Trochę spóźnione, ale wszystkiego najlepszego w nowym roku dla moich czytelników.
Rozdział 17 Pułapka
Rozdział 17 Pułapka
Po szybkim pożegnaniu z Marcelem,
przed Aną stanęło wielkie wyzwanie, a dokładniej nie dać poznać po sobie Megan
że wspomnienia z wczorajszego dnia powróciły, a oprócz tego chciała wyciągnąć z
niej jak najwięcej informacji.
-Widzę, że piżamę zostawiłaś u Marcela.- Spojrzała na nią i wszystko było już dla nie jasne, a Ana dopiero przypomniała sobie, że zapomniała się przebrać i z frustracji walnęła się w łep.
-Ta nic nie da się przed tobą ukryć.- Próbowała grać głupią.
-Nie martw się, wiem że twoje wspomnienia powróciły, tylko zastanawia mnie jedno, dlaczego powróciłaś?
-Muszę się pytać czy mogę wrócić do własnego domu?
-Nie, ale chciałabym wiedzieć, co ty już wiesz?- Ana musiała zastanowić się od czego zacząć by nie zdradzić za wiele.
-Wiem że jesteś moją młodszą siostrą, a Marcel jest wampirem i tyle.- Powiedział z nutą niepewności.
-Co ty myślisz, że ja jestem głupia.-Megan mamrotała pod nosem.-Przestani kłamać.
-Kto powiedział że kłamię?
-Ah, w takim razie nie mam co przed tobą ukrywać swojej tożsamości.- Megan szybkim gestem wywołała podobną mgłę jaką widziała Ana u swojego ojca poprzedniej nocy, a z niej wyłoniła się Megan w tym czarnym stroju i z oczami płonącymi mordem.- Co się tak gapisz, jesteśmy w końcu rodziną?
-Tak, przyszywaną.
-Ale ty jesteś głupia i mało spostrzegawcza.
-Ciekawe jak ty byś postąpiła na moim miejscu?- Megan tylko westchnęła i chwyciła Ane za ramię, a szybki gest, który wykonała przeniósł je do jakiegoś dziwnego miejsca.
Pomieszczenie przypominała
drogocenny pałac, z przepychem i pozłacanymi ozdobami, Anie strasznie
zachwyciło to miejsce, choć sam fakt jak tu się znalazła ją przerażał.
-Madam Megan, dawno pani nie było.- Wyłoniła się z korytarza postać ubrana w czarno-biały, nietypowy strój, dlatego Ana uznała ją za pokojówkę.
-Witaj Alajno, przygotowałaś tamto miejsce?- Ana tylko przysłuchiwała się kolejnej niezrozumiałej rozmowie, próbując się dowiedzieć czegoś przydatnego, jak na przykład się tu znalazła i w jakim celu.-Nie.
-Że słucham!?
-Twój ojciec zabronił słuchania poleceni wydawanych przez ciebie Madam Megan.
-CO TEN DZIAD SOBIE MYŚLI!?
-Uhm, przepraszam, ale czy ja jestem potrzebna w tej rozmowie?-Ana chciała zostawić swoją przyszywaną siostrę z ala pokojówką i wrócić do zwykłego życia, jakim żyła do tej pory.
-Madam Ano, z rozkazu twojego ojca mam wykonywać twoje rozkazy.- Ukłoniła się tak nisko, że Anie było głupio że dziewczyna o podobnym odcieniu włosów co Megan i na dodatek młodsza od niej z wyglądu ma wykonywać jej rozkazy, bo jej ojciec kazał.
-Czemu wykonujesz jego rozkazy?- Z ciekawości spytała, z przygłupią miną.
-To długa historia Madam.
-W takim razie kiedyś chciałabym ją usłyszeć, a teraz czy mogłabym wrócić do domu, jutro mam szkołę, a już jest trochę późno.
-Tak jest Madam.-Jednym ruchem ręki Alajny, przed oczami Anie zamigały powietrze i chwile później była już w domu. Chciała szybko położyć się spać, lecz sen nie chciał przyjść, gdy nagle obudził ją dźwięk budzika. Zwlokła się po woli z łóżka i dopiero teraz zauważyła lekkie zmiany w pokoju, jeśli chodzi o jego ustawienie, biurko w jej pokoju stało normalnie przy ścianie, a teraz znajdowało się przed kaloryferem, a szafa była za bardzo przysunięta do okna i zniknęły jej książki porozwalane po całym biurku, które pozostawiła po piątkowych lekcjach, co wywołało przejście Anie po skórze ciarek, przed dniem w szkole. Jednak zamiast zacząć panikować Ana zbagatelizowała problem i zaczęła się szykować do szkoły.
-Megan wróciłaś!?-Nikt nie odpowiedział.- Pewnie znowu coś sobie ubzdurała.- Westchnęła ciężko i właśnie Anie nadarzyła się okazja by przeszukać rzeczy Mega. Otworzyła szafę i przeszukała wszystkie jej ciuchy ale nic w nich nie znalazła, sięgnęła więc do jej szafki w komodzie, lecz znalazła tylko różnorodne rodzaje bielizny i zabawek dla dorosłych, których nie chciała dotykać, ale w efekcie nic nie znalazła.- Muszę to sobie wszystko rozrysować, bo już zgłupiałam.-Mówiła na głos do siebie wyciągając kartkę z biurka.- Czyli było 32 rody wampirów i wybuchła wojna, dzieląc na 16 rodów z każdej strony.
-Nadal nie widzę wytłumaczenia, dlaczego jestem w to zamieszana.- Zgięła kartkę na tyle razy ile mogła i ukryła ją w staniku bojąc się, że Megan może wrócić i przeszukać jej rzeczy. Ana ruszyła w stronę szkoły, lecz powietrze znowu zamigało jej przed oczami i znalazła się w ponurym miejscu, otoczona zgrają ludzi.
-Łoł kto by pomyślał że znajdziemy taką grubą rybę.- Zaśmiał się jeden z tłumu.
-O co wam chodzi?- Ana spytała trochę głupawo.- I gdzie ja jestem?
-Jak on mógł zakochać się w takim czymś?-Śmiał się następny.
-Co wy gang przygłupów czy debili?
-U masz cięty język laleczko.-Śmiechy nie chciały ustąpić.
-Macie chyba błędną definicje kobiety.- Patrzyła na nich z politowaniem, bo nie do końca rozumiała całą tą sytuację i dziwne przenoszenie z miejsca na miejsce.
-W sumie to się nie dziwie, dlaczego on darzy cię uczuciem, ale to nie zmienia faktu że jesteśmy odwiecznymi wrogami.- Znowu ktoś wybuchł śmiechem.
-Z tego co mówicie jestem w stanie wydedukować że jesteście jakimiś wampirami i że Marcel nie powinien się we mnie zakochać.
-Brawo za spostrzegawczość!
-Czy jesteście w stanie mi wyjaśnić choć trochę tego nieporozumienia?- Patrzyli na nią z pogardą i chęcią zabić, lecz widać było po nich że wiedzą dość dużo.
-A ile wiesz?-Ana wyciągnęła kartkę z notatką i pokazała ją chyba przywódcy gangu.- Ty naprawdę nic nie pamiętasz, co?
-Przepraszam, ale nie wiem o czym mówisz?
-Chłopaki zabierzcie ją do nas, utniemy sobie trochę dłuższą pogawędkę.- Człowiek, któremu Ana dała kartkę odszedł w smudze mgły, a jeden z ludzi złapał Ane mocno za rękę, że poczuła ostry ból i po chwili znaleźli się w jakiejś czarnej dziurze, z narzędziami tortur to bokach i plamami krwi na podłodze, lecz prowadzili ją dalej szturchając z wstrętem. Weszli do jakiegoś przytulniejszego pomieszczenia i kazali Anie siedzieć na sofie do puki szef nie wróci. Siedziała oglądając się po pomieszczeniu, które sprawiały że ciarki przechodziły jej po plecach, wtedy wszedł tamten mężczyzna w czarnym, skórzanym stroju z okularami przeciwsłonecznymi na nosie i usiadł na przeciwko niej za biurkiem, rozpalając cygaro w swojej prawej dłoni.- Czemu się boisz?
-Mam lepsze pytanie, jakim cudem potraficie mnie przenosić z miejsca na miejsce?- Patrzyła na niego zaciekawionym wzrokiem czekającym na odpowiedzi.
-To jedna z podstawowych zdolności wampirów, które i ty posiadasz.
-Dlaczego tak uważasz?
-Wspomnienia ci nie wróciły, a nikt nie miał jaj, by powiedzieć że jesteś wampirzycą jednego z głównych rodów, które przeżyły.- Ana dopiero teraz pojęła, dlaczego wszyscy którzy byli wampirami byli przeciwni ich miłości.- Nie mów że jesteś zdziwiona tą informacją? Wampiry nie piją ludzkiej krwi jak w legendach, ale są ponad ludźmi. Może chcesz się czegoś napić?
-Poproszę coś mocniejszego.- Wampir siedzący przed nią pstryknął palcami i zjawił się jeden z jego sługów.
-Przynieś nam Whisky.
-Tak jest.- Szybko zniknął i po chwili się pojawił z alkoholem.
-Trochę to nie przystaje picie alkoholu komuś o twoim statucie.
-Skoro wiem tylko ja, że to wiem to chyba muszę żyć jakbym tego nie wiedziała, czyż nie?
-A jednak nie jesteś taką płytka jak myślałem.
-Wrócimy do temat.
-A więc to co rozrysowałaś to była twoja dotychczasowa wiedza, tylko nie jest ona kompletna.
-To znaczy?
-Angelo i Luna są z rodów po twojej stronie, tak jak większości z zabitych rodów z obu stron, czyli można powiedzieć że tobie jest podporządkowane 31 rodów na 32.
-Czyli jedynym rodem, który jest po stronie Marcel to jego ród, więc ta wojna nie ma sensu.
-Nie miałaby gdybyś go sobie pod porządkowała, ale twój ród mocno ucierpiał chroniąc inne, a Marcel będąc u twojego boku zmieniłby całą hierarchie w wampirzym świecie i tym zniszczyłby twój autorytet.
-A co ma wspólnego z tym moja pamięć?
-Jesteś jedyną osobą, która zna na to pytanie odpowiedzi.- Westchnął kończąc swoje cygaro.- Dlatego większości wampirów chce cie mieć po swojej stronie tak jak ja.
-Jesteś z przeciwnego frontu, więc dlaczego mi pomagasz?- Po tym pytaniu napiła się stojącego na stole whisky.
-Czyż to nie oczywiste, od tej pory jesteś moim wieźźźnnnniiiiee...- Anie zaczęło się kręcić w głowie i lunęła na poduszkę, pod wpływem prochów dodanych do whisky.
-Nie wierze, że dała się tak łatwo podejść.- Powiedział ten, który przyniósł alkohol.
-Nie żartuj sobie z niej, to ona jest tu ofiarą losu.- Mówił szef głaskając ją delikatnie po głowie i przerzedzając włosy.- Nikt o zdrowych zmysłach, nie miałby tyle siły, aby zachować spokoju po dowiedzeniu się tylu szalonych rzeczy w tak krótkim czasie.- Patrzył na nią jak na jedyny skarb.
-Czemu szef się jej nie przedstawił?
-Gdybyś kiedyś widział jej prawdziwą moc i jej piękno, a nie to sztuczne ciało, które stworzył jej ojciec, a fuj.- Mówił z lekką nutą pogardy.- Nie wierze że mogli tej jedynej dobrej wampirzycy zrobić coś takiego.
-Ma pan do niej słabości, czyż nie.
-Aha gdybyś wiedział jaką.
-Co mam z nią zrobić?
-Zabierz ją do mojej sypialni, narkotyki powinny przestać działać za jakiś czas, a jeśli zostanie tu Marcel szybko ją wyniucha.
-Z tego co mówicie jestem w stanie wydedukować że jesteście jakimiś wampirami i że Marcel nie powinien się we mnie zakochać.
-Brawo za spostrzegawczość!
-Czy jesteście w stanie mi wyjaśnić choć trochę tego nieporozumienia?- Patrzyli na nią z pogardą i chęcią zabić, lecz widać było po nich że wiedzą dość dużo.
-A ile wiesz?-Ana wyciągnęła kartkę z notatką i pokazała ją chyba przywódcy gangu.- Ty naprawdę nic nie pamiętasz, co?
-Przepraszam, ale nie wiem o czym mówisz?
-Chłopaki zabierzcie ją do nas, utniemy sobie trochę dłuższą pogawędkę.- Człowiek, któremu Ana dała kartkę odszedł w smudze mgły, a jeden z ludzi złapał Ane mocno za rękę, że poczuła ostry ból i po chwili znaleźli się w jakiejś czarnej dziurze, z narzędziami tortur to bokach i plamami krwi na podłodze, lecz prowadzili ją dalej szturchając z wstrętem. Weszli do jakiegoś przytulniejszego pomieszczenia i kazali Anie siedzieć na sofie do puki szef nie wróci. Siedziała oglądając się po pomieszczeniu, które sprawiały że ciarki przechodziły jej po plecach, wtedy wszedł tamten mężczyzna w czarnym, skórzanym stroju z okularami przeciwsłonecznymi na nosie i usiadł na przeciwko niej za biurkiem, rozpalając cygaro w swojej prawej dłoni.- Czemu się boisz?
-Mam lepsze pytanie, jakim cudem potraficie mnie przenosić z miejsca na miejsce?- Patrzyła na niego zaciekawionym wzrokiem czekającym na odpowiedzi.
-To jedna z podstawowych zdolności wampirów, które i ty posiadasz.
-Dlaczego tak uważasz?
-Wspomnienia ci nie wróciły, a nikt nie miał jaj, by powiedzieć że jesteś wampirzycą jednego z głównych rodów, które przeżyły.- Ana dopiero teraz pojęła, dlaczego wszyscy którzy byli wampirami byli przeciwni ich miłości.- Nie mów że jesteś zdziwiona tą informacją? Wampiry nie piją ludzkiej krwi jak w legendach, ale są ponad ludźmi. Może chcesz się czegoś napić?
-Poproszę coś mocniejszego.- Wampir siedzący przed nią pstryknął palcami i zjawił się jeden z jego sługów.
-Przynieś nam Whisky.
-Tak jest.- Szybko zniknął i po chwili się pojawił z alkoholem.
-Trochę to nie przystaje picie alkoholu komuś o twoim statucie.
-Skoro wiem tylko ja, że to wiem to chyba muszę żyć jakbym tego nie wiedziała, czyż nie?
-A jednak nie jesteś taką płytka jak myślałem.
-Wrócimy do temat.
-A więc to co rozrysowałaś to była twoja dotychczasowa wiedza, tylko nie jest ona kompletna.
-To znaczy?
-Angelo i Luna są z rodów po twojej stronie, tak jak większości z zabitych rodów z obu stron, czyli można powiedzieć że tobie jest podporządkowane 31 rodów na 32.
-Czyli jedynym rodem, który jest po stronie Marcel to jego ród, więc ta wojna nie ma sensu.
-Nie miałaby gdybyś go sobie pod porządkowała, ale twój ród mocno ucierpiał chroniąc inne, a Marcel będąc u twojego boku zmieniłby całą hierarchie w wampirzym świecie i tym zniszczyłby twój autorytet.
-A co ma wspólnego z tym moja pamięć?
-Jesteś jedyną osobą, która zna na to pytanie odpowiedzi.- Westchnął kończąc swoje cygaro.- Dlatego większości wampirów chce cie mieć po swojej stronie tak jak ja.
-Jesteś z przeciwnego frontu, więc dlaczego mi pomagasz?- Po tym pytaniu napiła się stojącego na stole whisky.
-Czyż to nie oczywiste, od tej pory jesteś moim wieźźźnnnniiiiee...- Anie zaczęło się kręcić w głowie i lunęła na poduszkę, pod wpływem prochów dodanych do whisky.
-Nie wierze, że dała się tak łatwo podejść.- Powiedział ten, który przyniósł alkohol.
-Nie żartuj sobie z niej, to ona jest tu ofiarą losu.- Mówił szef głaskając ją delikatnie po głowie i przerzedzając włosy.- Nikt o zdrowych zmysłach, nie miałby tyle siły, aby zachować spokoju po dowiedzeniu się tylu szalonych rzeczy w tak krótkim czasie.- Patrzył na nią jak na jedyny skarb.
-Czemu szef się jej nie przedstawił?
-Gdybyś kiedyś widział jej prawdziwą moc i jej piękno, a nie to sztuczne ciało, które stworzył jej ojciec, a fuj.- Mówił z lekką nutą pogardy.- Nie wierze że mogli tej jedynej dobrej wampirzycy zrobić coś takiego.
-Ma pan do niej słabości, czyż nie.
-Aha gdybyś wiedział jaką.
-Co mam z nią zrobić?
-Zabierz ją do mojej sypialni, narkotyki powinny przestać działać za jakiś czas, a jeśli zostanie tu Marcel szybko ją wyniucha.
Ana wtulona w jedwabną pościel, przekręcała
się na łóżku z bólem i paraliżem spowodowane przez narkotyki.
-Obudziła się królewna.- Ana chciała coś powiedzieć, ale nie była w stanie.- Narkotyki, które ci podałem były dość mocne, a w połączeniu z alkoholem, to zrobiłaś z nich niezły mix. Nie patrz się na mnie tym wzrokiem, obiecałem ci kiedyś że jeśli to się stanie mam podać ci narkotyki i zabrać, oraz nauczyć cię korzystać z twoich mocy.- Siedział na kancie łóżka głaskając ją delikatną dłonią.- Nie musisz się mnie bać, jestem ci winny dużą przysługę.- Patrzył na jej twarz, po której było już widać że wraca do przytomności.
-U-do-wo-d-ni-j- Próbowała wydusić słowa, lecz szło jej to z trudnością.
-Jak wstaniesz to zbadaj swój pokój, bo nigdzie stąd cię nie wypuszczę, a wszystko zrozumiesz.
-P-uł-ap-ka
-Tak.- Powiedział szarmancko rozpływając się we mgle.
Nie mogąc wypuści z siebie ani słowa
próbowała wstać, lecz od razu przewróciła się na poduszkę, ale nie była w
stanie się poddać, więc próbowała i próbowała, aż się udało. Pokój nie miał ani
drzwi, ani okien, a jedyną fascynującą rzeczą był baldachim nad łóżkiem w
którym leżała, oraz półka przy łóżku i wielka szafa, po drugiej stronie pokoju.
-Ale nuda.- Usłyszała jakiś znajomy głos.
-A-n-ge-lo?
-Do usług my lady.- Wyłonił się i uśmiechnął się do niej, a dopiero teraz widziała jego twarz, niebieskawe, delikatnie święconce włosy, oraz złote oczy.- Trafiłaś w najlepsze ręce, on pamięta cię od twoich urodzin i jest jedynym oprócz twojego ojca z najstarszych wampirów, które udało ci się uratować.- Uśmiechał się cały czas.- Nie wież w każde jego słowo, bo nie wszystko co mówi jest prawdą.- Zniknął tak szybko jak się pojawił.
Ana znalazła się w sytuacji z
podwójnym dnem, a oprócz strachu przed złymi osobami i małą wiedzą, która pogłębia
jej wątpliwości, została poddana narkotykami po raz drugi i do następnego dnia
była pod ich wpływem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz