Rozdział 2 Przed integracją
Minęło
jeden dzień od początku roku szkolnego, a dzięki jakże wielkiemu szczęściu półgłówek
nie pojawił się jeszcze w szkole, a jutro wyjeżdżają na wyjazd integracyjny. Dla
Any znaczyło to przechlapane całe 4 dni w górach Tawach. Chociaż dzisiejszy dzień
jest spokojny, to musiała niespodziewanie wpaść na dyrektorkę.
-Dzień
dobry Ano, czy mogłabyś zanieść notatki Marcelowi, podobno znaliście się
wcześniej?-Matsuo
patrzyła się przygłupio na babkę grubo po
pięćdziesiątce i zamiast odmówić zgodziła się no pomoc, której normalnie by nie udzieliła.
-Tak,
zaniosę mu notatki on chyba mieszka tu nie daleko.- Skłamała na całej linii.
-Bardzo
ci dziękuje.- Po tych słowach dała Anie notatki i zniknęła w mgnieniu oka.
Szafirowo
oka po prostu ma pecha i tyle, a na dodatek nie była ani razu w jego domu i nie
wie gdzie on w ogóle mieszka.
Po skończeniu ostatniej lekcji, udało jej
się złapać Wojtka najlepszego
przyjaciela Marcela i poprosiła go, aby podał jej jego adres. Później udała się do mieszkania
tego matołka.
Dom ciołka okazał się być ogromną dwupiętrową
willą w centrum ogromnego miasta Chesu, na co stać tylko najbogatszych, zadzwoniła
więc domofonem przy bramie wejściowej i po krótkiej chwili odezwała się
schorowany głos w słuchawce.
-Kto
tam?
-Tu
Ana, dyrektorka poprosiłam mnie, abym przyniosła ci notatki z dzisiaj, więc mnie
wpuść i za chwile mnie nie ma.
-Wchodź
Matsuo.
Otworzyła
furtkę i powoli kierowała się do drzwi wejściowych, które były oddalone o jakieś
pięćdziesiąt metrów od bramy, a ścieżka którą szła ozdobiona była przeróżnymi kwiatami,
zaczynając od tulipanów, aż po piękne czerwone róże. Gdy stanęła przed wielkimi drzwiami, dopiero zauważyła jak bardzo
wielki jest jego dom i nim się spostrzegła w drzwiach stał już Marcel, który wyglądał jak siedem nieszczęść,
miał ogromne wory pod oczami i bladą skórę, przy której jego ciemne włosy
strasznie rzucały się w oczy. On jednak mimo choroby stał w tych drzwiach
opatulony niebieską pościelą.
-Jesteś
sam?- Spytała z ciekawości.
-Tak,
moi rodzice pracują do późna i wcześnie rano wychodzą.- Zaczął kaszleć.-A po za
tym co cię to?
-Nie
ważne nie potrzebnie pytałam. A zmieniając temat wracaj do łóżka, bo jutro jest
wyjazd integracyjny.
-Chyba
sobie odpuszczę.
-Nie
żeby mnie to interesowało, ale musisz pojechać i przestać wymyślać jakieś
głupie wymówki jak w gimbazie, a wracając do rozmowy o zdrowiu brałeś jakieś leki?
-Brałem
leki, ale to nic nie daje.
-Dawałoby
gdybyś leżał i odpoczywał, a nie zajmował się wszystkim innym. Wracaj do łóżka
i to już, przygotuje ci coś do jedzenia, a ty przejrzyj notatki.- Czemu ona to
robi dla tego imbecyla, chyba sama nie ma pojęcia.
Widać było że gorączka wzięła nad nim górę, bo poszedł od razu, gdy go o to „poprosiła”. Ana weszła do kuchni urządzanej
w nowoczesnym stylu, która była naprzeciwko salonu i zaczęła gotować dla niego
omlet z szynką, pomidorem i kilkoma innymi dodatkami, gdy omlet był już prawie
gotowy, poszła sprawdzić czy Marcel śpi i ku jej zdziwieniu, okazało się że jej przypuszczenia
były prawdziwe, bo spała jak suseł. Wróciła więc do kuchni i odłożyła patelnie
na bok, by mogła później odgrzać omlet, a sama usiadła na sofie w salonie, w którym
był ogromny telewizor i masa różnorodnych książek, które Marcel mógł przeczytać,
rozejrzał się i spostrzegła kilka książek, które ciołek czytał w gimbazie miedzy innymi „Hobbita”, „Wiedźmina” i „Zwiadowcę”. Przeglądała te książki i dopiero
wtedy zdała sobie sprawę, że to co mówił Marcel w szkole że w sześć lat przeczytał z
pięćset książek mogło być prawdą, jednak zamiast rozpamiętywać stare czasy zaczęła odrabiać
lekcje, które zadali jej dziś nauczyciele, z większością przedmiotów poradziła
sobie szybko, ale nie rozumiała kilku zadani z matmy, które zostawiał na później.
Po jakiś dwóch godzinach odrabiania lekcji,
postanowiła zanieść mu omlet do pokoju na drugim piętrze, co spowodowało że musiała go obudzić.
-Kagahai,
obudzi się musisz coś zjeść i dalej odpoczywać, a ja muszę już spadać, bo jest
trochę późno, a nadal nie spakowała się na integracyjny.
Powoli
wstał i zaczął jeść ten omlet w żółwim tempem, jak małe dziecko, które nie umie
używać sztućców. No trudno, na to się nie pisała, ale jak mus to mus.
-Daj
zrobię to szybciej.- Wzięła od niego talerz i zaczęła go karmić, gdy prawie zjadł całe, podała mu leki.-Weź leki i popij je gorącą herbatą. A ja w tym czasie pozmywam naczynia.
-Czekaj,
a gdzie są moje notatki.
-Leżą
na stoliku do kawy w salonie, bo tam je położyłeś. A co?
-Podasz
mi je.
-Tak
zaraz ci je przyniosę.
Poszła
najpierw do kuchni umyć naczynia, a później poszła do salonu i zabrała notatki.
Szkoda że zmarnowała u niego tyle czasu, bo już jest po dwudziestej-trzeciej, a i tak w szkole siedziała do
szesnastej.
-Proszę
bardzo.
-A
poprawisz mi poduszkę?
-Tak,
proszę.
Powoli
zaczyna ją to nudzić i oczy zamykają jej się ze zmęczenia, mimo że zbytnio nic nie robiła.
-Zostań
u mnie na noc.
-CO!?
Nie mogę i nie chce.
-Proszę,
moi rodzice nie wrócę do domu, a moja siostra jest u swojego głupiego chłopaka.
A ja nie chce siedzieć sam w tym wielkim domu.- Mówił błagalnym tonem.
-Dobra,
ale pod warunkiem że nie będziesz mnie wkurzał przez cały rok szkolny.
-Zgoda,
pokój gościnny jest naprzeciwko mojego.
Poszła
do pokoju gościnnego i zadzwoniła do taty że nie wrócę na noc, chociaż go to
zbytnio nie interesowało. Coś ją jednak
naszło żebym wróciła do jego pokoju.
-Mój
tata się zgodził.
-Na
co??-Zapytał tak dziwnym głosem, że nawet trup by się przeraził.
Podeszła
do niego wtedy, już prawie zasypiała i powoli odpływała, w świat zapomnienia, a jej
ciało odmawiało powoli posłuszeństwa.
-Zimno
mi.
-Zaraz
dam ci koc, a gdzie leży?
Chciała
przynieść mu tylko koc, ale nie była u siebie, a on nie chciał jej odpowiedzieć,
więc nie wiadomo czemu złapał ją za rękę i chyba uznał że jest kocem, bo wtulił
się w nią tak mocno że nie mogła się wydostać i tak właśnie zasnęła w jego
cholernie mocnym uścisku, a winą tego wszystkiego było „tylko i wyłącznie" jej zmęczenie. A przynajmniej tak się jej wydawało.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz