Ze względu na zbliżając się święto wstawiam rozdział wcześniej.
Rozdział 6 Co się działo w gimbazie
Ana
i Marcel zostali w hotelu zamiast na wycieczkę, czekali jakiś czas i w końcu przyszła
do nich jakaś stara baba i kazała im usiąść na oddzielnych fotelach.
-No
dobra zacznijmy od samego początku, jak się poznaliście?
-No
to było na początku gimnazjum, chodziliśmy do oddzielnych klasa, ale
przeniosłam się, ponieważ miałam lepsze oceny od przeciętnych.
-Tak
i przyszłaś do tak zaawansowanej grupy że dziewczynka sobie nie radziła.
-Przymknij
się! Przeniosłam się dopiero w drugiej klasie, ale nasze klasy miały łączony
w-f, więc często byliśmy w jednej drużynie.
-No
to trzeba ci przyznać, gdy dostałem raz od ciebie piłką do nogi w brzuch to
myślałem że zaraz umrę.
-No
nie przesadzaj.
-Halo
nie zapominajcie tu o mnie, to ja zadaje tu pytania.-Wtrąciła się Pani Pedagog.
-No
to niech Pani pyta.- Wymówił to tak sarkastycznie że szkarłatnooka zaczęła się
śmiać.
-Od
kiedy się kłóćcie?
-Odkąd
pamiętam.-Powiedzieli razem w zamyśleniu.
-A
dokładniej?
-Ja
zawsze ją wkurzałem, co tu dużo mówić.
-No
rzeczywiście pamiętam jak próbowałeś wcisnąć wszystkim uczniom w szkole, że
kocham się w obleśnym nauczycielu od w-f. A na facebooku wstawiałeś jego
zdjęcia na naszej grupie klasowej, żeby mnie wyprowadzić z równowagi.
-Tak,
to były dobre czasy, co nie Aneciu.
-Tak
Marcelusiu, już ci milion raz mówiłam żebyś nie zdrabniał mojego imienia!
-A
tak dokładniej, dlaczego się nienawidzicie?
-To
jej/jego wina.-Spojrzała na nich jak na idiotów.
-Wytłumaczcie
dlaczego.
-Nie
widzi tego Pani.-(Znowu).- Nie papuguj!
-Wasz
problem jest cholernie dziwny, jesteście po prostu nie normalni.
-I
tu trafiła pani w sedno.-Popatrzyła się na nich dziwnym wzrokiem.
-Dlaczego?
-Bo
czy on/ona może być normalny/normalna.-Pani chyba się poddała, po chwili
patrzenia na nich po prostu wstała i wyszła.
-No
to mamy tą idiotkę z głowy.-Rozsiadł się jeszcze wygodniej w fotelu.
-Dlaczego
zawsze chcą wysyłać do nas pedagoga?
-Może
dlatego że zbytnio nie zachowujemy się jak ludzie?
-Może,
a pamiętasz gdy po raz pierwszy skręciłeś sobie kostkę na w-f-ie, graliśmy w
piłkę nożną i czekałam z tobą na twojego starego, który się do ciebie nie
spieszył.
-Pamiętam,
to były taki dobre czasy.
-Albo
gdy pomyliłeś łazienki i wszedłeś do damskiej, kiedy wszystkie brały prysznic,
byłeś w tedy taki czerwony jak burak.
-Tak
widziałem cię w całej okazałości.
-Jakie
szczęście, że nie miałeś przy sobie aparatu.- Zaczęła się jak zwykle strasznie
głośno śmiać.
-Tak
ale za to było gorzej gdy miałaś swoją piętnastkę, byłaś tak najebana, że
normalnie nie mogłem na ciebie patrzeć.
-No
w tedy to był mój pierwszy raz gdy piłam alko, a dziewczyny zbytnio mnie
podpuściły.
-Tak
rzygałaś całą noc.
-Jakie
szczęście że mam pustkę i nie pamiętam tej sytuacji.
-A
szkoda, bo bredziłaś trzy po trzy.
-Co?
Co dokładnie mówiłam?
-Gadałaś
że się w kimś skrycie podkochujesz.-(O szit dobrze że nie wygadałam się w kim,
bo to w nim się przez całą gimbaze podkochiwałam, nawet napisałam kilka fajnych
wiersz jeden z nich na pierwsze walentynki brzmiał tak:
Jeden uśmiech, jeden błysk twego oka,
Jeden gest, jedna nuta,
Tak mija cała minuta,
Choć wbija mnie w trwoga,
Wiem że blisko ciebie być mogę.
Choć losy w inną skierował nas stronę.
Debilizm
wiem, wiem, a napisałam ich jeszcze kilka, ale żadnego mu nie dałam i
postanowiłam zmienić obiekt swoich uczuć, które ukrywam od bardzo dawna…)-Hej
co się tak zacięłaś?
-Co,
a nic, zastanawiałam się tylko, o kogo mogło mi chodzić.
-Pewnie
o osobę na jedną noc.-Westchnął.
-Może,
a ty też nie byłeś taki święty.
-Co
ja zawsze byłem osobą o wiele od ciebie dojrzalszą.
-Tak
pamiętam zakończenie pierwszej klasy, jak nie zauważyłeś jak koledzy odsunęli
ci krzesło i padłeś jak placek na ziemie.
-To
był tylko jednorazowy przypadek.
-Tak,
zawsze z chłopakami tłukłeś się przed w-f, albo właziłeś na nisko usadowiony
kosz.
-To
było tylko dla popisu.
-Tak
mów tak dalej, ty nigdy niemogący dorosnąć dzieciaku.
-Aneciu
ty też nie jesteś lepsza.
-Ja
ci dam Anecie!!!-I zaczęło się, głupek zaczął uciekać, a ona zanim, w końcu
trafiła do skrzydła chłopaków, gdzie bęcwał próbował się zabarykadować, ale
prawie wyłamałby drzwi, dlatego złapał za poduszkę i zaczęła się bitwa na poduszki.
Na początku wygrywała, ale potem wziął ją z zaskoczenia i po jej wygranej.
Wtargnęła przez przypadek do męskiej toalety i zobaczyła prysznic, więc wzięła
słuchawkę i czekała aż wejdzie, powoli zbliżał się w jej kierunku, a ona tylko
na niego czekała, wszedł do łazienki, wtedy wyszła z ukrycia i zaczęła lecieć
woda ze słuchawki, gdy zauważyła że to nie Marcel. Był to jakiś inny obecny
mieszkaniec hotelu (szit). Uciekła gdy facet zaczął krzyczeć, ni z gruchy ni z
pietruchy coś złapał ją w pasie i pociągnęło w swoją stronę, trafiła do schowka
na szczotki, a przede nią stał ten cymbał.
-Ale
żeś odstawiła szopkę.-Zaczął się ze niej śmiać.
-Myślałam
że to będziesz ty, byłbyś wtedy cały mokry.
-Przewidziałem
taki przebieg sytuacji, ale ten koleś mnie uratował- Dostał ode niej po głowi.
-Jest
tak jak na naszej ostatniej Zielonej Szkole.
-No
w tedy to dopiero się działo.-Uśmiechnął się swoim idealnym, szyderczym
uśmiechem.
-Tak,
to były czasy.
-No
razem z chłopakami wlaliśmy do basenu tonę mydła i zamiast w wodzie kąpaliśmy się
w pianie.
-A
potem rzucaliśmy się balonami z wodą, miałeś całą mokrą koszule.
-Tak
a tobie było widać stanik pod bluzką.
-Hej
gdzie ty się patrzyłeś.-Znowu dostał po głowie i zaczął się ze niej śmiać.
-A
może jutro odwalimy im wszystkim niezapomnianą zieloną noc.
-Dobra,
to idziemy do sklepy po wszystkie materiały.
Poszli
do sklepu i kupili chyba tonę różnych rzeczy do dręczenia ludzi. W tym również
sprzęt to włamania się do pokoju dla obsługi, trochę świństw które są jadane
żeby dodać do jedzenia, a i wymyślili plan, aby móc zniknąć z sali podczas
kolacje to był zajście genialny plan.