Rozdział 4 Seria niespodziewanych zdarzeń
Ana
wstała z dziewczynami z samego rana, a chłopcy niestety zaspali na zbiórkę i trzeba było na nich czekać, ale gdy wszyscy byli już
obecni wyruszyli w góry Tawach. W pewnej chwili nauczycielka stwierdziła że skoro
wszyscy się dobrze wczoraj bawili to dziś wejdziemy na najwyższą górę Ozora i
będziemy trzymać się za kare za ręce w swoich parach, a ponieważ Jacek wolał grać
niż przebywać z klasą, to Matsuo miał przesrane i musiała chodzić z Marcelem
za rękę. Ruszyli więc zdobyć najwyższy dwutysięcznik.
-Wiesz
jeśli chodzi o wczorajszą i przedwczorajszą sytuacje.
-Możemy
o tym nie gadać, w końcu to ty mi się wpakowałaś do łóżka, a wczorajsza
sytuacja była związana tylko i wyłącznie z grą w butelkę.
-Idiota
w życiu bym nie wlazła facetowi do łóżka, a w szczególności do twojego.
-Aha.-Zadziornie
mrugnął okiem i uśmiechnął się ironicznie.-Niech to co się zdarzyło.-Zrobił
dramatyczną przerwę.-Zostanie w moim telefonie.
-Co??
Zrobiłeś mi zdjęcie?-Wyprowadził ją z równowagi- Usuń to zdjęcie, bo
normalnie cię zabije.
-Obiecujesz
mi to już trzy lata, a jeszcze jakoś żyje.
-Daj
mi swój telefon!!!
-Nie
ma mowy, no chyba że chodzi ci o mój numer, ale akurat tobie nie zamierzam go
podawać.
-Na
co mi twój numer? Ty debilu! Wiedz że jeśli wykorzystasz to zdjęcie do złych
celów to twoje życie będzie na krawędzi, bo ja również mam pewne twoje zdjęcie.
-Aha,
ciekawe jakie?
-To
zależy od ciebie czy je wykorzystam.-I tak zakończyła się ich rozmowa, która
umilkła na parę godzin wchodzenia na Ozore.
Gdy
zatrzymali się na chwile przerwy w jakiejś górskiej chacie, nauczycielka postanowiła
że zdejmuje nakaz trzymania się za ręce, ale mają trzymać się w grupach i nie stwarzać problemów. Ta
informacja naprawdę ucieszyła Ane.
-Dominika
byłaś już kiedyś w górach Tawach?
-Tak
nie raz, a czemu pytasz?
-Bo
ona jest idiotką!- Stwierdził ciołek.
-Marcelusiu.-
Powiedziała przesłodzonym głosem, by zadać ostateczny cios.-Spadaj!!!
-Anetko.-Przez
zmienienie jej imienia doprowadził ją do
szału.-Zamknij się!!!
-Hola,
hola mamy tu stare małżeństwo.- Skrytykowała Dominika.-Chodziliście ze sobą
wcześniej?
-Co!-Wykrzyczeli
razem.- Wolałbym/Wolałabym się powieści.-Cały czas mówili jednocześnie.-Nie
papuguj!
-Ej
dzieciaki co wy za szopkę tu odstawiacie, a zresztą nie ważne za kare dalej musicie trzymać się za
ręce tak jak wcześniej, a wasza dwójka żeby dać dobry przykład innym idą jako
pierwsza para.- Wrzasnęła na nich Pani Profesor z innej klasy.
-No
nie znowu.- Znowu gadali jak roboty zaprogramowane na mówienie jednoczesne i z
podobnym entuzjazmem.
-Niech
Pani nie będzie dla nich taka surowa to dopiero pierwszaki.-Wtrąciła swoje trzy
grosze Dominika.
-No
niech będzie staniecie na końcu, ale nie chce słyszeć na początku waszych
awantur.
-Tak
prze Pani.-I po dyskusji.
Ruszyli
po zjedzeniu drugie śniadanie. Droga nie miał końca, gdy nagle rozwiązał się Anie but i zatrzymała się z Marcela, aby go
zawiązać. Trzęsły jej się strasznie ręce, bo chciała szybko zawiązać tego
cholernego buta i dołączyć do grupy, ale przez to sznurówki wypadały jej z rąk.
-Serio
nie możesz zawiązać tego buta.
-Chyba
chce to zrobić za szybko i mi ucieka.
-Daj.-Szybko
zawiązał buta jej prawej nogi.
-Dzięki.
Popatrzyła
na około i cała klasa jakby rozpłynęła się w powietrzu, a ona została sama z
tym czymś, zupełnie sama.
-Pamiętasz
jakim szliśmy szlakiem?
-Nie,
nie pamiętam.
-Super
dlaczego musiałam tu utknąć akurat z tobą.
-Nie
martw się ja też nie jestem z tego zadowolony i tak na przyszłość wiąż buty na
dwa razy, to ci się nie rozwiążą.
-No
dobra, nie ważne. Wykaż się teraz swoją mądrością z geo.-(Marcel naprawdę jest
dobry ze wszystkich przedmiotów ścisłych.)
-Aby
wrócić do ośrodka możemy albo zawrócić, albo iść dalej , którą wybierasz.
-Sądzę
że lepiej jest dogonić klasę.
-Więc
idziemy do przodu.
-Dobra
ruszajmy.
-Wiesz
że nie musimy trzymać się już za ręce.
-Przymknij
się i tak już się zgubiliśmy, a to jest najmniejszy nasz problem.
-A czyli to ci nie przeszkadza.
-W
obecnej sytuacji, nie.
Skręcili
później w lewą ścieżkę, która prowadziła chyba na sam szczyt góry. Szli w
zupełnej ciszy, cały czas czarnym szlakiem, on chyba był tym niebezpiecznym
szlakiem o którym mówiła nauczycielka.
-Ej
czy Profesorka nie mówiła żeby nie iść tym szlakiem.
-Nie
mam pojęcia nie słucham co gadają stare przemądrzałe jędze.
-Aha
fajne podejście.
-Przymknij
się.
-To
ty się przymknij.
-To
przecież twoja wina że odłączyliśmy się od grupy.
-W
takim razie po co na mnie czekałeś?
-Bo
nie chciałem mieć przesrane u nauczycielki po niecałych trzech dniach
znajomości.
-Dobra
nie ważne. Jesteś pewien że powinniśmy tędy iść?
-Tak
dojdziemy do mostu z wodospadem przy którym powinniśmy spotkać resztę grupy.
-No
to przyśpieszmy.
Po
dłuższej wędrówce dotarli do cudnego mostu z wodospadem. Woda płynęła rześkim
szybkim strumieniem, a most zbudowany z drzewa sosnowego wydzielał przepiękny
aromat lasu iglastego, a do tego słońce padające prosto na nich i tworzące nad
wodą mieniącą się kolorami tęcze. A z lasy dochodziły przepiękne serenady
wyśpiewywane przez ptaki.
-Wow,
jaki ten most wspaniały.
-No
taki urok dzikiej natury, no może oprócz tego mostu.
-Dobra,
a wracając do tematy, gdzie jest reszta.
-Dobre
pytanie.
-Co
przecież powiedziałeś że tutaj łączą się szlaki i że tu ich spotkamy.
-Oni
już dawno są w ośrodku.
-Skąd
to wiesz.
-Bo
poszli drugim szlakiem.
-Czyli wyprowadziłeś nas w pole. Super.
-Może
tak, a może nie przecież to ty wybierałaś drogi.
-No
tak ale…
-Nie
przejmuj się i tak nas tu nie znajdą, bo nie ma tu zasięgu.
-Czemu
mnie wcześniej o tym nie poinformowałeś.
-Pomyśl
chwile.
-Chciałeś
mnie wkurzyć, tak.
-Trafiony
zatopiony.
-To
co teraz robimy.
-Czekamy?
-To
może zająć wieki.
-Mnie
tam się nie spiesz tu jest taki piękny widok.
Przez
tego imbecyla zostali na tym moście i oglądali powoli zachodzące słońce za
horyzontem, który przybrał słodko pomarańczowo-różowy odcień, a potem przyglądali się gwiazdą wchodzących na ciemne niebo, Ana zrobiła kilka zdjęci swoim Rinku tak na pamiątkę tego niefartownego przypadku.
-Wiesz
nawet się cieszę że się oddzieliliśmy.
-Tak
a to czemu przecież mnie nie znosisz.-Dostał od niej kuksańca.
-Nigdy
nie zrobiłabym zdjęć takiemu zachodzącemu słońcu.
-A
myślałem że już ci się w głowie poprzewracał i cieszysz się z mojej obecności.-Już chciał mu przywalić drugi raz, lecz on zatrzymał cios.
-To
nie myśl aż tak dużo, bo ci nie wychodzi, a teraz wstawaj musimy wrócić, bo już jest późno i będą się o nas martwić.
Marcel trzymając Ane za rękę, wyprowadził ją z rejonów gór Tawach i zaprowadził do hotelu czterogwiazdkowego. Całą klasa rzuciła się na nich, bo z zamartwienia to niektórzy nawet płakali.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz