylko pod nosem. I ruszył ciągnąć ją za sobą do ośrodka.
-Czemu podsłuchiwałaś?
-Proste, bo mogłam, zabronisz mi?
-Nie drocz się ze mną, moim sposobem zbywania.
-Nie drocz się ze mną , moim sposobem zbywania.- Zaczęła go papugować dla zabawy.
-Boże, a myślałem że to jaj jestem bardziej wstawiony.
-... bardziej wstawiony.
-Da się ciebie uciszyć.
-Da się...- Nie dokończyła, bo ich ustał złączył pocałunek, któremu uległa bez granic.
-Co ja wyprawiam.-Trzymał ją w objęciach, jakby była dla niego najdroższym skarbem. Błysk, latarki z oddali, ocknął go.- E dzieciaki, co wy tu robić o tej porze?!- Krzyczał ktoś w oddali.
Ruszyli biegiem, nieumiejętnie
skoczyli przez płot i podarli sobie ubrania, ale udało im się uciec i
zatrzymali się gdzieś w parku.
-Jak dobrze że jesteśmy wstawieni.
-Takie szczęście, ale ja i tak to zapamiętam.- Dopiero jak minie ich kac i uświadomią sobie co zaszło będą mili twardy orzech do zgryzienia.
Pobyli chwile na ławce, a potem
wrócili do hotelu, było chyba około czwartej rano, ale nikt nie zauważył ich
nieobecność.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz